Nie zbaczaj ze ścieżki

Szła polną drogą od dość dawna. Nigdy tak naprawdę nie liczyła czasu, który spędziła w podróży. Ciągle jednak patrzyła przed siebie, lecz kątami oczu widziała to samo, co z przodu. Świat wydawał się być iście bajkowy, kolory biły świeżością, a wszystkie istnienia zdawały się być żywe i radosne.
Wiedziała, że gdy spuści wzrok z tego, co ma przed sobą, wszystko zniknie. Kusiło ją to od dawna, ale dzielnie szła prosto, nie oglądając się na boki ani w tył.
W pewnym momencie z lewej strony podeszła do niej jasna postać. Dziewczyna nie potrafiła określić, kim była, ponieważ patrzyła tylko i wyłącznie w przód.
- Nie udawaj, że interesuje cię tylko ta sztuczność, którą masz przed sobą – usłyszała. Głos był syczący, ale delikatny. W jednej sekundzie postać stanęła przed nią i spojrzała jej głęboko w oczy. Dziewczyna ujrzała czarne dziury w miejscach oczodołów. Zjawa miała na sobie długą, białą, zwiewną szatę i sięgające ziemi, proste, śnieżne włosy. Blask postaci oślepił ją tak, że musiała zmrużyć oczy. Wszystko, na co spojrzała, mieniło się rażącą bielą.
- Przecież wiem, że jesteś zmęczona – powiedziała postać i uśmiechnęła się jadowicie. Złapała dziewczynę za dłonie, a ta poczuła, jak po jej ciele zaczyna rozchodzić się chłód. Zjawa szybko pociągnęła swoją ofiarę tak, że tamta obróciła się w lewo. Za postacią dziewczyna ujrzała świat pokryty białym puchem. Poczuła, jak jej ciało zaczyna zamarzać, zęby szczękać, a oczy rozszerzać się w zastraszającym tempie.
- Chodź ze mną. Pokażę ci, co tak naprawdę znaczy czegoś chcieć. Zaufaj mi.
Ujrzała małą dziewczynkę, która siedziała na śniegu i chowała twarz w dłoniach. Musiała płakać. Po chwili jednak wyparowała i na jej miejscu pojawiła się wyraźnie starsza. Ona jednak stała sztywno i patrzyła jadowitym wzrokiem dookoła.
- Tak, to ty. Pamiętasz te dni, kiedy wolałaś zostać sama ze swoim lodowatym sercem? – Koło ucha usłyszała syk i odwróciła się od zjawy. Stanęła naprzeciw ciemności.
Nie była ona jednak nicością – dziewczyna widziała zarysy wysokich budynków i ścieżki. W jej stronę szedł pewien mężczyzna, ubrany w elegancki, beżowy garnitur. W oczach płonął mu ogień. Wlepił je w dziewczynę i zaczął świdrować jej ciało.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Sama Niewiadoma przyszła nas odwiedzić. – Jego chytry uśmiech nie wróżył niczego dobrego. Szybko pojawił się obok dziewczyny i objął ją w talii. Nawet nie zareagowała, gdy przybliżył ją do siebie i zaczął wypalać jej oczy swoim ogniem. Nie poczuła kompletnie niczego, jakby tamto zimno rzeczywiście w niej zostało.
- Widzę, że moja przyjaciółka już zdążyła cię zamrozić – powiedział i popatrzył z odrazą na zjawę stojącą za nią. Dziewczyna odwróciła się i ujrzała śnieżny świat za białą postacią.
- Chyba nie myślisz, że uda ci się ją tak po prostu zmanipulować? – spytała zjawa i uśmiechnęła się rozbawiona, a oczy mężczyzny zapłonęły jeszcze większym ogniem.
- Nie wtrącaj się do tego, teraz jest moja! – zagrzmiał i wbił ostre szpony w ciało dziewczyny. Przeszły na wylot przez jej ręce, lecz ona ciągle stała niewzruszona. Spojrzał na nią zbity z tropu.
- Kim ty jesteś?
- Niewiadomą – odparła dziewczyna i nagle jej ciało zaczęło się przepoławiać. Kobieta chwyciła jedną część, a mężczyzna drugą i zachłannie zaciągnęli je na swoje strony. Dusza dziewczyny powędrowała do bajkowej krainy, a umysł do nicości znajdującej się za nią.

Nigdy nie powinniśmy oglądać się za siebie, jeśli mamy wytyczoną ścieżkę, czyż nie?

Nigdy nie dorosnę 2

- Hej – usłyszałam głos koło siebie i ujrzałam mojego przyjaciela. W stroju wiedźmina i bez okularów wyglądał całkiem inaczej, więc na początku go nie poznałam. Potem jednak uśmiechnął się ciepło, a ja cicho się roześmiałam.
- Cześć. Chodź, dzieci już na ciebie czekają – powiedziałam i zaprosiłam go dalej. Po drodze minęliśmy zdjęcia, które maluchy miały zrobione z różnymi postaciami. Gościli u mnie moi przyjaciele, którzy przebierali się za postacie z różnych filmów, komiksów i książek, które według mnie były wartościowe i godne poznania.
Przeszliśmy korytarzem, a gdy dotarliśmy do sali, otworzył drzwi i mnie w nich przepuścił.
- Dzięki – powiedziałam, a on lekko się ukłonił.
Gdy weszliśmy do  środka, w sali podniósł się szmer. Po chwili jednak wszystkie dzieciaczki ucichły i usadowiły się w jednej grupce na dywanie. Zaczęły patrzeć z zaciekawieniem na postać stojącą koło mnie.
- Kochani, mamy dzisiaj w naszym przedszkolu szczególnego gościa. Przyjechał do nas z daleka i poświęci nam dzisiaj trochę swojego czasu. Przedstawiam wam wiedźmina Geralta z Rivii. Jeśli chcecie, możecie zadawać mu pytania.
Wszyscy wpatrywali się w mojego przyjaciela jak w obrazek. Wiedziałam, że cieszył się na to spotkanie od dawna i przygotował bardzo dokładnie.
Zauważyłam, że jeden z chłopców otworzył usta i szybko je zamknął. Spojrzałam mu w oczy, kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Czemu… ma pan takie białe włosy? – spytał nieśmiało.
- Wypiłem w życiu dużo specjalnych eliksirów, dzięki którym stałem się nieśmiertelny i zyskałem wielką siłę. Zmieniły również mój wygląd zewnętrzny i organizm, który jest odporny na trucizny. Podobają ci się takie włosy? – spytał wiedźmin z uśmiechem, a chłopczyk nieśmiało kiwnął główką.
- A czemu pan ma takie coś na twarzy? – spytała jedna z dziewczynek i przejechała palcem po swojej od góry do dołu.
- To jest blizna, którą zyskałem podczas jednej z bitew, właściwie po. Widzisz, walczę z wieloma potworami i chronię ludzi, by czuli się bezpieczniej.
- Taki rycerz? – dopytywała nieśmiało dziewczynka.
- Nie, daleko mi do rycerza. – Roześmiał się ciepło.
- Ale nosi pan aż dwa miecze! – zauważyła i wskazała palcem ostrza wystające zza jego pleców.
- Tak, ale nie jestem rycerzem – wyjaśnił i uśmiechnął się. – Jeden jest srebrny, a drugi stalowy. To są specjalne miecze.
Dziewczynka spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, ale jej drobna twarzyczka nie była groźna. Wiedźmin odwzajemnił jej groźny wzrok i zaczął ją przedrzeźniać, a ona słodko się uśmiechnęła i lekko zawstydziła.
Dzieci zasypały go jeszcze kilkoma pytaniami, a on na każde potrafił odpowiedzieć tak, by zaciekawić je sobą jeszcze bardziej. Pokazał im podstawowe ruchy w walce, a niektórzy nawet odważyli się z nim zmierzyć.
Najbardziej śmieszyły mnie chwile, gdy dostawali w swoje malutkie rączki te ogromne, ciężkie miecze. Każdy, kto je chwycił, leciał za nimi w dół i musieliśmy im pomagać podnieść się z powrotem do pionu. Wszyscy mieliśmy przy tym mnóstwo frajdy, na buziach dzieci widziałam szczere uśmiechy. Miałam nadzieję, że na długo zapamiętają to spotkanie.
- Kochani, niestety musimy już pożegnać pana wiedźmina – oznajmiłam po kilku godzinach, które z nami spędził. Po sali poniosły się pomruki niezadowolenia. – Może jeszcze kiedyś  nas odwiedzi, musicie go ładnie poprosić.
- Prosimy! – Dało się słyszeć chór słodkich głosików. Roześmialiśmy się i spojrzeliśmy na siebie. Mój przyjaciel przeniósł wzrok z powrotem na dzieci.
- Dobrze, dobrze. Postaram się jeszcze kiedyś zajrzeć w wasze skromne progi – powiedział.
- Dzię-ku-je-my! – krzyknęłam radośnie razem z nimi. Wszyscy zaczęli bić brawo, a on, stojąc na środku, wypiął dumnie pierś. Po chwili ruszył w stronę wyjścia, a jedna z dziewczynek podbiegła do nas i objęła jego nogę. Spojrzała na niego słodko.
- Jest pan bardzo fajny – powiedziała, zawstydziła się i szybko uciekła do koleżanek. Roześmialiśmy się i wyszliśmy z sali.
- Jeszcze raz ogromnie ci dziękuję – zwróciłam się do niego i lekko się objęliśmy.
- Ja również, nawet nie wiesz, jak fajnie spędziłem tu czas. Takie spotkania są bardzo ważne.
- Masz rację, będę ich robić więcej. -  Uśmiechnęłam się. - Wracaj do Yennefer, od dawna musi się niecierpliwić.
- Płotka zapewne już zmarzła na dworze. Do rychłego zobaczenia! – krzyknął i ruszył w dół schodami.
- Do rychłego! – odkrzyknęłam i pomachałam mu. Uśmiechnęłam się do siebie.
Po chwili podeszła do mnie ta sama dziewczynka i pociągnęła za nogawkę spodni, więc kucnęłam koło niej.
- Tak, kochanie?
- Czy ten pan jeszcze kiedyś wróci? – spytała pełnym nadziei głosem.
- Nie wiem, słonko. To wszystko zależy od niego. – Pogłaskałam ją po głowie, wzięłam na ręce i poszłyśmy z powrotem do sali.

