Zieleń


W głębi lasu na małym wzniesieniu stał stary dom. Choć postawiony został parędziesiąt lat temu, nadal był zachowany w dobrym stanie. Hebanowe drewno, które było jego głównym elementem budulcowym, gdzieniegdzie popękało, ale cały budynek był bardzo stabilny. Wejście stanowiły niewielkie, skrzypiące drzwi, za którymi krył się rozciągnięty hol. Na poszczególne piętra prowadziły kręte schody, postawione w centrum budynku, które rozgałęziały się w konkretnych kierunkach. Na parterze znajdował się salon, wyposażony w obitą ciemną skórą kanapę i parę foteli do kompletu oraz mały, od dawna niedziałający telewizor, nadal stojący na niskiej szafce. Ściany zdobiły obrazy przedstawiające martwą naturę oraz trofea myśliwskie. Na pierwszym piętrze znajdowała się stara biblioteczka z milionami książek ustawionymi na wysokich, szerokich regałach oraz gablotka z podręcznymi przyborami, a także ciemne biurko, na którym nadal leżały stare papiery, kałamarz i nadgryzione przez ząb czasu szare pióro do pisania.
Zaś na drugim piętrze mieściła się sypialnia. Niewielka, niezbyt dobrze wyposażona. Zaledwie w jedno łoże małżeńskie, stolik nocny, stojącą lampę i komodę. W niej zawsze nocowali goście, lecz pewnego wieczora posłużyła za jedno z najbardziej magicznych miejsc, w jakim dane było znaleźć się dwóm młodym osobom, które przypadkiem natrafiły na dom pośrodku lasu, będąc na spacerze.
Do niewielkiego pomieszczenia wlewały się delikatne promienie słoneczne przez jedyne okno, jakie się w nim znajdowało. Nie było tu innego źródła światła, ale nikt nie odczuwał potrzeby, by do środka wpadały jego większe ilości. Dla młodej dwójki właściwie mogło go wcale nie być, ponieważ i tak się na nim nie skupiali. Zbyt byli pochłonięci sobą i skupieni na drgającym powietrzu, unoszącym się między nimi.
Dziewczyna miała na sobie cienką, ciemnozieloną sukienkę z rękawami za łokcie oraz małym, białym kołnierzykiem, oplatającym jej zgrabną szyję. Na stopach widniały czarne baletki - dodawały uroku i magicznej subtelności, na które dziewczyna nigdy wcześniej nie umiała się zdobyć. Tym razem jednak miała dziwne przeczucie, że nastąpi zderzenie dwóch różnych światów, i o wiele się nie pomyliła.
Chłopak miał na sobie czarny smoking i aksamitne buty w tym samym kolorze. Cały strój perfekcyjnie na nim leżał, podkreślając chudą sylwetkę oraz dodając szyku. Wystające spod marynarki rękawy oraz wykładany kołnierzyk odznaczały się śnieżną bielą na tle ciemnego ubrania, co świetnie ze sobą kontrastowało. Chłopak nie chciał za bardzo skupiać się na swoim wyglądzie, ale jednak zależało mu na tym, by odpowiednio prezentować się podczas spotkania.
Stojąc przed sobą, zaglądali głęboko w swoje oczy, chcąc doszukać się potwierdzenia czy zachęty do wykonania jakichkolwiek ruchów. Gdy kierowali spojrzenia na swoje usta, dostrzegali tam pustkę i chłód, jak gdyby na kształt obojętności i bierności, która kryła się w ich sercach. Pragnęli zaznać kontaktu fizycznego, ale żadne z nich nie umiało się na to zdobyć w zaistniałej sytuacji.
W tle dało się słyszeć płynącą leniwie z adaptera klimatyczną muzykę. Płyta winylowa sennymi ruchami obracała się wokół własnej osi, przytrzymywana delikatnie przez igłę, momentami zdając się niebezpiecznie przyspieszać tylko po to, by za sekundę z powrotem zwolnić. Jej zielony środek tworzył coś na kształt wiru, który pochłaniał wszelkie żywsze barwy otoczenia, pozostawiając przy życiu jedynie te stonowane. Muzyka płynąca z gramofonu emanowała spokojem i dziwną sennością, lecz jednocześnie wyzwalała w młodych ludziach prawdziwe i mocne emocje, które nie pozwoliły im zostać obojętnym na to, co miało się zdarzyć. Ostatecznie oboje poczuli coś, co pchnęło ich do działania.
Gdy melodia płynąca z adapteru uległa zmianie, chłopak powoli wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Ta spojrzała na niego zdziwiona, lecz po chwili jej serce zabiło w rytmie, który zawsze informował ją o bezpiecznej sytuacji, więc wykonała identyczny ruch. Złączyli dłonie w uścisku i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Gdy skierowali wzrok na usta, tym razem na ich twarzach zamajaczyły delikatne, skierowane ku górze łuki. Były odzwierciedleniem ich dusz, które w międzyczasie zdążyły się już przygotować na to, czego oboje od dawna wyczekiwali. Zaczęli penetrować powierzchnie swoich dłoni delikatnymi ruchami palców, których opuszki zdawały się tańczyć po skórze, jak gdyby wiedzione przez grającą melodię. Po paru chwilach ich ciała niebezpiecznie się do siebie zbliżyły, subtelnie pchnięte przez niewidzialną siłę. Z początku nie wiedzieli, co zrobić, ale szybko uświadomili sobie, w jakiej znajdują się pozycji. Chłopak położył więc dłoń na talii dziewczyny i delikatnie przyciągnął do siebie jej drobne ciało, podczas gdy ona ułożyła swoją dłoń na jego ramieniu, drugą nadal go trzymając.
Zaczęli leniwie dryfować po pokoju, przemieszczając się zgodnie z rytmem spokojnie płynącej z gramofonu muzyki. Ich ruchy były subtelne i przemyślane, nie działali gwałtownie, nie skupiali się na mocnych uczuciach. Chcieli wzajemnie wydobyć z siebie te najpiękniejsze, skrywane najgłębiej, na dnach dusz. Cały czas patrzyli sobie w oczy, nie chcąc przerwać mentalnego połączenia, podczas którego zdawali się jakby wymieniać myślami. Trwali w ciszy, nie odezwali się do siebie ani słowem. Żadne z nich jednak nie czuło takiej potrzeby, więc podobny stan rzeczy ich nie krępował, wręcz przeciwnie - zachęcał do dalszego kontaktu.
W jednym momencie cały pokój utonął w ciemnozielonej barwie. Dziewczyna zaczęła powoli wtapiać się w tło, które pochłaniało ją częściami, więc chłopak mocniej chwycił jej ciało czując, jak wymyka się z jego uścisku, ciągnięte przez niewidzialną siłę. Chciał ją zatrzymać przy sobie - bał się, że zniknie całkowicie. Jej postać powoli zaczęła blednąć, a oczy stały się niemalże puste, wyprane z emocji. Przedstawiały się jeszcze mroczniej niż przed ich wspólnym aktem – gdy oboje wpatrywali się w siebie obojętnie, jednak z jakimś wyraźnym oczekiwaniem. Chłopak nie chciał tracić czasu, więc w jednej sekundzie zamknął drobne ciało dziewczyny w mocnym uścisku, nie zważając na to, jak zareaguje na jego ruch. Bał się, że nie odpowie w sposób, jakiego od niej oczekiwał oraz że się spóźnił. Przede wszystkim tego.
Jednak po chwili poczuł jej gładkie dłonie na swoich plecach, skąd po ciele rozeszła mu się ogromna fala ciepła. Na twarz wyszedł błogi uśmiech, który nie znikł stamtąd do czasu, aż poczuł drżenie ciała dziewczyny pod swoim dłońmi. Delikatnie ją od siebie odsunął i ujrzał mokre smugi na jej policzkach. Miała zamknięte powieki, lecz usta wygięte w mały łuk, skierowany ku górze. Po sekundzie powoli otworzyła oczy i wbiła w chłopaka przenikliwe spojrzenie, którym wywołała ciarki na jego ciele. Nadal trzymał ją za ramiona, jak gdyby bojąc się, że w każdej chwili może ponownie zacząć rozmywać się w powietrzu. Ona jednak wciąż stała w miejscu, przeszywając mocnym spojrzeniem jego oczekujące w spokoju ciało, gotowe chronić ją w razie niebezpieczeństwa.
W jednej chwili melodia niebezpiecznie przyspieszyła, a razem z nią ich oddechy. Oboje znów poczuli coś na kształt powinności zatracenia się w tańcu, lecz żadne z nich nie wykonało najmniejszego ruchu. Spletli palce swoich dłoni, które zachłannie pragnęły kontaktu, po czym zgodnie zamknęli oczy i zaczęli przedzierać się w głąb własnych umysłów. Chłopak początkowo nie mógł przedostać się do wnętrza dziewczyny, lecz szybko uświadomił sobie, że to ona zablokowała mu przejście. Po chwili jednak uspokoiła swoje myśli i wtedy mógł już przekroczyć ogromne, szklane drzwi - zmaterializowały się przed jego mentalną wersją, w którą się zmienił.
Pochłonęła go wszechogarniająca biel. Zaczął kroczyć przed siebie, chcąc odkryć niezbadany teren. Wtem ktoś chwycił jego dłoń, wsuwając palce w przestrzenie między jego. Obrócił się w stronę źródła dotyku i ujrzał odzianą w zwiewną sukienkę dziewczynę, która ledwo odznaczała się na tle otoczenia. Wyraźnie widać było jedynie jej ciemne, falujące włosy, gdy wybiegła do przodu, automatycznie ciągnąc za sobą chłopaka. Usłyszał jej cichy śmiech, który przyjemnie połaskotał mu podniebienie, po czym chwycił powietrze, uświadamiając sobie, że dziewczyna znów się w nim rozmyła. Został sam pośrodku białej przestrzeni, lecz gdy parę razy zamrugał oczami, chcąc wybudzić się ze świadomego snu, z powrotem znalazł się w pokoju na poddaszu.
Tym razem przez okno wpadała pojedyncza smuga zielonego światła, skierowana wprost w miejsce jego serca. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał małą kieszeń oraz wystającą z niej ciemnozieloną różę.

Opowiadanie inspirowane piosenką The Smiths – There Is A Light That Never Goes Out

Gotowość



Leżała w kompletnych ciemnościach. Przynajmniej tak jej się wydawało. Nie pamiętała już, jak się tu znalazła - przez kogo ani po co również. Jedynym, czego mogła być pewna to to, że nadal żyła. Czuła wybijające konkretny rytm serce, niezmienny od tylu lat. Za każdym razem uspokajał ją w gorszych chwilach, tylko przy nim całkowicie czuła się sobą. Nie wiedziała, jak mogłaby podzielić się skrywanymi w jej wnętrzu uczuciami ze światem czy chociażby ludźmi. Nie umiała się komunikować, ale równocześnie nie chciała, więc nie czuła się z tym źle. Można było spokojnie stwierdzić, że to właśnie dzięki temu było jej prościej - gdy nie musiała wchodzić z niczym ani nikim w jakąkolwiek interakcję. Nie nadawała się do kontaktów międzyludzkich, co uświadomiła sobie już dawno temu. Nie potrzebowała ich jednak do szczęścia ani po to, by czuć się spełnioną. Samotność w pełni jej wystarczała.
