- Hej – usłyszałam głos
koło siebie i ujrzałam mojego przyjaciela. W stroju wiedźmina i bez okularów
wyglądał całkiem inaczej, więc na początku go nie poznałam. Potem jednak
uśmiechnął się ciepło, a ja cicho się roześmiałam.
- Cześć. Chodź, dzieci
już na ciebie czekają – powiedziałam i zaprosiłam go dalej. Po drodze minęliśmy
zdjęcia, które maluchy miały zrobione z różnymi postaciami. Gościli u mnie moi
przyjaciele, którzy przebierali się za postacie z różnych filmów, komiksów i
książek, które według mnie były wartościowe i godne poznania.
Przeszliśmy korytarzem, a
gdy dotarliśmy do sali, otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił.
- Dzięki – powiedziałam,
a on lekko się ukłonił.
Gdy weszliśmy do środka, w sali podniósł się szmer. Po chwili
jednak wszystkie dzieciaczki ucichły i usadowiły się w jednej grupce na
dywanie. Zaczęły patrzeć z zaciekawieniem na postać stojącą koło mnie.
- Kochani, mamy dzisiaj
w naszym przedszkolu szczególnego gościa. Przyjechał do nas z daleka i poświęci
nam dzisiaj trochę swojego czasu. Przedstawiam wam wiedźmina Geralta z Rivii. Jeśli
chcecie, możecie zadawać mu pytania.
Wszyscy wpatrywali się w
mojego przyjaciela jak w obrazek. Wiedziałam, że cieszył się na to spotkanie od
dawna i przygotował bardzo dokładnie.
Zauważyłam, że jeden z
chłopców otworzył usta i szybko je zamknął. Spojrzałam mu w oczy, kiwnęłam
głową i uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Czemu… ma pan takie
białe włosy? – spytał nieśmiało.
- Wypiłem w życiu dużo
specjalnych eliksirów, dzięki którym stałem się nieśmiertelny i zyskałem wielką
siłę. Zmieniły również mój wygląd zewnętrzny i organizm, który jest odporny na
trucizny. Podobają ci się takie włosy? – spytał wiedźmin z uśmiechem, a
chłopczyk nieśmiało kiwnął główką.
- A czemu pan ma takie
coś na twarzy? – spytała jedna z dziewczynek i przejechała palcem po swojej od
góry do dołu.
- To jest blizna, którą
zyskałem podczas jednej z bitew, właściwie po. Widzisz, walczę z wieloma
potworami i chronię ludzi, by czuli się bezpieczniej.
- Taki rycerz? –
dopytywała nieśmiało dziewczynka.
-
Nie, daleko mi do rycerza. – Roześmiał się ciepło.
- Ale nosi pan aż dwa
miecze! – zauważyła i wskazała palcem ostrza wystające zza jego pleców.
- Tak, ale nie jestem
rycerzem – wyjaśnił i uśmiechnął się. – Jeden jest srebrny, a drugi stalowy. To
są specjalne miecze.
Dziewczynka spojrzała na
niego podejrzliwym wzrokiem, ale jej drobna twarzyczka nie była groźna. Wiedźmin
odwzajemnił jej groźny wzrok i zaczął ją przedrzeźniać, a ona słodko się
uśmiechnęła i lekko zawstydziła.
Dzieci zasypały go
jeszcze kilkoma pytaniami, a on na każde potrafił odpowiedzieć tak, by
zaciekawić je sobą jeszcze bardziej. Pokazał im podstawowe ruchy w walce, a
niektórzy nawet odważyli się z nim zmierzyć.
Najbardziej śmieszyły
mnie chwile, gdy dostawali w swoje malutkie rączki te ogromne, ciężkie miecze.
Każdy, kto je chwycił, leciał za nimi w dół i musieliśmy im pomagać podnieść
się z powrotem do pionu. Wszyscy mieliśmy przy tym mnóstwo frajdy, na buziach
dzieci widziałam szczere uśmiechy. Miałam nadzieję, że na długo zapamiętają to
spotkanie.
- Kochani, niestety
musimy już pożegnać pana wiedźmina – oznajmiłam po kilku godzinach, które z
nami spędził. Po sali poniosły się pomruki niezadowolenia. – Może jeszcze
kiedyś nas odwiedzi, musicie go ładnie
poprosić.
- Prosimy! – Dało się
słyszeć chór słodkich głosików. Roześmialiśmy się i spojrzeliśmy na siebie. Mój
przyjaciel przeniósł wzrok z powrotem na dzieci.
- Dobrze, dobrze.
Postaram się jeszcze kiedyś zajrzeć w wasze skromne progi – powiedział.
- Dzię-ku-je-my! –
krzyknęłam radośnie razem z nimi. Wszyscy zaczęli bić brawo, a on, stojąc na
środku, wypiął dumnie pierś. Po chwili ruszył w stronę wyjścia, a jedna z
dziewczynek podbiegła do nas i objęła jego nogę. Spojrzała na niego słodko.
- Jest pan bardzo fajny
– powiedziała, zawstydziła się i szybko uciekła do koleżanek. Roześmialiśmy się
i wyszliśmy z sali.
-
Jeszcze raz ogromnie ci dziękuję – zwróciłam się do niego i lekko się
objęliśmy.
- Ja również, nawet nie
wiesz, jak fajnie spędziłem tu czas. Takie spotkania są bardzo ważne.
- Masz rację, będę ich
robić więcej. - Uśmiechnęłam się. -
Wracaj do Yennefer, od dawna musi się niecierpliwić.
- Płotka zapewne już
zmarzła na dworze. Do rychłego zobaczenia! – krzyknął i ruszył w dół schodami.
- Do rychłego! –
odkrzyknęłam i pomachałam mu. Uśmiechnęłam się do siebie.
Po chwili podeszła do
mnie ta sama dziewczynka i pociągnęła za nogawkę spodni, więc kucnęłam koło
niej.
-
Tak, kochanie?
- Czy ten pan jeszcze
kiedyś wróci? – spytała pełnym nadziei głosem.
- Nie wiem, słonko. To
wszystko zależy od niego. – Pogłaskałam ją po głowie, wzięłam na ręce i
poszłyśmy z powrotem do sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz