Nad ziemią unosiła się gęsta mgła.
Gdzieniegdzie dało się zauważyć szare płyty nagrobne ozdobione starymi
zdjęciami i cytatami. Nie były one jednak zbyt dobrze widoczne z daleka,
ponieważ zalegał na nich kurz i pył, którego nikt od dawna nie uprzątnął. Wszystko
praktycznie zlewało się z tłem i ciężko było cokolwiek dostrzec z większej
odległości. Ozdoby widoczne były jedynie dla wprawnego oka oraz osób, które
wiedziały o istnieniu tego miejsca.
Jedną z nich była mała dziewczynka,
która spokojnym krokiem przemieszczała się po placu, a właściwie cmentarzu. Nie
dało się jednoznacznie określić, czym dokładnie było to miejsce – dla każdej
osoby zdającej sobie sprawę z jego istnienia znaczyło całkiem co innego. Jedni
spotykali się tu ze swoimi bliskimi, ucztując, rozmawiając i śmiejąc się
wniebogłosy, zupełnie nie przejmując się faktem, że znajdują się w miejscu,
które dla innych może być poważne. Byli albowiem tacy, którzy stali nad grobami
ze łzami w oczach i wspominali dawne czasy, gdy jeszcze mogli spotkać się z
bliskimi we wspólnym gronie, wśród żywych.
Dziewczynka szła, a mgła zdawała się
rozstępować przed nią na boki. Miała na sobie zwiewną, stalową sukienkę na
cienkich ramiączkach, która sięgała jej za kolana, a na nogach czarne baletki.
W jej białe włosy wpięte były popielate kwiatki, które wyraźnie odznaczały się
na tle jasnych, niemalże rażących kosmyków. W dłoniach ozdobionych krótkimi
ciemnymi rękawiczkami trzymała dwie białe róże, które symbolizowały czystość i
pokój – coś, na co dziewczynka zawsze starała się zwracać uwagę. Od urodzenia
wpajano jej, że ludzie opanowani są lepiej postrzegani przez innych, a
zachowanie czystości ducha i ciała jest rzeczą niezwykle ważną. W głowie nadal
miała słowa matki „Dziel się swoim dobrem z każdym, albowiem wszystkie istoty w
pełni na nie zasługują”.
Gdy usłyszała je po raz pierwszy,
nie była pewna, czy dobrze zrozumiała ich sens. Ojciec często przestrzegał ją
przed niebezpieczeństwami czającymi się wszędzie wokół, przez co w końcu
zaczęła bać się świata i obawiać przyszłości. Potem jednak matka wyjaśniła
córce znaczenie swych słów i wyraźnie ją uspokoiła. Od tamtego czasu
dziewczynka starała się patrzeć na wszystko bardziej przychylnie.
Dzisiaj w końcu nadszedł Dzień
Pamięci. Wszyscy mieli zebrać się na cmentarzu, na który ona przyszła o wiele
wcześniej, by móc spędzić z bliskimi więcej czasu. Kroczyła powoli, kurczowo
ściskając przed sobą dwie białe róże i kierując się w stronę grobów swoich
rodziców. Gdy w końcu je ujrzała, poczuła falę chłodu, która zaczęła zalewać
jej ciało. Mimo dziwnych, niewytłumaczalnych dreszczy, które przebiegły
dziewczynce po karku, nie zatrzymała się. Z każdym kolejnym krokiem zbliżała
się do nich coraz bardziej. Już widziała maleńkie ogniki ułożone w dwa serca i
unoszące się nad grobami. Przez chwilę nie potrafiła oderwać od nich wzroku,
ale w końcu z powrotem spojrzała na ścieżkę.
Z każdym dniem odczuwała coraz
większą tęsknotę, a niekiedy zdarzało jej się nawet żalić samej sobie. Nie
miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć ze wszystkich rozbudzonych w niej uczuć
– była zdana wyłącznie na siebie. Często prowadziła konwersacje, w których
mówiła i słuchała jednocześnie, i nie sądziła, by było to dziwne lub
niezrozumiałe. Ludzie często patrzyli na nią jak na obłąkaną, ale ona nie
przejmowała się nimi ani trochę.
Podeszła do grobów i spojrzała na
miejsce spoczynku matki, a po chwili ojca. Poczuła zbierające się w oczach łzy
i szybko je zamknęła. Owionął ją chłodny wietrzyk, ale mimo tego poczuła ciepłą
dłoń na swoich plecach. Odwróciła się zlękniona i ujrzała niewyraźną postać
matki, która uśmiechała się do niej łagodnie. Kobieta odgarnęła z jej twarzy
kosmyki włosów i założyła je za ucho, a z oczu dziewczynki powoli wypłynęły
zebrane w nich wcześniej łzy. Obok matki szybko pojawił się ojciec, który
również zdawał się lekko rozmywać w powietrzu. Postacie wyglądały jak
hologramy, ale miały możliwość nawiązania fizycznego kontaktu z tymi, dla
których tu przyszły. Na tym polegała magia Dnia Pamięci.
Cmentarz był otwierany na jeden
dzień w roku, przez wszystkie pozostałe pozostawał zamknięty i nikt nie miał na
niego wstępu – zarówno dusze zmarłych, jak i istoty żywe. Dlatego ludzie
starali się wykorzystać go maksymalnie, ponieważ wiedzieli, że czas przecieknie
im przez palce i nie będą mogli go ponownie wykorzystać. Z każdym kolejnym
rokiem byli coraz starsi i za niedługo oni również mogli odejść, więc woleli
spędzić swoje ostatnie chwile z tymi, na których im najbardziej zależało.
Dziewczynka patrzyła zaszklonymi
oczami na swoich rodziców i nie potrafiła uwierzyć, że stali przed nią w całej
okazałości. Spotkała się z nimi po raz pierwszy, ponieważ opuścili ją dosyć
niedawno. Nadal jednak ciężko było jej się pogodzić z tą sytuacją i wielkim
szokiem był dla niej fakt, że mogą obcować z nią, jak gdyby byli z krwi i
kości. Tak bardzo tęskniła za ciepłem, które towarzyszyło jej za każdym razem,
gdy wspólnie spędzali czas, że teraz odczuła je z niemalże podwojoną siłą. W
jednej chwili jej ciało zalała fala gorąca, a łzy puściły się z oczu jak
szalone. Starała się je ocierać, ale co chwilę wypływały nowe.
- W porządku, skarbie – usłyszała z
oddali ciepły głos matki i spojrzały sobie w oczy. Miała wrażenie, że kobieta
znajduje się kilka, jak nie kilkanaście, metrów od niej. Nie słyszała jej tak
wyraźnie, jak powinna, chociaż ogromnie tego pragnęła.
- Jesteśmy tu dla ciebie – dodał
ojciec i dziewczynka wlepiła w niego swoje zaszklone oczy. Po raz kolejny
zdziwiła się, że mężczyzna stał zaraz obok, ponieważ usłyszała go z o wiele
większej odległości.
- Coś się stało, skarbie?
Dziewczynka spojrzała na matkę i
zobaczyła, że jej postać powoli zaczyna się rozmywać w powietrzu.
- Córeczko, coś wyraźnie jest nie
tak – zauważył ojciec i spojrzał na nią bardziej surowym wzrokiem. Od razu
przypomniał jej się dzień, w którym zgubiła jego jedyną książkę, na którą
bardzo długo zbierał zarobione pieniądze. Czasami ledwo starczało im funduszy
na utrzymanie, ale kiedy mogli, sprawiali sobie lub córce mały prezent od
serca. Nie zdarzało się to zbyt często, ale dziewczynka nigdy nie czuła się
przez to gorzej, zawsze potrafiła docenić to, co dla niej robili.
Tamtego dnia ojciec mocno się
zdenerwował, ale nie krzyczał na nią ani nie przeklinał. Potrafił trzymać nerwy
na wodzy, był z natury opanowanym człowiekiem. Przez kilka dłuższych chwil
dziewczynka po prostu wpatrywała się w jego chłodne oczy, którymi zdawał się
wwiercać w jej ciało z niemalże fizyczną siłą. Wtedy nie potrafiła oderwać
wzroku, ponieważ coś ją w nich zaciekawiło, lecz teraz, gdy pomyślała o tamtym
widoku, po ciele przechodziły jej ciarki. Spojrzenie ojca tym razem było w
jakimś stopniu podobne do tego z pamiętnego dnia.
- Ja… nie potrafię w was uwierzyć –
wyjąkała cichutko i spuściła głowę.
- W takim razie będziemy musieli się
pożegnać – odparła smutno matka. Tym razem dziewczynce ledwo udało się usłyszeć
jakikolwiek głos. Podniosła swoje zaszklone oczy na zmartwioną twarz matki.
- Czemu?
- Wiara jest jedynym, co nas przy
tobie trzyma, słonko. Wszyscy teraz wyraźnie czujemy, że ci jej brak –
wyjaśniła kobieta i wyciągnęła dłoń w stronę dziewczynki. Ta szybko podała
rodzicom białe róże, które dla nich przyniosła. Wzięli je i uśmiechnęli się
pocieszająco.
- Ja… ja nie wiem, czemu się tak
dzieje. Po prostu… za bardzo za wami tęsknię i to wszystko jest dla mnie zbyt
nierealne, by mogło dziać się naprawdę – wyjąkała i poczuła, że po policzkach
spłynęły jej kolejne łzy.
- Czasami wiara przychodzi sama, ale
są momenty, w których trzeba się nauczyć jej używać – odparła spokojnym głosem
matka i pogłaskała córkę po głowie. Dziewczynka odczuła jednak tylko muśnięcie
powietrza, poprzednie ciepło znikło niemalże całkowicie.
- Zobaczymy się za rok, myszko –
odezwał się ojciec i wystawił ramiona, klękając przed córką. Szybko w nie
wpadła, ale nie napotkała chudej sylwetki taty, a znów jedynie chłodne
powietrze. Wyobraziła sobie, że naprawdę ją obejmuje i trochę pomogło. Poczuła
kolejne muśnięcie i uświadomiła sobie, że pewnie dołączyła do nich matka.
Spojrzała ukradkiem w bok i zobaczyła, że z oczu kobiety również płynęły łzy.
Cała jej sylwetka znikła niemalże całkowicie, ale łzy zdawały się świecić jak
diamenty – nie dało się ich przeoczyć. Odsunęli się od siebie i dziewczynka
uświadomiła sobie, że płacze każde z nich. Nigdy nie widziała swojego taty w
chwili słabości, więc było to dla niej tym bardziej szokujące.
- Dziękujemy za twoje dobre dary.
Masz wielkie serduszko, wiesz o tym? – zagaiła mama, ocierając łzę z oka i
siląc się na ciepły uśmiech. Ciężko było jej zachować spokój ducha, mając świadomość,
że za chwilę znów rozstaną się na cały kolejny rok.
- Niewystarczająco, by móc was tam
dzisiaj zmieścić – odparła cicho dziewczynka i pociągnęła nosem. – Mam
nadzieję, że chociaż one będą wam o mnie przypominać – dodała, wskazując na
róże, które trzymali w ledwo widocznych dłoniach.
- Nie zamierzamy nigdy o tobie
zapomnieć – powiedział łagodnie tato. – Skąd w ogóle taki pomysł, córciu?
- Ja… nie wiem. – Pokręciła głową. –
Po prostu żałuję, że nie jestem taka dobra jak wy.
- Jesteś, ale na swój sposób –
odparła szybko matka i odgarnęła jej włosy z czoła, a przynajmniej próbowała,
ponieważ nie mogła już dotknąć córki. Wyraźnie posmutniała i zabrała dłoń.
- Przepraszam, że was zawiodłam. –
Dziewczynka klęknęła przed rodzicami i schowała twarz w dłoniach. Oni wymienili
przygnębione, ale jednocześnie współczujące spojrzenia, po czym schylili się i
po kolei ucałowali córkę w czubek głowy.
- No już, mała, spójrz na nas –
polecił ojciec spokojnym tonem i dziewczynka szybko otarła łzy, po czym wstała
i wpatrzyła się w ich niemalże przezroczyste sylwetki.
- Niestety musimy już iść, słonko –
oznajmiła mama. – Chcemy, żebyś wiedziała, że nic, co się dzisiaj wydarzyło,
nie jest w najmniejszej kwestii twoją winą. Kochamy cię i zawsze będziemy o
tobie pamiętać. Co roku będziemy tu przychodzić, by móc się spotkać. Mamy
nadzieję, że ty również.
- Oczywiście, że tak. – Dziewczynka
szybko pokiwała głową. – Kocham was.
Podeszła do przodu i wszyscy szybko
się objęli. Nie każdy odczuł to tak jak powinien, ale wyobraźnia często
potrafiła zdziałać cuda. Na niej w większej mierze opierało się dzisiejsze
spotkanie.
- Dziękujemy za skromne dary.
Cieszymy się, że o nich pamiętasz i widzimy, że stosujesz się do wszystkiego,
czego cię nauczyliśmy. Jesteśmy z ciebie bardzo dumni – oznajmił ojciec, a
dziewczynka pokiwała głową. Szybko jednak w jej oczach na powrót zebrały się
łzy. Zobaczyła, że im również.
- Do zobaczenia, córeczko –
pożegnała się kobieta i zdobyła na ciepły uśmiech.
- Do zobaczenia, mamo. - Spojrzała
na rodzicielkę, po czym przeniosła wzrok na ojca. – Do zobaczenia, tato.
- Żegnaj, skarbie. Pamiętaj, że
zawsze mocno będziemy cię kochać – odpowiedział mężczyzna i uśmiechnął się do
niej delikatnie. Dziewczynka poczuła w sercu żal, a po jej ciele rozeszła się
fala chłodu.
- Kocham was – oznajmiła i obydwoje
powoli zaczęli znikać. Jej uwadze nie umknęły jednak dwie jasne łzy, które
zdążyły skapnąć z ich policzków, zanim całkowicie rozmyli się w powietrzu.
Spojrzała na ziemię i zobaczyła, że w miejscach, których dotknęły, pojawiły się
dwie małe kałuże błyszczące jak diamenty.
Dziewczynka kucnęła i zaczęła
wpatrywać się w migoczącą powierzchnię, gdy wtem spod ziemi zaczęło coś
wyrastać. Po kilku chwilach ujrzała przed sobą dwie białe róże, świecące
niemalże oślepiającym blaskiem. Każda znajdowała się naprzeciw jednego grobu,
jak gdyby symbolizując miejsce spoczynku każdego z rodziców. Dziewczynka
przetarła oczy i szybko zamrugała. Pociągnęła nosem i zobaczyła, że z dłoni
skapnęła pojedyncza łza – jej własna. Po chwili pomiędzy dwoma błyszczącymi
różami pojawiła się kolejna, jednak mniejsza i wyraźnie bledsza.
Dziewczynka ledwo widocznie
uśmiechnęła się pod nosem i wstała. Po raz ostatni przyjrzała się ich wspólnemu
dziełu, a następnie odwróciła się i poszła w stronę domu, który był jedną z
najtrwalszych pamiątek po jej rodzicach.