Nie
do końca wiedział, co się z nim działo, ale chciał czerpać z tego korzyści i w
pewnym sensie wejść w głąb niewiadomej, by być w stanie jakoś się z nią
utożsamić. Starał się z całych sił przebić pewnego rodzaju mur i wyjść na
zewnątrz, do swoich uczuć, które
dryfowały gdzieś w przestrzeni, unosiły się w powietrzu – czekając, aż
ktoś je znajdzie, nazwie i zaopiekuje się nimi w odpowiedni sposób. Emocje
długo nie mogą być pozostawione same sobie; potrzeba żywej istoty, by mogła się
nimi posłużyć i poczuć je wewnątrz – serca, umysłu, ciała. Nie po to istnieją i
ulegają ciągłym zmianom, by omijać je szerokim łukiem i całkowicie się na nie
wyłączać. W krótkim okresie czasu poczuł, że w jego zachowaniu i percepcji
świata następują pewne, być może nieodwracalne zmiany. Spodobało mu się to,
chciał więcej i więcej. Zawsze chciał więcej.
Często
łapał się na siedzeniu i myśleniu. Nie robieniu nic, po prostu istnieniu i
staraniu się ruszyć do przodu, chociażby myślą, jak nie czynem. Uświadamiał
sobie coraz to więcej, widział i czuł wyraźniej, czerpał z tego nieopisaną
przyjemność. To jednak nie był maksimum jego doznań i wartości, które pragnął
wycisnąć z życia i jego aspektów. Zawsze było mu mało, choć dobrze wiedział, że
powinien postawić sobie jasną granicę. Nie był w stanie, jeszcze nie. Czekał na
moment, w którym w końcu będzie gotowy zrozumieć, co tak naprawdę w nim
drzemie, po co, i na jak długo. I czy właściwie chce w jakikolwiek sposób to
rozwijać albo jakoś się z tym utożsamiać. Możliwe, iż coś żyjące w jego wnętrzu było całkowicie innym organizmem; osobnym
bytem, który pragnął wydostać się na zewnątrz niego – tak samo jak on na
zewnątrz siebie, poza sferę cielesną i oczywistą.
Codziennie
widywał inne obrazy w głowie i w sercu. Podchodził do nich ostrożnie, z
dystansem, nie chcąc niepotrzebnie budzić bestii. Potrzebował jej wewnątrz
siebie. W pewnym sensie ona go dopełniała, budowała; sprawiała, że był
dokładnie tym, czym przeczuwał, że powinien być. Monstrum zdawało się
perfekcyjnie wiedzieć, czego potrzebuje, aby się rozwijać i iść przed siebie,
chociażby w znaczeniu psychicznym, jeśli nie fizycznym. Nie było w stanie poruszyć
człowiekiem, który trzymał go na niewidzialnej smyczy. Mogło mu jedynie coś
rozkazać lub mocno zapragnąć, ale to istota ludzka pociągała za sznurki i
decydowała o tym, czy chce wykonać dany ruch, lub w ogóle jakikolwiek.
Starali
się żyć w symbiozie, choć nie było to proste. Gdy jedna strona przejmowała
kontrolę, druga starała się ją uspokajać – i vice versa. Zdarzały się sytuacje,
w których decyzję podejmowała strona mocniejsza, ale również takie, w których
wygrywała słabsza. Nie zawsze chodzi o moc czy potęgę danej jednostki; istotny
jest kontekst i tło całego wydarzenia. Trzeba brać pod uwagę wszelkie możliwe
rozwiązania, zbadać sytuację, podjąć się niemałej analizy i wyciągnąć
odpowiednie wnioski, by móc zmierzyć się w przyszłości z czymś podobnym albo
nawet trudniejszym. Nie zawsze cel jest tym, co się liczy i co nas motywuje –
bardzo często jest to droga sama w sobie, która prowadzi nas w określonym
kierunku. Tylko od nas zależy, co na niej spotkamy i jak wykorzystamy atrybuty,
jakie otrzymała wcześniej od innych przechodniów.
Rzecz
w tym, by wiedzieć, jak korzystać ze wszystkiego, co jest nam dane. Bezustannie
próbować, poznawać, badać, nie bać się. Sięgać głębiej, działać, docierać do
istoty problemu, analizować wszelkie za i przeciw, dochodzić do optymalnych
wniosków i być pewnym choć jednej rzeczy, która uroiła się w naszej głowie lub
sercu. Jesteśmy kowalami własnego losu i wyłącznie od nas samych zależy, co
wykujemy. Skoro sami do końca nie jesteśmy pewni, jakie są nasze zamiary i cele
– nie dotrzemy nigdzie. Zabłądzimy, staniemy w ślepym zaułku, czekając na pomoc
i znak, który mógłby pokierować nas dalej albo sprowadzić na odpowiednią drogę.
Gdy jednak takowy się nie pojawi, co wtedy mamy począć? Nie ma sensu lamentować
i oczekiwać cudów, takowe się nie zdarzają. Najważniejszym jest, by znać siebie
samego. To jest klucz do wszelkich powodzeń.
Wiem,
że dawno mnie tu nie było. Wiem, że teraz praktycznie w ogóle mnie tu nie ma. Za
dużo się dzieje, bym mogła na spokojnie przysiąść i spisać myśli. Dużo teraz u
mnie chaosu. Próbuję ujarzmić swoją własną bestię i mam nadzieję, że Wam uda
się Wasze.
Dziękuję
wszystkim, którzy wciąż mniej lub bardziej mnie wspierają i pomagają iść przed
siebie, choć bywa różnie. Bez Was nie byłabym tu, gdzie jestem. Jesteście super.
PS.
Opowiadanie dedykuję osobie, która w ostatnim czasie zaczęła na nowo odkrywać,
z czego zbudowane są ludzkie emocje i jak działają ich mechanizmy. Oby nigdy
Cię nie zawiodły.