Błąkała
się po pomieszczeniach jak dziecko we mgle. Znała je dobrze, lecz ostatnimi
czasy chcąc trzymać się od nich z daleka, coraz bardziej się do nich zbliżała.
Osoby, z którymi myślała, że nie zacieśni więzów, również stawały się coraz
przyjemniejsze w kontakcie i bardziej obecne w jej codzienności. Po czasie
stwierdziła, że nie przeszkadza jej to aż tak bardzo, choć liczyła na coś
kompletnie odmiennego. Miała ochotę na ucieczkę, legalną ucieczkę. Nie pragnęła
robić nikomu na złość ani się buntować, chciała po prostu zmienić otoczenie i
ludzi. Tęskniła za czymś, co oddalało się od niej z każdym kolejnym dniem, a
ona łapczywie machała rękami w powietrzu, chcąc zagarnąć choć ostatnią cząstkę szczęścia.
Ból
rozsadzał jej ciało, umysł oraz duszę co dzień, nie dając ani chwili
wytchnienia. Bywało, iż wszystkie dotykały jej w jednym momencie i nie chciały
puścić. Zazwyczaj jednak po prostu pojawiały się zamiennie, jak strażnicy
pełniący wartę, starający nie dopuścić pokoju ducha do jej osoby. Przez jakiś
czas próbowała z nimi walczyć, niszczyć każdego po kolei lub wszystkich naraz,
lecz szybko się poddała. Nie przyniosło to żadnych dalekosiężnych skutków,
jedynie chwilowe, a to nie pomagało praktycznie w niczym. Postanowiła wyznaczyć
sobie całkowicie inny cel. Myślała dniami i nocami, na czym mogłaby się skupić,
a i to nie dało jej jakiegokolwiek ukojenia. Coś, do czego dążyła, rozmywało
się w jej umyśle i rzeczywistości tak szybko, jak tylko zdążyło się pojawić.
Wgapiała
się ślepo w ekran, licząc na choćby lekkie bodźce, lecz nie otrzymywała żadnych.
Czuła się jak manekin, egzystujący i poruszający się w rytm czyichś kroków,
wykonujący obce polecenia i planujący własne, barwne życie, które jednak nigdy
nie miało prawa istnieć. Bywało, iż zapominała oddychać czy mrugać oczami, a
wtedy czym prędzej musiała doprowadzić wszystkie funkcje życiowe do normalnego,
zdrowego stanu. Bała się o siebie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek - wszystko
powoli zaczynało jej się rozsypywać, choć, paradoksalnie, też wiele zdążyło się
odbudować od ostatniego razu, gdy znalazła się w podobnej pozycji. Starała się
o siebie dbać, choć świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że w jej życiu nie
zmienia się kompletnie nic, włącznie z jej nastawieniem i chęciami do
działania.
Zdarzało
jej się budzić w nocy z płaczem lub krzykiem. Śniła o rzeczach, ludziach i
sytuacjach kompletnie niepojętych, które nigdy nie powinny mieć prawa bytu.
Miała ochotę wyczyścić sobie mózg z tych wspomnień i wizji, czuła do siebie
wstręt i obrzydzenie, nie chciała tego rozpamiętywać. W ciągu dnia dręczyły ją
wyrzuty sumienia, bo choć wszystko działo się nieświadomie w jej umyśle, jednak
jakimś cudem w tym uczestniczyła. Nadal jednocześnie fascynowało i przerażało
ją to, do czego zdolna jest ludzka podświadomość, jak łączy wątki, osoby, słowa
i gesty. Jak tworzy coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Czasem nawet ostrzega
przed czymś, co ma się wydarzyć lub wypomina coś, co już miało miejsce - było
jednak tak drobne, że świadomie nie zapisało się w najmniejszym calu mózgu ani
ciała.
Była
bezsilna, czuła się niepewnie i źle. Nie było w jej życiu niczego stabilnego,
na czym zależało jej w danym momencie. Nie znalazła żadnej odpowiedzi na
pytania, które pojawiły się już dawno temu. Nie było nikogo, kto byłby w stanie
jej pomóc, rozjaśnić jej przyszłość, jakkolwiek ją naprowadzić. Wydawało jej
się, że z każdym dniem błądzi coraz bardziej, gubiąc się w sobie, we własnym
świecie, emocjach i wspomnieniach. Liczyła na niemożliwe, choć wydawało jej się
to takie realne, gdy rozkładała sceny i plany na czynniki pierwsze, analizując
je kawałek po kawałku. Pragnęła jednej prostej rzeczy, a nawet tego nikt nie
był w stanie jej zapewnić. Straciła przez to jakiekolwiek siły do działania,
chęci do marzenia. Z każdym kolejnym
dniem nastawiała się na coś, co miało wydarzyć się w krótkim czasie, a nie
działo się nic. Tak więc trwała i czekała, cierpliwie oraz niecierpliwie, i po
prostu uśmiechała się do Losu, nie mając pojęcia co dla niej zgotował. Wolała
jednak być z nim na dobrej stopie, w razie gdyby coś złego miało się stać, a on
byłby w stanie ją oszczędzić.
Niewiadoma
Brak
Paradoksalnie,
miała teraz dostęp do wszystkiego, za czym nie raz tęskniła, czego jej
brakowało – ale nie cieszyło jej to ani trochę. Nie umiała i nie chciała
czerpać z tego przyjemności. Dopiero gdy otrzymała wszystko jak na dłoni,
zapragnęła odtrącić to jednym porządnym zamachnięciem i wrócić do dawnego trybu
życia. Do czasu, gdy nie wiedziała, jak ma na imię, kiedy znajdzie wolną chwilę
ani kiedy wróci do domu. Do momentów, w których wiedziała, że ma jakiś cel, że dąży
do czegoś, co postanowiła sobie zawczasu. Kiedy czuła, że potrzebowała ludzi,
ale też przeczuwała, że oni potrzebują jej.
Tymczasem,
wszystko zostało jej odebrane. Wolność, kontakt z ludźmi, zajęcia. Miała tylko
złudne czynności i aktywności, którym mogła się oddawać, cały czas mając z tyłu
głowy obrazy i wspomnienia sprzed ledwie parunastu dni – gdy jeszcze czuła
powiew wiatru we włosach, nie bała się wychodzić zadaniom naprzeciw ani śmiać
się w głos. Wtedy również zapomniała o tym, co znaczą prawdziwy smutek,
ograniczenie oraz tęsknota. Świadomość tych uczuć niemalże znikła z jej
emocjonalnej pamięci. Wszystko to było jedynie namiastką tego, co dopiero miało
ją spotkać, a co nadeszło tak niespodziewanie.
Niechętnie
zabierała się do kolejnych rzeczy, które zaplanowała w swojej głowie, zapisując
na nieistniejącej kartce papieru długopisem z przezroczystym wkładem. Starała
się uporać ze wszystkim krok po kroku, ale w trakcie dochodziła do wniosku, że
stawianie kolejnych jest bezsensowne i nie przynosi jej żadnych korzyści ani
motywacji. Kładła się wtedy na łóżku i czekała, aż okropny stan minie. Ten jednak
nasilał się, nie będąc w stanie zostawić jej w spokoju. Zaczynała wstrzymywać
powietrze, nie chcąc oddychać, albo zamykać oczy, nie dając wypływać łzom,
które jednak zawsze dzielnie walczyły z jej powiekami – i zawsze wygrywały.
W
pewnym sensie miała kontakt z rodziną, z którą żyła pod jednym dachem, lecz
tego nie czuła. Każdy z jej członków był zapatrzony w swój własny ekran każdego
kolejnego dnia. Co więc jej pozostawało? Ona patrzyła w swój, niekiedy
zmieniając go na kartkę papieru z nakreślonymi na niej zdaniami, które
momentami miały sens, a innym razem doprowadzały ją do obłędu. Nie raz
wyobrażała sobie odgłos przedzieranego papieru i widziała oczami wyobraźni
swoją furię, wrzeszcząc na cały pokój i pozwalając białym kawałkom latać w
powietrzu. Działała jednak dalej, uparcie wierząc w to, że kiedyś wszystko się
opłaci, da owoce, a może nawet przyniesie ukojenie.
Raz
przypadkiem wyszła na zewnątrz, nie z własnej woli – została o to poproszona.
Niechętnie, ale z poczuciem obowiązku opuściła bezpieczną strefę komfortu i
udała się na tereny, które ostatnimi dniami stały się jej bardziej obce i
dalekie niż kiedykolwiek wcześniej. Ujrzała pojedyncze osoby, spacerujące w tę
i we w tę, ale też pary i grupki – jak gdyby życie toczyło się najzwyczajniej w
świecie. Poczuła obrzydzenie na myśl o tym, jak do aktualnej sytuacji podchodzą
inni ludzie, i odwróciła wzrok tak, by nie napotkać nikogo innego na swojej
drodze. Czuła, jak w powietrzu unosi się niebezpieczeństwo, jak coś tylko czeka
na to, by wyskoczyć… nie wiedziała jednak skąd.
Starała
się ograniczać kontakt do minimum, by uchronić się przed czyhającym na nią
zagrożeniem, ale też przed nieświadomymi niczego osobami. Nie zamierzała
oglądać ani wysłuchiwać paplania o czymś, z czym wszyscy walczyli od dłuższego
czasu – choć niektórzy nie mieli pojęcia
o tym, że prowadzą wojnę. Nieważne, jak inni starali się im to uświadomić,
pewni ludzie byli po prostu ślepi i głusi. Od takich wolała się trzymać z daleka.
Brakowało jej jednak pewnej osoby, do której uczuć nie była już w stanie opisać
słowami. Zdawało jej się, że wszystko co kiedykolwiek powiedziała lub napisała,
nie oddało jej emocji w odpowiednim stopniu. Pożądała czynów, bliskości,
namacalnej odpowiedzi. Te nie były jednak możliwe ze względu na aktualną
sytuację – a mogła ona równie dobrze trwać wieki. Czekanie zaciskało jej dłonie
na gardle coraz ciaśniej z każdą kolejną sekundą, minutą oraz godziną. Chciało
jej się wymiotować na myśl o oglądaniu siebie nawzajem na elektronicznych
urządzeniach. Nie została stworzona po to, by ograniczać się do tak
prymitywnych wynalazków. Była człowiekiem, i brakowało jej człowieka.
Być albo nie być
Wpatrywała
się w drzewa kołyszące się na wietrze i zastanawiała, jakim cudem ich ruchy są
tak skoordynowane. Każde z osobna zdawało się perfekcyjnie wyczuwać rytm
towarzysza, jak gdyby będąc w stanie przewidzieć kolejne posunięcie. Korony
łagodnie chwytały promienie słoneczne, a błyszczące liście delikatnie puszczały
oczka do każdej obserwującej ich istoty – nie, by oślepić i zniechęcić, a
raczej po to, by zachęcić do dalszego spoglądania i, być może, bliższego
kontaktu. Mieniły się różnymi kolorami, od jasnych do ciemnych, i zdawały się perfekcyjnie wtapiać
w tło – każdy z nich był jednak odrębną jednostką na tle innych, podobnych.
Mogły to dostrzec tylko sprytne, uważne oczy, skupiające się na detalach.
Uwielbiała
spędzać czas na świeżym powietrzu, nie myśląc o zmartwieniach dnia
poprzedniego, aktualnego lub przyszłego. Nieczęsto pozwalała sobie na tego
rodzaju odpoczynek - zazwyczaj znajdowała się w pętli wydarzeń i mniejszych lub
większych nieszczęść, jakie towarzyszyły jej lub bliskim jej osobom. Nie umiała
czerpać przyjemności z siedzenia, patrzenia czy słuchania, gdy wiedziała, że
coś na nią czeka, że nadal ma zadania do wykonania. Zdarzały się jednak takie
dni, kiedy była w stanie choć na chwilę odciąć się od świata rzeczywistego i
uciec do tego, który znajdował się jednocześnie tak blisko i tak daleko.
