Wybrałem się na koncert
mojej ulubionej kapeli. Grała w naszym
kraju po raz drugi po dziewiętnastu latach. Niestety nie było mi dane znaleźć
się w Sopocie w 1996 roku.
Odkąd kupiłem bilet,
odliczałem malejącą liczbę dni. Dwieście, sto, aż w końcu jeden.
Byłem na niego
przygotowany perfekcyjnie, tak przynajmniej sądziłem. Glany, koszulka z logo zespołu,
skórzana kurtka i mała, nieszkodliwa pieszczocha – nie chciałem, by ją zabrali
lub, co gorsza, wyrzucili mnie z koncertu. O łańcuchu tym bardziej nie było
mowy.
Miałem miejsce na
płycie, więc wiedziałem, że przeżyję niezapomniane chwile. Słyszałem, jak inni
narzekali na małą liczbę miejsc w szatni i brak piwa z alkoholem. I dobrze,
czasami trzeba się umieć pobawić na trzeźwo. Ja na szczęście nie musiałem
zostawiać kurtki, wziąłem ją ze sobą.
Przed wejściem rozdawane
były czerwone i białe kartki z instrukcjami, co robić podczas kilku piosenek.
Ja, jako płyta, dostałem czerwone, a trybunom przypadły białe. Mieliśmy utworzyć
flagę Polski, by przywitać zespół.
Gdy tylko wszedłem na
halę, uderzyła we mnie fala ciepłego powietrza, wymieszana ze świeżym, chłodnym
z dworu.
Ze sceny dochodziły
dźwięki gitary basowej i saksofonu. Jazz i rock wydał mi się dość dziwnym
połączeniem, ale widziałem, że kilku ludziom się podobało. Podszedłem bliżej
sceny i zauważyłem, jak grupka mężczyzn skacze, śpiewa i robi zdjęcia. Byli
jednymi z nielicznych, którzy bawili się przy tych dźwiękach.
Zacząłem rozglądać się
wokół i kawałek dalej, po mojej lewej, ujrzałem
średniego wzrostu dziewczynę. Była jednak wystarczająco wysoka, by lekko
wystawać ponad osobami wokół niej. Nosiła okulary w czarnych oprawkach, ubrana
była właściwie cała w tym kolorze. Jasno odznaczała się jedynie jej lekko blada
skóra i włosy, których kolor do teraz trudno mi określić. Przez moment były
rude, potem nagle ciemne blond.
Ledwo co udało mi się
jej dokładnie przyjrzeć, a już zniknęła mi z pola widzenia. Po sekundzie
ujrzałem, że jakiś mężczyzna trzyma ją za rękę i ciągnie za sobą. Ja również ruszyłem
w tym kierunku, by nie stracić dziewczyny z oczu.
Stali bliżej sceny i
krótkiego wybiegu, który był przygotowany dla wokalisty, ja kawałek obok.
Miałem teraz lepszą możliwość, by ją obserwować.
Mężczyzna, który ją
ciągnął był odrobinę za stary na jej chłopaka, musiał więc być ojcem. Nie
miałem szans, by jakoś podejść i zagadać. Byłem zdany na patrzenie z odległości.
Po chwili zauważyłem, że
ze sobą rozmawiają, a ona wymachuje lekko swoją czerwoną kartką. Uśmiechnęła
się. Nie wiedzieć czemu, ja również. Może to przez jej piękne okazywanie
radości? Chyba nigdy nie widziałem równie szczerego uśmiechu. Czemu musiała
przyjść z ojcem?
Minęła godzina i support
skończył swój występ. Zauważyłem, że nie bawiła się przy żadnej ich piosence -
przybiłbym jej piątkę, gdybym mógł.
Nastał czas przygotowań.
Najgorszy „moment” koncertu – przygotowania na gwiazdę wieczoru. Czas potrafi
wtedy dłużyć się niemiłosiernie.
Ciągle rozmawiała o
czymś z tatą, śmiała się i skakała, lecz niezbyt wysoko. Wydaje mi się, że
chodziło jej o nerwy, podniecenie i zbyt długie wyczekiwanie, aczkolwiek
wyraźnie się przy tym uśmiechała. Wtedy pomyślałem, jak fajnie byłoby być jej
przyjacielem. Ba, to już byłby sukces!
Na scenę została
spuszczona wielka płachta, coś na kształt kurtyny. W każdym razie, widniało na
niej logo kapeli – poczułem, że było coraz bliżej do występu i serce zaczęło mi
mocniej bić. Ludzie wyciągali telefony i aparaty, po czym robili sobie zdjęcia
na tle flagi, jak i jej samej. Niektóre z nich, z tego, co widziałem, wyszły
naprawdę w porządku – ludzie będą mieć fajne pamiątki.
Wszyscy czekaliśmy, aż
podniosą płachtę i zacznie się koncert. Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę i
zauważyłem, że patrzy na mnie. Szybko odwróciłem wzrok, a gdy po chwili znów
zerknąłem w jej stronę ujrzałem, że ona również. Serce nie chciało zwolnić,
teraz tym bardziej.