Zamrugała oczami i zaczęła zastanawiać się nad tym, czy oślepła, czy po prostu została zamknięta w ciemnicy. Nie zamierzała panikować - chciała w pełni wykorzystać dany jej czas do spędzenia go we własnym towarzystwie. Nienawidziła, gdy ktoś marnował cenne chwile, które poświęcała samej sobie. Nie trawiła intruzów ani wszelkich osób zakłócających jej komunikację z kimś, kogo w pełni rozumiała. Nigdy nikt nie przemówił do niej w równie odpowiedni sposób, co ona. Między innymi dlatego nie zamierzała wchodzić w relacje międzyludzkie - ponieważ nie rozumiała ludzi. W drugą stronę działało to równie sprawnie - nikt tak naprawdę nigdy nie starał się jej zrozumieć. Podczas gdy powinna zachodzić jakaś równowaga, nie było jej wcale, oznak również brak. Jedyną harmonię, jaką osiągała, była ta wewnętrzna - gdy żyła w zgodzie z samą sobą.
Krzyknęła i umilkła. Nie usłyszała echa, więc ponownie wydobyła z siebie wysoki dźwięk. Tym razem również nic nie doszło do jej uszu, lecz zrobiła to jeszcze parę razy. Z każdym kolejnym czuła uciekającą z niej energię, a w jej umyśle panował totalny chaos. Starała się poukładać zbłąkane myśli i wyprane z uczuć wizje. Nie chciała doświadczać kompletnie niczego, tym bardziej rozpamiętywać. Miała ochotę zapomnieć, zerwać wszelkie więzi z przeszłością, która zdawała się dopadać ją na każdym kroku. Nie wiedziała, jak poradzić sobie z wszystkim, co powoli zaczynało ją przygniatać. Krzyknęła więc ponownie i wydobyła z siebie ciężkie emocje, skryte głęboko na dnie jej duszy. Poczuła coś na kształt ulgi, jak gdyby jej serce zostało uwolnione od oplatającego go ciasno ciernia.
Upadła gładko na ziemię, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Jej zwiewna sukienka przygotowała dla niej podłoże, zanim dziewczyna zdążyła go dotknąć. Podczas kontaktu z ziemią, nie odczuła kompletnie niczego. Doznała wrażenia, jak gdyby wpadła w ułożoną z puchu zaspę i niemalże całkowicie w niej utonęła. Poczuła, jak jej oddech przyspiesza i skupiła się na rytmie bicia serca, by jakoś się wyciszyć. Po sekundzie jednak po ciele przemknęły jej ciarki, wywołując impuls, który pobudził ją do działania. Nie mogła biernie obserwować, musiała coś zrobić. Przekręciła się na plecy i szybko uniosła ręce w górę, po czym je opuściła. Ponowiła ruch, a następnie zmieniła pozycję, obracając się na brzuch. Podkurczyła nogi i kucnęła, by wykonać przewrót w przód, po czym stanęła na rękach i znów gładko opadła na ziemię - najpierw dotykając podłoża jedną stopą i badając grunt, a następnie drugą. Poczuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiega pojedyncza ciarka, na co wzdrygnęła się i skuliła ramiona, gdy stanęła już w pozycji wyprostowanej.
Wykonała nogą duży wymach przed siebie, jak gdyby chcąc zadać komuś bolesny cios. Nie było tam jednak nikogo oprócz niej. Drugą nogą zrobiła to samo, ponownie obejmując nią duży zakres obszaru. Po krótkiej chwili wyrzuciła jedną z nich w bok, unosząc się przy tym lekko do góry jak baletnica, po czym klęknęła na ziemi i zaczęła turlać się w bok. Nie wpadła ciałem na nic, co mogłoby ją w jakikolwiek sposób spowolnić lub zatrzymać. Po paru sekundach sama nie była już pewna, czy stanęła, czy nadal się przemieszcza. Jedynym, co wiedziała, było to, że w głowie znów zapanował chaos. Przez moment miała wrażenie, że wszystkie głosy, które słyszała, ucichły. Teraz jednak wróciły, i to ze zdwojoną siłą. Dziewczyna próbowała je wyłączyć, ale bezskutecznie. Dwa jednak wybiły się ponad ogólny szmer, usłyszała je bardzo wyraźnie. Dialog między mężczyzną a kobietą.
- Gotowa?
- Na co?
- Życie.

Milczenie



Do jej uszu dochodził tylko cichy szum fal z oddali oraz wiatr świszczący w koronach drzew, z lasu rosnącego niedaleko. Patrzyła przed siebie, starając się dostrzec horyzont, skryty za lekko wzburzonym morzem. Jej wzrok jednak od razu przyciągało rozgwieżdżone niebo, które w pewnym momencie stykało się z linią horyzontu i całkowicie pochłaniało uwagę dziewczyny. Podnosiła wtedy głowę ku górze i zaczynała wpatrywać się w małe punkty, jasno świecące na ciemnym tle. Każdy z nich zdawał się do niej mrugać, jak gdyby chcąc jej uświadomić, że jest obserwowana.
            - O czym myślisz? – usłyszała w pewnym momencie i zamrugała szybko. Głos wyrwał ją z lekkiego uśpienia - zaczynała odpływać w krainę snu, jednocześnie nadal będąc przytomną. Dlatego tak bardzo uwielbiała patrzeć nocą na gwiazdy – wiedziała, że może pozwolić sobie na wszystko. Myśleć, o czym tylko zechce i czuć tylko to, co podpowiada jej serce.
            Spojrzała na siedzącego obok chłopaka, który patrzył na nią pytająco. Na jego ustach czaił się delikatny uśmieszek, który dostrzegła, pomimo panujących wokół ciemności. Miała ochotę odpowiedzieć mu takim samym, gdy w porę przypomniała sobie, o co ją spytał. I zaczęła zastanawiać się nad tym, jak mu to wszystko wyjaśnić. Jedyne, co robiła w tej chwili, to starała się złapać wszystkie latające chaotycznie po jej głowie myśli i ułożyć w sensowną całość.
Wciąż czuła wszystkie spojrzenia gwiazd, które zdawały się oglądać sztukę dwóch niemalże obcych sobie osób. Aktorów, którzy zapomnieli swoich ról na scenie nie będącej niczym więcej, jak tylko prostym tłem do sztuki bez nazwy. Księżyc dodatkowo oświetlał drobne sylwetki, chcąc zwrócić uwagę na małostkowość ich jako istot przy tym, co znajdowało się wokół – las, morze i pusta przestrzeń. Wszystko spowite cienką płachtą tajemnicy, nadającą niepowtarzalny klimat i umożliwiającą skupienie uwagi na konkretnych elementach otoczenia.
Z powrotem przyjrzała się swoim nogom, które zwieszała luźno z klifu i co jakiś czas delikatnie nimi machała. Lubiła patrzeć na ich ruchy, dodatkowo ją uspokajały i pozwalały poskładać w całość wszystko, nad czym tak zaciekle główkowała. Kompletnie zapomniała o tym, że chłopak o coś ją spytał, wyparła ten moment z pamięci. Zaczęła przyglądać się otoczeniu, uświadamiając sobie, że czuje na ciele czyjeś spojrzenie. Odwróciła się w stronę lasu, rozciągającego się kawałek dalej od miejsca, w którym siedzieli. Drzewa były w nim dosyć gęsto rozmieszczone - jednak niedostatecznie, aby móc skryć się za ich koronami. To odrobinę ją uspokoiło, więc odetchnęła z ulgą i skupiła wzrok na falach uderzających o brzeg.
            - Skarbie…
- Milcz - poprosiła łagodnym głosem. Nie wydała rozkazu, na co mógłby wskazywać ton, którego użyła. Z jej ust wydobyło się jedynie coś na kształt cichego westchnienia, które uformowało się w pojedyncze słowo.
- Czemu? Czemu aż tak bardzo ci na tym zależy?
- Ludzie muszą się nauczyć doceniać ciszę wokół siebie oraz tę panującą w nich samych. Trwanie w ciszy jest jak trwanie w nicości – może się stać wszystko, podczas gdy tak naprawdę nic nie ruszy się z miejsca ani w czasie. Milczeć razem to sztuka, a ja chciałabym opanować ją jak najlepiej. Trzeba umieć okazywać emocje nie tylko poprzez słowa, które często wypełnione są jedynie powietrzem. Więc pomilcz ze mną, dobrze?