Każdego
dnia budziła się z innym uczuciem, które po jakimś czasie się powtarzały lub
przeplatały. Nigdy jednak nie doświadczyła tego samego parę dni z rzędu -
zawsze jakoś się mijały lub zastępowały, wskakiwały sprytnie na swoje miejsca,
byle tylko nie dać jej poczucia stabilności czy kontroli. Choć wiedziała, że
dopiero wydarzenia z dnia zdecydują o tym, jaki ostatecznie będzie i co o nim
pomyśli przed snem, to i tak nastawiała
się zaraz po tym, jak otwierała oczy. Dopiero po dłuższym czasie dochodziło do
niej prawdziwe znaczenie emocji, jakie objawiały się w jej głowie i sercu - z
którymi chciała lub musiała się zmierzyć, i tych, które dopiero czekały na
odkrycie przez jej osobę.
Wierzyła
w siebie stosunkowo rzadko, jako że nigdy nie robiła wielu korzystnych rzeczy,
a raczej mniejsze, przynoszące rezultaty jedynie na krótszą metę. Ludzie często
jej zaprzeczali, próbując uświadomić, że praktycznie w ogóle nie skupia się na
sobie, a na wszystkim i wszystkich innych wokół, oddając im siebie po trosze.
Momentami bała się, że mogą mieć rację, że kiedyś w końcu dojdzie do niej znaczenie ich słów,
lecz wtedy będzie za późno, by odzyskać siebie w jakimkolwiek stopniu. Jednak z
drugiej strony wiedziała, że taka jest kolej rzeczy – oddaje siebie ludziom po
to, by być w stanie się czymś wypełnić. Satysfakcją, szczęściem, czasem również
zmęczeniem i zmartwieniem. Nie postrzegała tego jednak jako złych czy
szkodliwych wyników jej działań – te właśnie były dla niej najbardziej
pozytywne. Gdy mogła z innych zdjąć ciężkie brzemię i nosić je sama, aż w
pewnym sensie zniknie lub całkowicie zmaleje, nie będąc w stanie wrócić do
swojego poprzedniego żywiciela.
Zdarzało
się, że obdarzała ludzi uśmiechami i śmiała się w głos. Nikt jednak nie zdawał
sobie sprawy z tego, że czasem wyciskała z siebie ostatnie soki, by zdobyć się
na tę cząstkę pozytywności. Te bywały dla niej momentami o wiele boleśniejsze
niż milczenie, niż cisza, którą ceniła ponad wszystko. Uwielbiała wypełniać ją
dźwiękami i muzyką, ale najbardziej doceniała samo jej istnienie, ponad
wszystko. Zostawała wtedy sam na sam ze swoimi myślami i zmartwieniami,
dokładając sobie sprawy bliskich jej osób, by stworzyć z tego jedną grupę
spraw, które chciała ze sobą taszczyć. Nie czuła się jednak niczym obarczona - dźwiganie
tego typu emocji i wydarzeń, odbijających się na niej piętnem, dawały jej siłę
do działania i nie pozwalały jej się poddać ani zapomnieć, kim jest. I po co
jest.
Nigdy
nie była dla siebie, zawsze była dla innych. I nigdy nie chciała tego zmienić.
Więcej
Nie
do końca wiedział, co się z nim działo, ale chciał czerpać z tego korzyści i w
pewnym sensie wejść w głąb niewiadomej, by być w stanie jakoś się z nią
utożsamić. Starał się z całych sił przebić pewnego rodzaju mur i wyjść na
zewnątrz, do swoich uczuć, które
dryfowały gdzieś w przestrzeni, unosiły się w powietrzu – czekając, aż
ktoś je znajdzie, nazwie i zaopiekuje się nimi w odpowiedni sposób. Emocje
długo nie mogą być pozostawione same sobie; potrzeba żywej istoty, by mogła się
nimi posłużyć i poczuć je wewnątrz – serca, umysłu, ciała. Nie po to istnieją i
ulegają ciągłym zmianom, by omijać je szerokim łukiem i całkowicie się na nie
wyłączać. W krótkim okresie czasu poczuł, że w jego zachowaniu i percepcji
świata następują pewne, być może nieodwracalne zmiany. Spodobało mu się to,
chciał więcej i więcej. Zawsze chciał więcej.