Minęło dobre kilkanaście
minut i materiał został podniesiony - poprzedzające go wrzaski wokalisty
sprawiły, że po ciele przeszły mi ciarki. Na sali podniosły się krzyki i piski.
Kapela rozpoczęła pierwszy kawałek i wszyscy zaczęli skakać, w tym ja i ona.
Pamiętam, jak wyrzucała swoje chude ręce do góry, z zaciśniętymi w pięści
dłońmi lub tzw. szatańskim znakiem, głową z rogami. Były momenty, w których
głośno krzyczała, czasami wychodziło jej lepiej, a czasami gorzej. Raz
piszczała, a raz z jej gardła wydobywał się „zwierzęcy ryk” – byłem pod
wrażeniem. Nadal jestem. Pamiętam, że miała na ręce coś na kształt pieszczochy,
ale zamiast kolców przytwierdzone do skórzanej czarnej opaski były metalowe
wypukłe kwadraty. Wyglądały świetnie.
Wydaje mi się jednak, iż
najlepsze momenty, które zapadły mi w pamięć były wtedy, gdy ojciec brał ją na
barana. Wydawała się wtedy taka mała i delikatna, a potem przypominałem sobie,
jak krzyczała i przechodziły mnie ciarki. Sam starałem się wrzeszczeć, ale na
dłuższą metę było to męczące i trudne. Dawałem jednak z siebie wszystko.
Za każdym razem, gdy
opuszczał ją na ziemię, dawała mu buziaka i szybko go przytulała. Postanowiłem,
że wychowam sobie taką córkę, by móc robić z nią takie rzeczy i przeżywać
podobne, magiczne chwile.
Koncertem jestem
zachwycony. Chłopcy dali czadu, nigdy nie bawiłem się tak świetnie, jak dziś. Pamiętam,
że gdy wyszli na scenę, ludzie z płyty
podnieśli w górę czerwone kartki, a trybuny białe – tak, jak miało być. Polska przywitała zespół
prawidłowo.
Podczas jeszcze innej
piosenki ludzie puszczali samoloty, które wcześniej złożyli z otrzymanych kartek.
Na kolejnej zgasły światła i ludzie włączyli latarki i lampki w telefonach –
wyglądało to iście bajkowo. Czarne tło, spokojna ballada i kołyszące się w rytm
białe światełka. Spojrzałem na dziewczynę i ujrzałem łzy spływające po jej
policzkach. Lekko ścisnęło mi się serce, wyglądała wtedy całkowicie inaczej.
Miałem ochotę podejść i złapać ją za rękę, by jakoś…Właściwie nie wiem, po co.
Wydawała się smutna, lecz wiedziałem, że była szczęśliwa.
Na ostatniej piosence
również się wzruszyła. Nie dziwię się jej, mi samemu kilka razy zaszkliły się
oczy. Koncert był po prostu przepiękny i niezapomniany. Gdy skończyła się
ostatnia piosenka, kapela przeszła się wybiegiem i chwilę została na jego
końcu. Pomachali nam, postali chwilę i wrócili. Podczas występu wokalista kilka
razy do nas przemawiał, a wtedy śmialiśmy się i słuchaliśmy go uważnie.
Obiecał, że kolejnym razem nie przyjadą za dziewiętnaście lat i mówił naprawdę
wartościowe rzeczy. Po wszystkim mnóstwo osób zaczęło robić zdjęcia, jak i
podczas całego koncertu. Mi również udało się uchwycić parę pięknych chwil, z
czego do teraz ogromnie się cieszę.
Wszyscy ludzie ruszyli w
stronę wyjścia i w końcu udało mi się zobaczyć całą sylwetkę dziewczyny, gdy
publiczność lekko się przerzedziła. Na szyi miała wisiorek z czarno-białą
gitarą, a na nogach buty podobne do glanów. Prezentowała się naprawdę świetnie.
Wyszliśmy z sali i
zauważyłem, że koło niej i jej ojca kroczyło dwóch mężczyzn. Z jednym z nich
rozmawiała i się śmiała, a jej ojciec mówił do kogoś, kogo kojarzyłem. Od tyłu
wyglądał jak członek polskiej kapeli rockowej.
Gdy się zatrzymali i
odwrócili, uświadomiłem sobie, że miałem rację. Dziewczyna ustawiła się do
zdjęcia z mężczyzną - objęła go w pasie, a on ją na wysokości ramion. Uśmiechnęła
się.
Szybko skorzystałem z
okazji i wyciągnąłem telefon. Mi również udało się zatrzymać ten moment i jej
cudowny uśmiech. Mam nadzieję, że spotkam ją jeszcze na jakimś koncercie,
chciałbym. Zdjęcie będzie mi przypominać, jak wygląda, abym nigdy nie zapomniał
o tym, by jej szukać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz