Znów nas odwiedziłeś

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi i dzwoneczki. Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że to ty.
- Kto to? – spytała córeczka i spojrzała na mnie zaintrygowana.
- Nie wiem, zobacz – odparłam i podeszłyśmy do drzwi. – Kochanie, chodź – zwróciłam się do synka, który wybiegł z pokoju. Wzięłam dziewczynkę na ręce, a ona otworzyła zamek.
- Ho ho ho – usłyszeliśmy roześmiany, tubalny głos i zauważyliśmy, jak do domu wchodzi Mikołaj. Dzieci wesoło pisnęły, a ja cicho się roześmiałam. Zawsze robiłeś na nich takie samo wrażenie, nie starzałeś się z każdym kolejnym rokiem ani trochę.
- Zapraszamy do środka, Mikołaju – powiedziałam, zamknęłam drzwi i przeszliśmy wszyscy do salonu.
- Mamo, zobacz na jego worek! – krzyknęła rozentuzjazmowana dziewczynka i spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami. Uśmiechnęłam się szeroko i kiwnęłam głową.
- Roznosi prezenty wielu dzieciom, nie tylko wam – przypomniałam jej, a ona się roześmiała.
- Ale my byliśmy grzeczni, prawda? – spytał chłopczyk i złapał mnie za rękę. Uścisnęłam go lekko i pokiwałam spokojnie głową.
Mikołaj usiadł w tym samym fotelu, w którym spoczywa rok w rok od dobrych kilku lat. Ja spoczęłam na kanapie, a córeczka wgramoliła mi się na kolana. Synek usiadł tuż obok i wtulił się we mnie. Objęłam dzieci ramionami i spojrzeliśmy w stronę mężczyzny w charakterystycznym, czerwono-białym ubraniu.
- Byliście w tym roku grzeczni? – spytał je ciepło. Jego puszysta, biała broda poruszała się w górę i w dół przy każdym ruchu szczęki.
- Tak! – krzyknęły razem moje pociechy.
- Na pewno? Podglądałem was cały czas i widziałem, że ostatnio trochę się sprzeczaliście.
Zapadła cisza. Uśmiechnęłam się rozbawiona – za każdym razem je tak podchodził, a one nigdy nie potrafiły odpowiedzieć. Skarciłam go wzrokiem i szybko zmieniłam wyraz twarzy.
- To nie było nic poważnego, Mikołaju. Prawda, skarby? – zwróciłam się do dzieci, a one zaczęły szybko kiwać głowami. – Nie zdarza im się to często, a jeśli już, to od razu się przepraszają.
- Dobrze, bardzo się cieszę. Zanim jednak rozdam wam prezenty, chciałbym, abyście mi coś pokazali. Moje elfy widziały, jak pięknie potraficie tańczyć i śpiewać. Mógłbym zobaczyć?
Córeczka zawsze była dosyć nieśmiała. Zdziwiło mnie więc, gdy pierwsza zeskoczyła z moich kolan i wyszła na środek pokoju. Zaczęła swój układ, który przygotowała specjalnie na dzisiejszy dzień. Pamiętam, jak bardzo się stresowała, ćwiczyła codziennie i upewniała się kilkanaście razy, czy aby na pewno mu się spodoba.
Podczas występu przenosiła swój wzrok z Mikołaja na mnie i cały czas się uśmiechała. Pokazywała opadające płatki śniegu i sanie, które mkną po niebie. Małe elfy robiące prezenty i latające renifery. On również wiedział, co pokazywała. Oglądał jej próby codziennie, jak ja.
Gdy skończyła, ukłoniła się z gracją i stanęła z szerokim uśmiechem na małej twarzyczce. Mikołaj zaczął bić brawo, a ona jeszcze bardziej się rozpromieniła.
- Dobrze widziałem? Pokazywałaś, jak latam po niebie? – spytał zaintrygowany.
- Tak, Mikołaju. I twoje elfy i renifery, a potem padał śnieg – wyjaśniła szybko. Widziałam, jaka była z siebie dumna.
- Za tak pięknie odtańczony układ należy ci się nagroda – powiedział ciepło i wyciągnął z worka lalkę. Podał jej, a ona wzięła ją w swoje małe dłonie.
- Mamo, zobacz! O takiej marzyłam, pisałam o niej w liście, pamiętasz? – Jej oczka wpatrzyły się w moje i ujrzałam w nich migające iskierki.
- Tak, kochanie. Widzisz, Mikołaj zawsze wie, na czym ci najbardziej zależy – powiedziałam. – Podziękuj mu.
- Dziękuję bardzo, Mikołaju – powiedziała lekko zawstydzona i uśmiechnęła się słodko.
Roześmiał się ciepło, a ona z powrotem wskoczyła mi na kolana.
