Nastała jesień, a potem zima. Po niej zaś wiosna. Miesiące mijały, a sytuacja wciąż nie zdawała się przynosić żadnych perspektyw na zmianę. Dziewczyna nie wiedziała, co powinna począć zarówno ze sobą, jak i przestrzenią, w której się znajdowała – czekać, starać się samodzielnie posuwać do przodu, a może wstrząsnąć do granic możliwości, aby w końcu coś zaskoczyło? Nie miała bladego pojęcia, jaki ruch powinien być kolejny i czy w ogóle wykonywanie go ma jakiekolwiek znaczenie. Jedyne, czego była pewna, to koc, który wciąż jej towarzyszył. Wiedziała, że może na nim polegać w najgorszych momentach i że zapewni jej komfort, gdy będzie tego potrzebować. Z nim też jednak ostatnimi czasy coś zaczęło się dziać i dziewczyna nie wiedziała, z czego to może wynikać. Poświęciła wiele tygodni, a nawet miesięcy, starając się rozwiązać kwestię jego nagłej szorstkości.
Wszystko wzięło się od tego, że koc w którymś momencie stał się w dotyku kompletnie inny niż dotychczas. Dziewczyna nie miała pojęcia, kiedy nastała ta chwila i co dokładnie mogło ją spowodować, ale przeczuwała, że przyczyna musi być zakorzeniona gdzieś głęboko – tam, gdzie nawet ona nie miała dostępu. Dwoiła się i troiła, aby odkryć tę tajemnicę, ale bezskutecznie. Gdy w końcu nadszedł moment, w którym postanowiła się z nim rozstać, koc magicznie się zmienił i z powrotem stał się przyjemny i ciepły w dotyku. Cała szorstkość znikła jak ręką odjął. Dziewczyna była wniebowzięta i od tego momentu spędzała dużą część swojego czasu owinięta przyjemnym materiałem, który kojarzył jej się z dobrem i spokojem.
Gdy zaczęło się robić naprawdę ciepło, dziewczyna odstawiła koc na dalszy plan i zaczęła coraz częściej wychodzić na dwór. Bywały dni, gdy zrywał się mocny wiatr, który utrudniał jej czerpanie przyjemności z długich spacerów oraz krótkich przechadzek, ale z czasem zaczęła dostrzegać i doceniać jego siłę i wykorzystywać ją na swój sposób. Będąc na zewnątrz, łapała maksymalnie tyle powiewów wiatru we włosy, ile była w stanie; dawała mu ułożyć swoje włosy i ubranie, a momentami także łzy cieknące po policzkach, gdy przeżywała ciężkie chwile. W pewnym momencie wiatr stał się mocnym sprzymierzeńcem, z którym dziewczynie ciężko było się rozstać. Gdy dni zaczęły się robić coraz zimniejsze, zamiast chować się pod kocem, tak jak zwykła robić dotychczas, podbiegała do okna, aby wypatrywać przez szybę natury niesionej powiewami wiatru. Czuła wtedy w sobie nieznaną dotąd tęsknotę za wolnością i spokojem, których od dawna jej brakowało.
Z czasem doszła do wniosku, że zimniejsze dni nie powinny stawać jej na przeszkodzie do czerpania przyjemności z tej siły natury, do której ciągnęło ją najmocniej. Odkryła wtedy również, że wiatr w pewne dni stawał się o wiele cieplejszy, jak gdyby mocniej chcąc ją przyciągnąć do siebie i zatrzymać na dłużej. Oddawała się w pełni jego muśnięciom na tych częściach skóry, które nie były zakryte, czyli na twarzy i dłoniach, aż do momentu, w którym robiło jej się zbyt ciepło. Wtedy przypominała sobie o kocu, który czekał na nią w domu i mógł dać jej dokładnie to samo, przez co łapały ją wyrzuty sumienia. Czyż nie oddała się wiatrowi ze względu na jego zimno i gwałtowność? Skąd więc wzięła się w niej ta zmiana? Gdy tylko w jej głowie pojawiły się pierwsze wątpliwości, czym prędzej wróciła do domu, ale w jej głowie chęć otrzymania ciepła walczyła również z tą drugą, chłodniejszą emocją. Nie była w stanie zdecydować która przynosi jej więcej przyjemności.
Od razu po wejściu do pokoju sięgnęła po koc, ale nie po to, by się nim okryć – chciała mu się po prostu porządnie przyjrzeć z każdej strony i zobaczyć czy wciąż był tym, na czym jej zależało i czy prezentował się z każdej strony tak samo, jak zapamiętała go od ostatniego użycia. Jakim więc zdziwieniem było dla niej, gdy dostrzegła, że koc ponownie zaczął zmieniać swój materiał – ledwo dostrzegalnie, ale nie dla jej wprawnego oka. Ona widziała wszystko jak na dłoni. Owinęła się nim, aby ostatecznie sprawdzić, czy na pewno wzrok jej nie myli, a koc, jak gdyby odpowiadając na dotyk z jej zimną skórą, w mgnieniu oka stał się szorstki i nieprzyjemny. Odrzuciła go w bok i spojrzała w okno, na którego szybie znajdowało się kilka liści. Odniosła dziwne wrażenie, że ich powierzchnia jest zbyt gładka jak na tę porę roku, ale podeszła do szyby, aby się upewnić. Liście zdawały się muskać powierzchnię okna, niesione podmuchami wiatru, jak gdyby ten chciał dać o sobie znać.
Dziewczyna czuła się rozdarta pomiędzy dwoma różnymi światami, jednocześnie wiedząc, że do żadnego nie należy w pełni. Nie wiedziała już jakie emocje chciałaby odczuwać i czy w ogóle jakiekolwiek powinna. Ciepło wydawało jej się równie kuszące co zimno, choć momentami ciągnęło ją do tego drugiego, pomimo iż wiedziała, że jest to wbrew jej własnemu kodeksowi. Głosy w głowie podpowiadały dziewczynie, że powinna skupić się na jednej rzeczy i na jednej emocji – nie może przecież być rozdzierana po kres swych dni. Perspektywa doznawania obu była kusząca, ale w głębi duszy wiedziała, że przyjdzie dzień, w którym będzie musiała podjąć decyzję. Wciąż jednak bała się, że ta, którą podejmie, prędzej czy później okaże się błędna.
Opowiadanie inspirowane płytą Faith zespołu The Cure (w szczególności piosenką tytułową) oraz prawdziwymi zdarzeniami