- W po…
Spojrzała na chłopaka, nie przybierając żadnej mimiki twarzy, a jedynie patrząc głęboko w oczy. Ujrzał dobrze znany mu błysk i wiedział już, że od tej chwili zdani są tylko na ciszę. Dziewczyna często wpadała w stan, w którym nic ani nikt nie mógł się z nią porozumieć w inny sposób, jak jedynie przez to, co ona sama rozumiała poprzez milczenie. Wtedy tylko ona wiedziała, co robi i o czym myśli, inni mogli zgadywać lub starać się dowiedzieć czegokolwiek z jej gestów lub mimiki twarzy, a także spojrzeń, którymi zdawała się zaglądać do wnętrza człowieka, mijając barierę skóry i przedostając się wprost do duszy.
Chłopak więc siedział z nią w ciszy, starając się dostrzec w otaczającym ich świecie coś, na czym mógłby skupić wzrok. Nic jednak nie było bardziej interesujące od niej. Sposobu, w jaki wpatrywała się horyzont i mrugała, chłonąc wszystkie przemawiające do niej emocje. Jej klatki piersiowej unoszącej się powoli w górę i w dół, jak gdyby blokującej serce przed wydostaniem się na zewnątrz w celu zwiedzenia każdego zakamarka świata. Uwielbiał ją obserwować, zawsze i wszędzie. Nie umiał jednak robić tego bez jakiejkolwiek interakcji z jej strony, często brakowało mu gestów lub najprostszych odpowiedzi.
Wiatr zawiał włosy na jej twarz, całkowicie zasłaniając spokojne oblicze. Ona jednak nie wykonała najmniejszego ruchu, wciąż skupiona na czymś przed sobą. Chłopak powoli uniósł dłoń, by po chwili wsunąć dziewczynie kosmyk za ucho. Gdy znów ujrzał jej twarz, poczuł wewnątrz jakiś dziwny chłód. Na jej policzkach znajdowały się mokre smugi. Chciał spytać, co się stało, jakkolwiek dowiedzieć, co ją zmartwiło, ale w porę przypomniał sobie o złożonej wcześniej obietnicy. Ujął więc jej dłoń w swoją, chcąc jakoś podnieść ją na duchu. Ona jednak w żaden sposób nie zareagowała, nadal wpatrując się w horyzont przed sobą i kompletnie ignorując to, co miało miejsce.
- Przepraszam, nie umiem przy tobie milczeć.
Nachylił się do dziewczyny i złożył delikatny pocałunek na odkrytej wcześniej przez niego skroni. Ona jedynie pokiwała głową i cicho pociągnęła nosem, na co chłopak mocniej ścisnął jej dłoń. Tym razem jednak poczuł odpowiedź, niezbyt przekonującą, ale nie przejął się tym. Cieszył go fakt, że udało mu się jakoś zwrócić jej uwagę.
Po paru chwilach objęła jego ramię swoimi, mocno się w niego wtulając. Poczuła przejmujący ciało chłód, pomimo ciepłego płaszcza, który okrywał jej tułów. Spojrzeli sobie głęboko w oczy i zaczęli się do siebie przybliżać, gdy nagle dziewczyna złożyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Spod powiek wypłynęły jej kolejne łzy, lecz tym razem na ustach wykwitł delikatny, błogi uśmiech.

Głębia

Czarna jak noc sukienka mknęła za nią po ziemi, podczas gdy stawiała kolejne kroki na zniszczonym chodniku. W normalnych butach mogłaby udawać, że nie istnieje, ale w glanach czuła się tak, jak gdyby cały świat leżał u jej stóp, a ona mogła deptać wszystko i wszystkich, którzy kiedykolwiek sprawili, że zwątpiła w siebie chociaż na moment. Uwielbiała chwile, w których posyłała ludziom chłodne spojrzenia, a oni uciekali swoimi, widząc w niej coś na kształt śmierci, która zstąpiła między nich. Wtedy wiedziała, że jest sobą.
Przechodziła obok niego codziennie, wracając z wieczornych spacerów. Każdego dnia kusił ją, by zajrzała do środka i odkryła mroczne tajemnice, czające się za rogiem - właściwie wszystkimi, jakie posiadało to miejsce. Oczywistym było, że stary, opuszczony dom od dawna nie czuł nikogo żyjącego, stąpającego po jego spróchniałych, zakurzonych deskach. Od wielu lat w jego wnętrzu panowała nieprzenikniona ciemność i grobowa cisza, tylko czekająca na zmącenie przez jakąś zabłąkaną duszę.
Postanowiła, że w końcu zajrzy do środka i zaspokoi swoją ciekawość. Nie przeszła obok niego obojętnie, jak za każdym razem. Uchyliła zardzewiałą bramę, która nieprzyjemnie skrzypnęła. Dziewczyna zacisnęła zęby na ten odgłos, po czym zrobiła parę kroków przed siebie. Spojrzała w górę i zaparło jej dech. Budowla z tej perspektywy wydawała się potężna i cudowna, jak stary gmach, coś w rodzaju pałacu, w środku którego czeka wymarzone życie i luksusy. Jednak szybko dotarło do niej, co znajduje się wewnątrz starego domu i jej serce niebezpiecznie przyspieszyło.
Zrobiła głęboki wdech, a następnie powoli wypuściła powietrze z płuc. Resztki słońca delikatnie oświetlały okolicę, a wieczór był dosyć chłodny, więc ujrzała parę wydobywającą się z ust. Postawiła stopę na schodach, które niebezpiecznie zatrzeszczały. Nie zamierzała się jednak tym przejmować i zrobiła kolejny krok, a po nim następny, aż stanęła przed lekko uchylonymi drzwiami. Powoli przyciągnęła je do siebie, po czym weszła do środka.
Nie ujrzała wiele, tylko tyle, na ile pozwoliły oświetlone fragmenty pomieszczenia. Gdy stanęła w cieniu, do środka wpadło więcej światła, lecz i to nie wystarczyło, by mogła przyjrzeć się szczegółom. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, czym udałoby jej się choć odrobinę rozświetlić pomieszczenie od wewnątrz. Wszelkie lampy nie działały, minęło zbyt wiele lat. Nie widziała również żadnej latarki. W oczy jednak rzuciła jej się świeczka, więc podeszła do niej i pomacała dłońmi dookoła, aż w końcu natrafiła na opakowanie zapałek. Zapaliła wystający knot, po czym podeszła do drzwi i delikatnie je pchnęła. Nie udało jej się uniknąć skrzypienia, ale nie dbała o to.
Zaczęła penetrować pomieszczenie, by móc dokładnie przyjrzeć się wszelkim znajdującym się w nim meblom oraz starym dekoracjom – wiszącym na ścianach obrazom oraz małym rzeźbom, przedstawiającym ludzi w różnych pozycjach. Wielu z nich miało powykrzywiane twarze lub zniekształcone ciała, które przyprawiały dziewczynę o ciarki. Wewnątrz czuła jednak przyjemną falę ciepła, oglądając to wszystko. Była zachwycona tym, co ktoś po sobie zostawił i pełna podziwu, że tak dobrze się zachowało. Nie spodziewała się ujrzeć tak urzekających rzeczy, a jednak. Sama była zdziwiona swoją śmiałością i uczuciem, jakie wywołał w niej dom oraz jego wnętrze.
Gdy dokładnie obejrzała parter, udała się na pierwsze piętro, stąpając powoli po skrzypiących schodach. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, coś na granicy stęchlizny i potu, ale dziewczyna starała się go ignorować i upajać tym, po co tu przyszła. Weszła do pierwszego pokoju z rzędu i jej oczom ukazał się stary gabinet. Przeleciała po nim wzrokiem, po czym zabrała się za wnikliwsze badanie każdej rzeczy. Najbardziej zainteresowały ją stare książki i papiery pozostawione na stole, zaraz obok maszyny do pisania. Druk na kartkach wyblakł, ale widać było parę liczb, które jakimś cudem się zachowały. Nie można jednak było odczytać z nich nic więcej, więc dziewczyna zajęła się książkami, dokładniej przyglądając się ich grzbietom. Stały na wysokim, staroświeckim regale, z paroma zdobieniami na krawędziach, ciągnącymi się wzdłuż całego mebla. Przejechała po nich palcami, czując lekkie wypukłości pod opuszkami, a na jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Wtem usłyszała skrzypienie z dołu. Zastygła w połowie ruchu i wstrzymała oddech. Serce znów niebezpiecznie przyspieszyło, zaraz po tym, jak udało się je uspokoić, a oczy zaczęły chaotycznie latać po pomieszczeniu, starając się cokolwiek zrozumieć. Nie spodziewała się nikogo - nie widziała podążających za nią osób oraz jakiegokolwiek zainteresowania ze strony sąsiadów. Mieszkała po drugiej stronie ulicy, parę domów dalej. Za każdym razem, gdy wyglądała przez okno, okolice starego budynku były puste. Momentami miała wrażenie, że jedynie ona widzi ten dom. Jakim więc cudem ktoś mógł wejść tu za nią, szczególnie że zamknęła drzwi?
Przeraźliwy krzyk wyrwał ją z zamyślenia. Zamrugała oczami, kładąc dłoń płasko na klatce piersiowej, by jakoś uspokoić rozszalałe serce, walące młotem. Jej oddech niebezpiecznie przyspieszył, bała się, że ktoś go usłyszy, więc zatkała usta. Oczy nadal chaotycznie biegały w tę i we w tę, nie umiała nad nimi zapanować. Po chwili usłyszała ten sam głos, lecz nie krzyczący, a wołający jakieś dziecko. Uświadomiła sobie, że tym, co ją przeraziło, była zrozpaczona matka - a przynajmniej to próbowała sobie wmówić. Nadal jednak nie wiedziała, kto znajduje się piętro niżej.
Zrobiła krok przed siebie, starając się stąpać możliwie jak najciszej, lecz po chwili usłyszała skrzypienie schodów i zaklęła pod nosem. Spojrzała w ich stronę i ujrzała zarys mężczyzny, który świecił jej latarką w oczy. Zmrużyła je, dodatkowo odruchowo zasłaniając ręką, a gdy jasny promień został skierowany w dół, ujrzała, że stał przed nią funkcjonariusz policji.
- Nie wolno tu przebywać – oznajmił surowym tonem.
- Czemu?
Mężczyzna chwycił ją za przegub i przepuścił przed sobą, zachęcając ręką, by zeszła po schodach.
- Bez dyskusji – rozkazał, a dziewczyna zacisnęła zęby i dłonie w pięści. – Proszę opuścić to miejsce.
Nie zamierzała wywoływać niepotrzebnej afery, więc zeszła na parter, a następnie wyszła na zewnątrz. Ściemniło się i ochłodziło, a miała wrażenie, że nie było jej parę minut. Najwidoczniej musiało minąć więcej czasu od  momentu, w którym wkroczyła do środka.
Odwróciła się i zobaczyła, że mężczyzna stoi w progu, patrząc na nią z uniesionymi brwiami. Prychnęła, posyłając mu drwiące spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i usłyszała glany dudniące o chodnik, gdy na niego weszła. Uśmiechnęła się pod nosem, starając się zatrzymać w pamięci wszystko, co ujrzała wewnątrz opuszczonego domu. Włożyła dłoń do kieszeni i wyjęła z niej starą, czarno-białą fotografię, po czym przyjrzała się jej dokładniej. Na miejscu jedynie mignęła jej przed oczami, postanowiła więc, że weźmie ze sobą – coś w niej wyraźnie ją zaintrygowało. Teraz już dobrze wiedziała co.
Przedstawiała dziewczynę w ciemnej sukience, wpatrującą się w regał z książkami.