Synek spojrzał na mnie, a ja zachęcająco kiwnęłam głową i pogłaskałam go po plecach. Wyszedł na środek i stanął dumnie. Zaczął śpiewać świąteczną piosenkę, którą ćwiczył z chórem w szkole. Ogromnie bał się występu przed innymi dziećmi, nie wiedziałam czy przed Mikołajem czuł się pewniej. Na to jednak liczyłam. I rzeczywiście – zaśpiewał bez żadnego zająknięcia, wszystkie cztery zwrotki po kolei. Byłam z niego bardzo dumna.
- Pięknie. Długo się tego uczyłeś? – spytał Mikołaj z uśmiechem.
- Tak, prawie miesiąc. Ćwiczyliśmy w szkole – odpowiedział i uśmiechnął się niepewnie.
- Bardzo dobrze ci wyszło – pochwalił go mężczyzna, a chłopak uśmiechnął się zadowolony. Mikołaj wyjął z worka pudełko, w którym znajdowały się cztery małe figurki bohaterów jego ulubionych komiksów.
- Raju! Dziękuję ci bardzo, Mikołaju! Są wspaniałe. – Przytulił pudełko do serduszka i roześmiał się. Usiadł koło mnie na łóżku i pokazał mi je, a ja kiwnęłam głową z uśmiechem. Widziałam, że mężczyzna otworzył usta, lecz moja córeczka mu przerwała.
- Trudno się robi taką lalkę?
- Musisz spytać moich elfów, one się tym zajmują – odparł, a ona kiwnęła głową.
- Jest prześliczna.
- Bardzo się cieszę, taka właśnie miała być.
Uśmiechnęła się ciepło i wtuliła we mnie.
- Pomagacie trochę mamie?
Kiwnęli szybko głowami.
- Pomagają, a jakże. Zawsze, jak ich o coś proszę, to są przy mnie w mgnieniu oka. Bez nich nie dałabym rady zrobić wielu rzeczy.
- To dobrze, bardzo się cieszę.
Nastała chwila ciszy.
- Szkoda, że tatuś nie może się spotkać z Mikołajem – powiedziała ze smutkiem córeczka i zaczęła coś skubać na paluszkach.
- Jeszcze znajdzie się wiele okazji, skarbie. Za rok na pewno się zobaczą – zapewniłam ją.
Minęło kilkanaście sekund, podczas których nikt się nie odezwał. Spojrzałam na mężczyznę i lekko kiwnęłam głową.
- Ogromnie mi przykro, ale muszę już iść. Czekają na mnie inne dzieci, mam do odwiedzenia bardzo dużo mieszkań – oznajmił nagle Mikołaj i powoli wstał z fotela, a my podnieśliśmy się z kanapy. Poszliśmy w stronę drzwi, a gdy przed nimi stanęliśmy, odwrócił się do nas i pozdrowił.
- Ho ho ho! Wesołych świąt! – krzyknął i roześmiał się.
- Wesołych świąt, Mikołaju! – odkrzyknęły dzieciaczki i szybko do niego podbiegły. Wtuliły się w jego ciepły strój, a on objął je ramionami. Ukradkiem zrobiłam zdjęcie telefonem, by im kiedyś pokazać, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Dziękujemy bardzo za odwiedziny – powiedziałam, a on kiwnął głową.
- Miło mi było znów się z wami zobaczyć. Spotkamy się za rok! – powiedział, a dzieci wróciły do mnie i objęły moje nogi.
- Papa! – krzyknęły po raz ostatni i pomachały mu wesoło. Dyskretnie posłałam mu całusa, którego na szczęście zauważył.
- Gdzie właściwie jest tato? – spytał synek i poszliśmy w stronę salonu. Usiedliśmy na kanapie i każdy zaczął otwierać swój prezent.
- Poszedł na zakupy, za niedługo wróci – odparłam.
Po kilkunastu minutach dało się słyszeć pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Świetnie się spisałeś. – Pocałowałam go w usta, a on mnie przytulił. – W ogóle się nie starzejesz.
- Tato! – usłyszeliśmy rozentuzjazmowane głosy dzieci. Podbiegły do niego i zaczęły wymachiwać w powietrzu swoimi prezentami. – Mikołaj tu był!
- Naprawdę? – zdziwił się i uśmiechnął szeroko. – Musicie mi wszystko opowiedzieć.
Złapały go za ręce i zaciągnęły do salonu, a on szybko spojrzał na mnie przez ramię. Znów szybko posłałam mu całusa i poszłam do kuchni, by zrobić nam wszystkim ciepłą herbatę. Na blacie znalazłam książkę, o której marzyłam od czasów dzieciństwa. Nigdy nie udało mi się jej znaleźć. On to jednak potrafi czynić cuda.
- Dziękuję, Mikołaju. – Uśmiechnęłam się, spojrzałam w niebo i przytuliłam książkę do serca.

Moc słów

Gdybyśmy mieli możliwość działania słowami – wykorzystalibyśmy ją?

Życzysz komuś śmierci, a ona przychodzi i go zabiera – jak zareagujesz?
W pierwszych chwilach na pewno będzie to dla ciebie wielkim szokiem. Potem zaczniesz pomału godzić się z tym, że ktoś wysłuchał twych próśb i da ci satysfakcję władza, którą posiadasz. Na końcu jednak będziesz chciał cofnąć swoje okrutne słowa, uwierz mi.

Wiele osób na pewno prosi o to, by móc żyć wiecznie – czy jest to jednak przemyślane życzenie?
Sprawiałoby ci przyjemność patrzenie, jak starzeją się wszyscy wokół ciebie, a ty sam nie zmieniasz się wcale? Widziałbyś jak cierpią, zazdroszczą, odchodzą. Gdybyś tego nie śledził, nie wiedziałbyś, że świat posuwa się naprzód. Nie miałbyś pojęcia o tym, co i jak się zmienia. Czy to by cię satysfakcjonowało?

Prawie każde dziecko mówi, że chciałoby być dorosłe, będąc zaledwie w wieku szkolnym. Wydaje im się, że dorosłość polega na robieniu tego, czego zabraniają im rodzice. Bycie dorosłym nie oznacza jednak tego samego, co bycie dojrzałym. Każdy z nas będzie musiał w przyszłości kierować swoim życiem i stawać przed wyborami, których nie raz będzie żałował. Dlatego musimy nauczyć się podejmować dobre decyzje już za młodu.

Gdybyś zamiast mocy czytania w myślach lub latania mógł wybrać moc słów – zdecydowałbyś się na to?
Byłbyś bardzo oryginalnym superbohaterem, nie sądzisz?

