Czarno-białe
trampki cicho stąpały po chodniku, dając się kierować jej zgrabnym stopom i
silnym nogom. Kiedyś tak głośno człapała, że dałoby się ją usłyszeć z drugiego
końca drogi, lecz teraz stawiała kroki cicho jak mysz, nie dając się jakkolwiek
rozpoznać. Patrzyła dumnie przed siebie, pozwalając się nieść nutom muzyki
grającym w jej uszach, płynących przez śnieżnobiałe kable podłączone do
telefonu. Dobrze znała te melodie, lecz jednocześnie odnosiła wrażenie, że z
każdą kolejną piosenką poznaje je na nowo. Patrzyła na dawne miejsca, które
kiedyś były dla niej zaskoczeniem, a teraz niemalże czuła się w nich jak w domu.
Mijała je w błyskawicznym tempie, ale i tak była w stanie wyłapać wszystkie
zapamiętane momenty i ludzi, którzy się tam z nią znaleźli, a właściwie osobę.
Gdy
tak szła, tło ulegało nieustannym zmianom. Stawało się coraz ciemniejsze, lecz
w niektórych momentach wydawało się wysyłać dziewczynie konkretne znaki, jak
gdyby chcąc się z nią specjalnie porozumieć. Próbowała je odbierać, ale nie
była pewna, czy do końca rozumie, ani czy w ogóle chce rozumieć te sygnały. Tym
razem pragnęła zaufać samej sobie i nie skupiać się na tym, co podpowiadało jej
otoczenie. Pragnęła odpowiedzieć na parę pytań przy pomocy własnej intuicji i
obserwacji duszy, aniżeli przyrody wokół niej. Chciała również dokładniej
wsłuchać się w to, co podpowiadało jej serce, gdy w końcu znalazła dla niego
chwilę spokoju.
Uchwycała
coraz to ważniejsze momenty i miejsca, by móc za jakiś czas porównać zmiany,
jakie w nich zaszły, ale także dla własnej satysfakcji i wewnętrznego spokoju
ducha. Starała się łapać chwile, póki jeszcze była w stanie je dostrzec i
zatrzymać, bo czas płynął nieubłaganie, a słońce chowało się za horyzontem i
nie chciało dać jej wystarczająco minut na spełnienie wewnętrznych celów. Gdy
jednak w końcu znalazła to miejsce, siadła na swoim charakterystycznym, jakoś
dziwnie wyżłobionym, i spojrzała przed siebie, na roztaczające się wokół
skupisko wody oraz krótki pomost, który tak mocno zapadł jej w pamięć i wyrył
się w sercu. Poczuła, jak jej oczy zachodzą łzami i chwilę potem straciła
kontrolę nad własnymi emocjami.
Po
paru minutach w jej organizmie zapadła cisza i dziewczyna była w stanie udać
się w dalszą podróż. Odnalazła ruiny budynku oraz opuszczoną fabrykę, choć
niebo było już niemalże ciemne i widać było bardzo mało. Postanowiła odwiedzić
jeszcze jedno miejsce, które nabrało znaczenia równo trzysta sześćdziesiąt pięć
dni wstecz. Wracając, skręciła w jedną z alejek i zaczęła kroczyć przed siebie,
coraz bardziej zagłębiając się w ciemność i dając pochłonąć wszechobecnej
przyrodzie oraz jej dźwiękom. Wtem poczuła przerażenie, które zmroziło ją od
stóp do głów. Uświadomiła sobie, że jest kompletnie sama, co potwierdził głos w
słuchawkach, a wokół brak jakiegokolwiek światła czy budynku. Tylko ona w
dziczy, szukając miejsca, które równo rok temu mogła nazwać domem, choć na chwilę.
Doszła do końca alejki i poczuła ogromny zawód, który na chwilę zajął miejsce
strachu. Czyżby zapomniała? Ciężko jej było w to uwierzyć, więc ruszyła w drogę
powrotną.
Ostatecznie
odnalazła charakterystyczne przejście prowadzące do jedynego w swoim rodzaju
przedsionka. Składało się ono z pagórków i wyżłobień, którymi musiała przedrzeć
się do stromego przejścia. Następnie wbiegła na górę i jej oczom ukazała się
mała polana, która pod osłoną ciemności prezentowała się może trochę groźniej
niż zapamiętała, ale… to było to miejsce. Dziewczyna zapragnęła klęknąć na
suchej trawie między drzewami i ukryć twarz w dłoniach, ale ograniczyła się
tylko do cichego szlochu i spojrzeń rzucanych z lekkim niedowierzaniem na
miejsce, w którym się znalazła. Nie sądziła, że kiedykolwiek to przyzna, ale do
większego szczęścia i pełniejszego obrazu brakowało jej jedynie słońca, głównie
jego promieni. Cieszyła się tak czy inaczej z tego, co udało jej się osiągnąć i
jak daleko zajść, choć czuła przeszywający ból w stopach i duchotę powietrza od
dobrej godziny.
Gdy
poczucie niebezpieczeństwa i strach zaczęły w niej rosnąć do niebotycznych
rozmiarów, opuściła to miejsce, zostawiając w nim wszelkie dobre emocje, po
czym ruszyła w drogę powrotną. Czuła się zagubiona, mała, nieważna, a co
najważniejsze – czuła, że banalna ścieżka, która doprowadzi ją do domu, jest
jednocześnie najtrudniejszą, z jaką przyjdzie jej się zmierzyć. Bała się
napływających wciąż resztek wspomnień, grającej w uszach muzyki oraz
świadomości, jak bardzo przestała kontrolować to, co się z nią działo. Szła
przed siebie, po części na ślepo, po części wiedząc co znajdzie za rogiem.
Droga zaskoczyła ją parę razy swoją pomysłowością – gdy wypuściła z krzaków
kota, który z przyjemnością łasił się do nóg dziewczyny i pozwolił pogłaskać;
gdy w świetle latarki z telefonu widziała latające wokół niej białe motyle, a jeden
z nich nawet wleciał w jej policzek, co odczuła jako lekkie uderzenie. Pod
koniec również lampy zaczęły zasypiać w niektórych miejscach, powodując
zaciemnienie kawałka ścieżki, jak gdyby chcąc dać dziewczynie pole do popisu
albo sprawdzić jej znajomość trasy. Gdy je mijała, ponownie budziły się do
życia.
Po
dobrych parudziesięciu minutach dostrzegła już znajomy most i odetchnęła z
ulgą. Pomimo iż widziała ludzi, nie zapewnili jej potrzebnego komfortu, jakiego
oczekiwała, znajdując się obok nich. Teraz wiedziała, że napotka ich większe
grupy, które jakoś odwrócą jej uwagę od otoczenia, dzięki czemu będzie mogła
się uspokoić. Pozwoliła sobie przejść w bezpiecznej odległości od skupisk, z
powrotem oddając się muzyce lecącej w słuchawkach i dotkliwiej odczuwając ból
stóp oraz ciepłe powietrze, którego nie rozrzedzał nawet wiejący co parę chwil
wiatr. Nie chciała iść na łatwiznę i udać się do domu pojazdem komunikacji
miejskiej, więc kroczyła dalej przed siebie, nie zważając już na nic, co
wcześniej było dla niej jakimkolwiek problemem. Czuła się spełniona i doszło do
niej, co tak naprawdę dokonało się tego wieczora, gdzie była i czego
doświadczyła. Zatęskniła za tym, ale jednocześnie wiedziała, że nie będzie
mogła szybko tam wrócić. Nie na tym to wszystko polega.