Często
łapał się na siedzeniu i myśleniu. Nie robieniu nic, po prostu istnieniu i
staraniu się ruszyć do przodu, chociażby myślą, jak nie czynem. Uświadamiał
sobie coraz to więcej, widział i czuł wyraźniej, czerpał z tego nieopisaną
przyjemność. To jednak nie był maksimum jego doznań i wartości, które pragnął
wycisnąć z życia i jego aspektów. Zawsze było mu mało, choć dobrze wiedział, że
powinien postawić sobie jasną granicę. Nie był w stanie, jeszcze nie. Czekał na
moment, w którym w końcu będzie gotowy zrozumieć, co tak naprawdę w nim
drzemie, po co, i na jak długo. I czy właściwie chce w jakikolwiek sposób to
rozwijać albo jakoś się z tym utożsamiać. Możliwe, iż coś żyjące w jego wnętrzu było całkowicie innym organizmem; osobnym
bytem, który pragnął wydostać się na zewnątrz niego – tak samo jak on na
zewnątrz siebie, poza sferę cielesną i oczywistą.
Codziennie
widywał inne obrazy w głowie i w sercu. Podchodził do nich ostrożnie, z
dystansem, nie chcąc niepotrzebnie budzić bestii. Potrzebował jej wewnątrz
siebie. W pewnym sensie ona go dopełniała, budowała; sprawiała, że był
dokładnie tym, czym przeczuwał, że powinien być. Monstrum zdawało się
perfekcyjnie wiedzieć, czego potrzebuje, aby się rozwijać i iść przed siebie,
chociażby w znaczeniu psychicznym, jeśli nie fizycznym. Nie było w stanie poruszyć
człowiekiem, który trzymał go na niewidzialnej smyczy. Mogło mu jedynie coś
rozkazać lub mocno zapragnąć, ale to istota ludzka pociągała za sznurki i
decydowała o tym, czy chce wykonać dany ruch, lub w ogóle jakikolwiek.
Starali
się żyć w symbiozie, choć nie było to proste. Gdy jedna strona przejmowała
kontrolę, druga starała się ją uspokajać – i vice versa. Zdarzały się sytuacje,
w których decyzję podejmowała strona mocniejsza, ale również takie, w których
wygrywała słabsza. Nie zawsze chodzi o moc czy potęgę danej jednostki; istotny
jest kontekst i tło całego wydarzenia. Trzeba brać pod uwagę wszelkie możliwe
rozwiązania, zbadać sytuację, podjąć się niemałej analizy i wyciągnąć
odpowiednie wnioski, by móc zmierzyć się w przyszłości z czymś podobnym albo
nawet trudniejszym. Nie zawsze cel jest tym, co się liczy i co nas motywuje –
bardzo często jest to droga sama w sobie, która prowadzi nas w określonym
kierunku. Tylko od nas zależy, co na niej spotkamy i jak wykorzystamy atrybuty,
jakie otrzymała wcześniej od innych przechodniów.
Rzecz
w tym, by wiedzieć, jak korzystać ze wszystkiego, co jest nam dane. Bezustannie
próbować, poznawać, badać, nie bać się. Sięgać głębiej, działać, docierać do
istoty problemu, analizować wszelkie za i przeciw, dochodzić do optymalnych
wniosków i być pewnym choć jednej rzeczy, która uroiła się w naszej głowie lub
sercu. Jesteśmy kowalami własnego losu i wyłącznie od nas samych zależy, co
wykujemy. Skoro sami do końca nie jesteśmy pewni, jakie są nasze zamiary i cele
– nie dotrzemy nigdzie. Zabłądzimy, staniemy w ślepym zaułku, czekając na pomoc
i znak, który mógłby pokierować nas dalej albo sprowadzić na odpowiednią drogę.
Gdy jednak takowy się nie pojawi, co wtedy mamy począć? Nie ma sensu lamentować
i oczekiwać cudów, takowe się nie zdarzają. Najważniejszym jest, by znać siebie
samego. To jest klucz do wszelkich powodzeń.
Wiem,
że dawno mnie tu nie było. Wiem, że teraz praktycznie w ogóle mnie tu nie ma. Za
dużo się dzieje, bym mogła na spokojnie przysiąść i spisać myśli. Dużo teraz u
mnie chaosu. Próbuję ujarzmić swoją własną bestię i mam nadzieję, że Wam uda
się Wasze.
Dziękuję
wszystkim, którzy wciąż mniej lub bardziej mnie wspierają i pomagają iść przed
siebie, choć bywa różnie. Bez Was nie byłabym tu, gdzie jestem. Jesteście super.
PS.
Opowiadanie dedykuję osobie, która w ostatnim czasie zaczęła na nowo odkrywać,
z czego zbudowane są ludzkie emocje i jak działają ich mechanizmy. Oby nigdy
Cię nie zawiodły.
Poszukiwania
Czarno-białe
trampki cicho stąpały po chodniku, dając się kierować jej zgrabnym stopom i
silnym nogom. Kiedyś tak głośno człapała, że dałoby się ją usłyszeć z drugiego
końca drogi, lecz teraz stawiała kroki cicho jak mysz, nie dając się jakkolwiek
rozpoznać. Patrzyła dumnie przed siebie, pozwalając się nieść nutom muzyki
grającym w jej uszach, płynących przez śnieżnobiałe kable podłączone do
telefonu. Dobrze znała te melodie, lecz jednocześnie odnosiła wrażenie, że z
każdą kolejną piosenką poznaje je na nowo. Patrzyła na dawne miejsca, które
kiedyś były dla niej zaskoczeniem, a teraz niemalże czuła się w nich jak w domu.
Mijała je w błyskawicznym tempie, ale i tak była w stanie wyłapać wszystkie
zapamiętane momenty i ludzi, którzy się tam z nią znaleźli, a właściwie osobę.
Gdy
tak szła, tło ulegało nieustannym zmianom. Stawało się coraz ciemniejsze, lecz
w niektórych momentach wydawało się wysyłać dziewczynie konkretne znaki, jak
gdyby chcąc się z nią specjalnie porozumieć. Próbowała je odbierać, ale nie
była pewna, czy do końca rozumie, ani czy w ogóle chce rozumieć te sygnały. Tym
razem pragnęła zaufać samej sobie i nie skupiać się na tym, co podpowiadało jej
otoczenie. Pragnęła odpowiedzieć na parę pytań przy pomocy własnej intuicji i
obserwacji duszy, aniżeli przyrody wokół niej. Chciała również dokładniej
wsłuchać się w to, co podpowiadało jej serce, gdy w końcu znalazła dla niego
chwilę spokoju.
Uchwycała
coraz to ważniejsze momenty i miejsca, by móc za jakiś czas porównać zmiany,
jakie w nich zaszły, ale także dla własnej satysfakcji i wewnętrznego spokoju
ducha. Starała się łapać chwile, póki jeszcze była w stanie je dostrzec i
zatrzymać, bo czas płynął nieubłaganie, a słońce chowało się za horyzontem i
nie chciało dać jej wystarczająco minut na spełnienie wewnętrznych celów. Gdy
jednak w końcu znalazła to miejsce, siadła na swoim charakterystycznym, jakoś
dziwnie wyżłobionym, i spojrzała przed siebie, na roztaczające się wokół
skupisko wody oraz krótki pomost, który tak mocno zapadł jej w pamięć i wyrył
się w sercu. Poczuła, jak jej oczy zachodzą łzami i chwilę potem straciła
kontrolę nad własnymi emocjami.
Po
paru minutach w jej organizmie zapadła cisza i dziewczyna była w stanie udać
się w dalszą podróż. Odnalazła ruiny budynku oraz opuszczoną fabrykę, choć
niebo było już niemalże ciemne i widać było bardzo mało. Postanowiła odwiedzić
jeszcze jedno miejsce, które nabrało znaczenia równo trzysta sześćdziesiąt pięć
dni wstecz. Wracając, skręciła w jedną z alejek i zaczęła kroczyć przed siebie,
coraz bardziej zagłębiając się w ciemność i dając pochłonąć wszechobecnej
przyrodzie oraz jej dźwiękom. Wtem poczuła przerażenie, które zmroziło ją od
stóp do głów. Uświadomiła sobie, że jest kompletnie sama, co potwierdził głos w
słuchawkach, a wokół brak jakiegokolwiek światła czy budynku. Tylko ona w
dziczy, szukając miejsca, które równo rok temu mogła nazwać domem, choć na chwilę.
Doszła do końca alejki i poczuła ogromny zawód, który na chwilę zajął miejsce
strachu. Czyżby zapomniała? Ciężko jej było w to uwierzyć, więc ruszyła w drogę
powrotną.
Ostatecznie
odnalazła charakterystyczne przejście prowadzące do jedynego w swoim rodzaju
przedsionka. Składało się ono z pagórków i wyżłobień, którymi musiała przedrzeć
się do stromego przejścia. Następnie wbiegła na górę i jej oczom ukazała się
mała polana, która pod osłoną ciemności prezentowała się może trochę groźniej
niż zapamiętała, ale… to było to miejsce. Dziewczyna zapragnęła klęknąć na
suchej trawie między drzewami i ukryć twarz w dłoniach, ale ograniczyła się
tylko do cichego szlochu i spojrzeń rzucanych z lekkim niedowierzaniem na
miejsce, w którym się znalazła. Nie sądziła, że kiedykolwiek to przyzna, ale do
większego szczęścia i pełniejszego obrazu brakowało jej jedynie słońca, głównie
jego promieni. Cieszyła się tak czy inaczej z tego, co udało jej się osiągnąć i
jak daleko zajść, choć czuła przeszywający ból w stopach i duchotę powietrza od
dobrej godziny.
Gdy
poczucie niebezpieczeństwa i strach zaczęły w niej rosnąć do niebotycznych
rozmiarów, opuściła to miejsce, zostawiając w nim wszelkie dobre emocje, po
czym ruszyła w drogę powrotną. Czuła się zagubiona, mała, nieważna, a co
najważniejsze – czuła, że banalna ścieżka, która doprowadzi ją do domu, jest
jednocześnie najtrudniejszą, z jaką przyjdzie jej się zmierzyć. Bała się
napływających wciąż resztek wspomnień, grającej w uszach muzyki oraz
świadomości, jak bardzo przestała kontrolować to, co się z nią działo. Szła
przed siebie, po części na ślepo, po części wiedząc co znajdzie za rogiem.
Droga zaskoczyła ją parę razy swoją pomysłowością – gdy wypuściła z krzaków
kota, który z przyjemnością łasił się do nóg dziewczyny i pozwolił pogłaskać;
gdy w świetle latarki z telefonu widziała latające wokół niej białe motyle, a jeden
z nich nawet wleciał w jej policzek, co odczuła jako lekkie uderzenie. Pod
koniec również lampy zaczęły zasypiać w niektórych miejscach, powodując
zaciemnienie kawałka ścieżki, jak gdyby chcąc dać dziewczynie pole do popisu
albo sprawdzić jej znajomość trasy. Gdy je mijała, ponownie budziły się do
życia.
Po
dobrych parudziesięciu minutach dostrzegła już znajomy most i odetchnęła z
ulgą. Pomimo iż widziała ludzi, nie zapewnili jej potrzebnego komfortu, jakiego
oczekiwała, znajdując się obok nich. Teraz wiedziała, że napotka ich większe
grupy, które jakoś odwrócą jej uwagę od otoczenia, dzięki czemu będzie mogła
się uspokoić. Pozwoliła sobie przejść w bezpiecznej odległości od skupisk, z
powrotem oddając się muzyce lecącej w słuchawkach i dotkliwiej odczuwając ból
stóp oraz ciepłe powietrze, którego nie rozrzedzał nawet wiejący co parę chwil
wiatr. Nie chciała iść na łatwiznę i udać się do domu pojazdem komunikacji
miejskiej, więc kroczyła dalej przed siebie, nie zważając już na nic, co
wcześniej było dla niej jakimkolwiek problemem. Czuła się spełniona i doszło do
niej, co tak naprawdę dokonało się tego wieczora, gdzie była i czego
doświadczyła. Zatęskniła za tym, ale jednocześnie wiedziała, że nie będzie
mogła szybko tam wrócić. Nie na tym to wszystko polega.
Subskrybuj:
Posty (Atom)