Oczy

Szłam przez ciemny korytarz - widziałam jedynie zarys swoich stóp i dłoni, gdy podniosłam je na wysokość oczu. Miałam wrażenie, że idę już dobre kilka godzin, czas dłużył się niemiłosiernie. Zamrugałam i nagle przede mną pojawiła się rozległa, pusta powierzchnia. Nadal jednak powoli posuwałam się do przodu.
Wtem oślepiło mnie zimne, białe światło reflektora i szybko zamknęłam oczy. Przetarłam je, a gdy znów zamrugałam, na powrót znalazłam się w ciemnościach. Tym razem jednak, po bokach ujrzałam mnóstwo par oczu, wpatrujących się w moją żałosną osobę. Ich spojrzenia zdawały się palić moje ciało, wwiercać w nie. Poczułam, jak moje wnętrzności zaczynają tańczyć. Po plecach przeszły mnie ciarki. Przyjrzałam się dokładniej parom oczu, starając się nie zwariować. Jedne z nich były żółte, inne niebieskie, kilka zielonych i czerwonych również się tam znalazło.
Nagle z żółtych zaczęły we mnie świecić promienie słoneczne. Poczułam, że piecze mnie cała skóra, więc szybko się odwróciłam. Spojrzałam w czerwone i ujrzałam, jak wokół nich zaczyna płonąć ogień. Rozprzestrzeniał się coraz szybciej, kierując w moją stronę. Po chwili dotarł do celu i poczułam okropny ból. Spojrzałam w dół i zauważyłam zwęglone kończyny. Zamknęłam oczy i ból ustał jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zaczęłam głęboko oddychać.
Po dłuższej chwili zerknęłam w stronę zielonych. Miałam wrażenie, że nic się nie stanie, lecz już po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że grube pnącza oplatają się wokół mojego ciała. Zaczęłam przesuwać się w dół, wciągały mnie pod ziemię. Szarpałam się z całych sił, lecz zacieśniały się coraz bardziej. Już prawie mnie udusiły, zrezygnowałam więc z oporu i dałam im się uśpić na zawsze. Zamknęłam oczy i wyciszyłam umysł. Zaczęły puszczać, jakby uznały, że jestem za łatwym przeciwnikiem.
Tym lepiej dla mnie, pomyślałam. Nie chciałam jednak zbyt szybko nabierać pewności, że jestem wolna. Odczekałam chwilę i gdy z powrotem stanęłam na twardym gruncie, otworzyłam je.
Zerknęłam szybko w stronę niebieskich i poczułam krople spadające na moją twarz. Dały przyjemne orzeźwienie. Głęboko wciągnęłam powietrze do płuc i poczułam świeżość, której mi brakowało. Uśmiechnęłam się na myśl, może ona ukoi na chwilę moje chaotyczne myśli.
Nic z tych rzeczy.
Uderzyła we mnie ogromna fala i usunęła grunt spod nóg. Zaczęła mną miotać jak lalką. Poczułam się słaba, jak jeszcze nigdy. Zaczynało brakować mi powietrza, ruszałam bez sensu rękami i nogami, by jakoś wydostać się na powierzchnię. Nie potrafiłam. Odpłynęłam.

Podniosłam się do siadu i zachłannie wciągnęłam powietrze w płuca. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w szaleńczym tempie, serce waliło mi młotem w piersi.
Poczułam pot spływający po plecach. Odkryłam kołdrę, spojrzałam w dół i zauważyłam zaczerwienione miejsce na udzie. No tak, przecież wczoraj spaliłam się na słońcu. Odwróciłam się w stronę kaloryfera i zdałam sobie sprawę z tego, iż jest odkręcony na maksimum.
Coś zaczęło uwierać mnie w szyję – słuchawki. Nie zdjęłam ich przed snem, zasnęłam w objęciach moich ulubionych kawałków. Wciągnęłam spokojnie powietrze i poczułam świeży zapach deszczu, który wpadał do mojego pokoju przez otwarte okno.
Opadłam na plecy i westchnęłam ciężko.

Prezent

Czemu większość ludzi patrzy tylko na naszą okładkę? Nieliczni czytają wstęp, mniej osób poznaje treść. Jeszcze inni wierzą wyłącznie krytykom, bez większego zainteresowania nami samymi.

Leżę w tym miejscu od nie wiem jak dawna, przestałam liczyć dni. Mogę patrzeć tylko i wyłącznie przed siebie, to jednak nie zmienia kompletnie niczego. Widzę wielką, ciemną plamę - jedyny obraz, jaki znam od dłuższego czasu. Czuję się coraz bardziej słaba - koleżanka, która mnie przygniata, chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dużo waży. Wiem, że to nie jej wina – po prostu ktoś miał większy pomysł do rozbudowania jej historii niż mój autor. Mam niecałe trzysta stron, ona może mieć nawet dwa razy więcej. Dźwigam ją od dawna i odnoszę wrażenie, że dłużej już nie pociągnę. Staram się jak mogę, ale czuję się tak, jakbym w każdej chwili miała zapaść się do własnego wnętrza.
Co jakiś czas słyszę krzyki dzieci spoza księgarni, które oznajmiają całemu światu, jak bardzo nas nie lubią i jakie bezużyteczne jesteśmy. Niektórzy nawet mają tupet, by chwalić się tym, jak wiele owadów rozpłaszczyli nami na ścianach lub jak bardzo przydatne jesteśmy do przepisywania prac z Internetu, służąc za twardą podstawkę. Czuję się wtedy kompletnie zawiedziona ludźmi, zaczynam coraz mniej w nich wierzyć.
Gdy słyszę głośne kroki na posadzce i podniecone głosy - to napawa mnie ogromną radością. Za każdym razem mam nadzieję, że ktoś w końcu po mnie sięgnie. Gdy jednak znów księgarnia zostaje zamknięta, a ja nie potrafię odróżnić dnia od nocy, jeśli chodzi o otoczenie, zaczyna mnie to coraz bardziej smucić.
Czasami widzę światło po bokach, gdy ludzie podnoszą moje koleżanki. Niektórzy nigdy nie odkładają ich z powrotem, tylko kierują się z nimi prosto do kasy, a na ich miejsca kładzione są inne, które – jak ich poprzedniczki – zamykają mi drogę do światła i ludzi. Ogromnie im tego zazdroszczę, nigdy nie chciałam być gorsza. Wierzyłam, że też mam w sobie coś więcej – ładną okładkę, ciekawy opis i przyjemny wygląd – coś, co mogłoby ich zachęcić. Nie mam przecież pozaginanych rogów czy plam na sobie. Jednak z każdym kolejnym dniem przekonuję się, że moje oczekiwania znów pozostaną tylko i wyłącznie snami na jawie.
Najbardziej współczuję tym, które są podnoszone i oczyszczane z kurzu, a następnie odkładane z powrotem. Rozumiem, że człowiek nie musi od razu być czymś zauroczony, lecz robi ogromną nadzieję, a to strasznie boli. Jeszcze bardziej niż to, co czuję ja.
Zawsze chciałam zostać podarowana komuś na urodziny, miałam ochotę zobaczyć tą uśmiechniętą twarz i roześmiane oczy – znak, że ktoś jednak mnie docenił, że ktoś potrafi poprawić mną humor komuś innemu. Taki podarunek ma w sobie jeszcze więcej magii niż gdyby kupione zostało coś innego. Od bardzo dawna tak sądzę. I czekam na ten moment.
Pewnego dnia ktoś podniósł moją ciężką koleżankę i ujrzałam światło, które całkowicie mnie oślepiło. Od razu zachciałam, by ktoś lekko mnie przysłonił lub wziął, przytulił i nie oddał. Nigdy.

Nadszedł jednak kolejny dzień. Gdy otworzyłam oczy, znów ujrzałam ciemność. Westchnęłam cicho i zignorowałam szczęście, które ogarnęło mnie poprzedniego dnia.
W pewnym momencie usłyszałam czyjeś podniecone głosy i ktoś znów dał mi dostęp do światła. Po chwili zostałam podniesiona. Poczułam, jak trzyma mnie ciepła dłoń i ujrzałam uśmiech dziewczyny, która wpatrywała się we mnie urzeczona.
- Myślisz, że jej się spodoba? – spytała towarzyszkę stojącą obok.
- Tak, od dawna mi o niej opowiadała. Mówiła, że zawsze chciała ją kupić, lecz nigdzie nie potrafiła jej znaleźć.
Moje serce lekko podskoczyło. Ktoś… ktoś mnie szukał?
Zaczęłyśmy się przemieszczać w stronę kasy. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Zostałam oddana w ręce dziewczyn. Schowały mnie delikatnie do ozdobnej torebki, którą trzymała jedna z nich i poszły przed siebie. Skręcały gdzieś kilka razy, lecz nie miałam pojęcia, gdzie szłyśmy.
Wtem jedna z nich włożyła koło mnie coś długiego, płaskiego, w fioletowym opakowaniu. Po dłuższej chwili do moich okładek doszły śmiechy. Serce zaczęło mi szybciej bić. Ta chwila nadchodziła wielkimi krokami, czułam to na stronach.
- Wszystkiego najlepszego, Kath! – usłyszałam ciepły głos dziewczyny, która podniosła mnie ze stanowiska z przecenami. Poczułam, jak przesunięto mnie do przodu i ujrzałam w górze twarz innej, nieznanej mi dziewczyny. Sięgnęła ręką w moją stronę, chwyciła za grzbiet i wyciągnęła. Torebkę postawiła na ziemi i zaczęła się we mnie wpatrywać. Ujrzałam, jak w jej oczach zbierają się łzy, a na ustach pojawia się szeroki uśmiech. Przytuliła mnie do siebie, poczułam bicie jej serca i uświadomiłam sobie, jak warto było przeboleć tamte gorsze chwile. Na taką, jak ta, czekałam całe moje życie.