Gubiła
się w sobie i odnajdywała, raz za razem. Ludzie, miejsca i sytuacje również nie
były jasne i klarowne, czasem nawet ciemniejsze niż zazwyczaj, co dodatkowo
wytrącało ją z równowagi, której tak uparcie szukała. Pragnęła zrozumieć, w
kierunku czego tak naprawdę dąży i zorientować się, od jak dawna kroczy wytartą
ścieżką, która momentami i tak zdawała się prowadzić ją w ślepe zaułki.
Nie
była już tą wersją siebie, z którą do tak niedawna się utożsamiała. Od pewnego
czasu odkrywała w sobie pokłady energii, skumulowanej z czegoś, czego nie
potrafiła określić, a jednak była wdzięczna wszystkim siłom wyższym, że była w
stanie odbić się od dna, na które tak często zdarzało jej się opadać. Nie była
nikim mocarnym, nie chodziła z wysoko podniesioną głową i nie emanowała
pewnością siebie, ale widziała mniejsze i większe zmiany w swoich działaniach,
możliwościach i percepcji, które napełniały ją satysfakcją z każdym kolejnym
osiągnięciem, a także porażką, z których czerpała lekcje.
Bywały
dni i chwile, gdy odzywała się w niej słabsza strona, ale wychodziła z
założenia, że dotyka to każdego żyjącego człowieka. Nikt przecież nie jest w
stanie radzić sobie z emocjami na poziomie eksperta, ktoś taki nie istnieje.
Starała się o tym nie myśleć, lecz podczas zaciskania pięści czasem czuła ból
palców, które zostały pozbawione skórek lub krwawiły, zostawiając szkarłatne
ślady na wnętrzach jej dłoni. Było jej o wiele prościej w pewien sposób
zapomnieć o nękającym ją stanie, gdy budziła się rano i już nie czuła mokrej
poszewki poduszki pod policzkiem, z którą zasypiała niemalże każdego wieczoru.
Jednak gdy przez okno wpadały promienie słońca i głaskały ją po twarzy, stan
znów zdawał się wracać, przynosząc ze sobą wspomnienia wydarzeń z kilku
ostatnich miesięcy, które kosztowały ją więcej niż sądziła.
Obudziło
się w niej coś na kształt wrażliwości, którą chciała poczuć od dłuższego czasu
w większej mierze, a nie tylko powierzchownie, jak zazwyczaj. Częściej
zapisywała swoje myśli na papierze lub ekranie telefonu, tchnąc w słowa emocje
w najczystszej możliwej postaci. Wolała jednak trzymać tę wrażliwość wewnątrz
siebie, tworząc z niej coś na kształt zbroi, za którą mogła się schować.
Ukrywała ją pod czarnymi ubraniami, jakie zakładała na siebie niemalże dzień w
dzień, tym samym chcąc także zdobyć przychylność wieczoru, z którym coraz
częściej wdawała się w romans. Im ciemniej i chłodniej, tym mniej chętnie
wracała do ciepłego i przytulnego domu, który był jedynie schronieniem. Wieczór
rozumiał jej potrzeby, był jej przyjacielem i kochankiem, obrońcą. Nie raz
kroczyła miastem z mokrymi policzkami, podczas gdy podmuchy wiatru pchały ją do
przodu i powodowały ciarki na jej ciele, pomagając w przetrawieniu wszelkich
wybuchających w niej emocjonalnych wulkanów.
Umiała
również odnaleźć się w sytuacjach, w które Los wrzucał ją całkowicie
przypadkiem, które wcześniej nie zdarzały się praktycznie nigdy. Gdy
przepływały przez nią dobre fale, poddawała się im, nie mając siły ani chęci
walczyć. Zaczynała wtedy poruszać się w rytm muzyki grającej w słuchawkach, a
gdy była ich pozbawiona, sama wyobrażała sobie otaczające ją nuty tworzące
melodie, śpiewając szeptem lub wydając z siebie delikatne dźwięki. Nie bała się
również patrzeć w lustro, ponieważ widziała tam inną osobę niż tę, której
unikała w przeszłości, omijając gładkie powierzchnie szerokim łukiem lub
odwzajemniając spojrzenie zagubionej istoty o zaszklonych oczach.
Była
również w stanie umiejętniej wyselekcjonować ciepło i chłód, z jakimi odnosiła
się do innych ludzi, przedmiotów lub samej siebie. Niekiedy okazywała więcej
uczuć niż powinna, lecz wiedziała, że jest w stanie okiełznać sytuację i nie
dać wymknąć jej się spod kontroli. Zaczęła też bardziej szanować swój czas i
emocje, nie dając innym wpełzać zbyt głęboko w siebie i nimi manipulować lub
najzwyczajniej w świecie wsiąkać negatywnych doświadczeń jak gąbka, która z
czasem przekształci się w kamień. Coraz częściej dostrzegała swoją wartość i
walczyła o nią każdą częścią ciała, umysłu, duszy i serca.
Dziś mija trzeci rok, od kiedy się tutaj udzielam. Nie wiem, czy ktoś to czyta, rozumie czy śledzi, ale mam nadzieję, że kiedyś ktoś będzie w stanie pojąć, co właściwie się tutaj dzieje. Może kiedyś komuś jakoś to pomoże, pozwoli się utożsamić lub przyniesie ukojenie. Tak czy inaczej dziękuję wszelkim duszyczkom, które towarzyszyły, towarzyszą i będą towarzyszyć mi w tej podroży. Każda jednostka wnosi coś do mojego życia, a tym samym do mojej twórczości, z którą się tu dzielę. Tak więc... to właśnie Wy tworzycie ten blog. Dziękuję Wam wszystkim z osobna i razem, jesteście cudowni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz