Na
pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Dopiero po dłuższej chwili
uświadomiłem sobie, że w domu nadal panuje cisza, pomimo tego, że wszedł do
środka. Nie przywitał się ze mną, jak zwykle, tylko pospiesznie zdjął buty,
niedbale powiesił kurtkę na wieszaku i rzucił szalik na szafkę, który po sekundzie
za nią wpadł. Wyjąłem go, by zbytnio się nie zakurzył i odłożyłem na niższą
półkę, po czym skierowałem się do pokoju, gdzie zastałem go siedzącego na
kanapie. Garbił się i ukrywał twarz w dłoniach. Wtedy już wiedziałem, że miało
miejsce coś znaczącego.
Chciałem
do niego podejść, ale w jednej sekundzie gwałtownie się podniósł i zaczął
chodzić po pokoju, cały czas przykładając dłonie do skroni i głośno oddychając.
Już dawno nie widziałem go w takim stanie, dobrych parę lat. Kiedyś bywał
wybuchowy, łatwo dawał ponosić się emocjom. Jednego dnia po prostu poczułem, że
zakończył ten okres swojego życia. Domyśliłem się po tym, co robił i mówił oraz
w jaki sposób zabierał się do poszczególnych czynności. Wiedziałem, że zazna
spokoju, o który kiedyś prosił, modląc się co wieczór. Od tamtego dnia robił to
już w całkiem inny sposób – dziękując za to, co otrzymał.
Nie
chciałbym jednak skupiać się na kwestii religijnej, bo nie o to mi chodzi.
Pragnąłem za wszelką cenę dowiedzieć się, co zaszło, ale nie miałem jak się z
nim skontaktować, ponieważ cały czas chodził wokół kanapy, jak w jakimś
transie. Po paru chwilach zaczął uspokajać swój oddech i ostatecznie usiadł na
miękkim materacu, lekko się w nim zatapiając. Spojrzałem na niego pytająco i pochwycił mój wzrok. Dopiero wtedy
coś mnie uderzyło i dostrzegłem, jak bardzo zmęczonym człowiekiem jest
mężczyzna, którego myślałem, że znam na pamięć. Nigdy wcześniej nie widziałem
tych worów pod oczami ani paru zmarszczek. Nie zwracałem na nie uwagi, ponieważ
zawsze maskował wszystko uśmiechem i dobrym humorem, który praktycznie wcale go
nie opuszczał.
Często
skupiałem się na oczach, które zwężał, tworząc dwie cienkie linie, gdy był
bardzo uradowany. Teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo ten obraz odbił się w
mojej pamięci – całkowicie go odmłodził, zastępując prawdziwy wygląd. Nigdy nie
widziałem go w takim stanie. W jednym momencie wydał mi się posunięty w latach
i zmęczony, lecz w kolejnej sekundzie ujrzałem szczery i szeroki uśmiech.
Niestety, mój umysł sam go wyimaginował. Jego usta nadal nie zmieniły ułożenia.
Westchnął
ciężko i ponownie ukrył twarz w dłoniach. Podszedłem do niego i oparłem
podbródek na jego kolanie, a on po krótkiej chwili zastanowienia pogłaskał mnie
po głowie.
- Nie
wiem, jak to będzie – powiedział, opadając powoli na oparcie kanapy.
Podniosłem
na niego swój troskliwy wzrok i zamrugałem, chcąc jakkolwiek pomóc.
-
Nie mam zielonego pojęcia.
Pokręcił
głową i westchnął po raz kolejny, klepiąc mnie po plecach. Wyczułem w tym
geście dziwną delikatność, jakiej jeszcze nigdy wcześniej. Zawsze pojawiała się
stanowczość albo rozdrażnienie, głównie w przeszłości. Jednak tym razem
odniosłem wrażenie, jak gdyby gest został wykonany z pewną subtelnością, nie
chcąc okazać zbyt wielu emocji. Nie mogłem dopuścić do tego, by się zamykał ani
ograniczał. Pragnąłem okazać mu wsparcie, ale nie do końca wiedziałem, jak
podnieść go na duchu.
-
Rozumiesz mnie, prawda?
Po
raz kolejny skrzyżowaliśmy spojrzenia, a w kolejnej sekundzie postanowiłem
stanąć na dwóch łapach, opierając przednie o jego kolana. Wtem poczułem, że
tracę oparcie i kieruję się z powrotem na ziemię. Podtrzymały mnie jednak jego
ramiona. Przyjrzałem się im, ponieważ odniosłem wrażenie, że tu również coś
umknęło mojej uwadze. Byłem nieźle zaskoczony, gdy nie dostrzegłem niczego
nowego. Nadal były odrobinę wątłe, a spod spodu przebijały się na wierzch
delikatne zarysy mięśni. W tym ruchu jednak wyczułem pewność i stabilność, za
co byłem mu bardzo wdzięczny.
-
Stary druhu.
Musiałem
poprawić lewą łapę, więc lekko nią poruszyłem i przez pomyłkę zostawiłem czerwone zadraśnięcia na jego nadgarstku. Od razu poczułem wyrzuty
sumienia. Wiedziałem, że nie lubił, gdy się wierciłem, zawsze bolało go
odkażanie jakichkolwiek ran. Był ostrożną osobą, na taką również starał się
pozować. Nie zawsze mu wychodziło, na pewno nie przy ludziach. Przy nich zawsze
był inny, wesoły, gotowy na wszystko. Podziwiałem go, że wciąż dąży do tego, by
utrzymywać z nimi dobre stosunki. Niektórzy wydawali się okropni na pierwszy
rzut oka. Teraz wiem jednak, że nie mogę oceniać książki po okładce, więc
ograniczę się jedynie do tej wypowiedzi.
Po dłuższej
chwili zastanowienia byłem pewien, co mogłoby mu pomóc. Poczekałem, aż wychwyci
moje spojrzenie, a wtedy przeniosłem je w kąt pokoju, jeden z jego ulubionych w
mieszkaniu. Powoli podniósł się z kanapy i podszedł do swojego sprzętu. Zaczął
przeglądać wszystkie pudełka, które miał na regale, aż w końcu wyjął jakieś z
mężczyzną o twarzy przeciętej czerwoną błyskawicą na okładce. Pokazał mi, a ja
zamrugałem, nie będąc do końca pewnym, czy znów chcę go słuchać. Wiedziałem
jednak, że on zawsze poprawiał mu humor, więc po prostu cicho przytaknąłem. Włączył
muzykę i po chwili ujrzałem na jego twarzy uśmiech, za którym tak bardzo
tęskniłem. W jednej sekundzie powietrze w pokoju się rozrzedziło, a z zewnątrz
napłynęło więcej światła. Jego postać prezentowała się tak, jak kiedyś – młoda,
pełna sił witalnych i chęci do życia.
-
Dobrze, że cię mam.
Kucnął
i zawołał mnie ruchem dłoni, a ja podbiegłem do niego, wtulając się w dłoń,
którą wystawił.
Opowiadanie może i mało klimatyczne, ale postanowiłam, że nawiążę nim do nadchodzących wydarzeń. Chodzi mi o to, byście nigdy nie odrzucali dobrych serc, jakie biją w ludziach (a także innych istotach) oraz sami kierowali się swoimi w życiu. Niech prowadzą Was tylko tymi dobrymi ścieżkami, których czasem dobrowolnie byście nie wybrali. Z pomocą serca człowiek często może podjąć odpowiednie decyzje - i tego właśnie Wam życzę, kochani. Wesołych, radosnych i spokojnych Świąt!