Strych

Weszła na zakurzony strych i skierowała wzrok na brudne okno. Było jedynym źródłem światła w tym małym pomieszczeniu, a i tak zdawało się go wpadać do środka za dużo. Spojrzała na małą lalkę rzuconą w kąt i przypomniała sobie o tym, że obiecała jej kiedyś wieczne szczęście. Miały być nierozłączne jak przyjaciółki, siostry… Na zawsze.
Na twarzy szmacianki już dawno temu zastygł szeroki uśmiech, lecz dziewczyna miała wrażenie, że jest sztuczny i doklejony. Zanim ją tu przyniosła, obdarzała ją codziennie takim samym.
Przeniosła wzrok na książki, które miały towarzyszyć jej w każdych chwilach – tych lepszych i gorszych. Chciała przeżywać z nimi wszystkie przygody, zawierały ich w sobie wiele, lecz ona nigdy nie potrafiła do końca docenić ani jednej z nich. Zawsze znajdywała sobie wymówkę i odkładała nierealne światy na półkę. Od dawna sądziła, że nie zasługują nawet na to, by tam leżeć.
Przypomniała sobie o kąciku, w którym zawsze płakała. Zastanawiała się nad tym, czy jej łzy również są takie zakurzone i niechciane. Od zawsze sądziła, że nikogo nie obchodziło to, co czuła i nie myliła się. Większość ludzi, którzy ją otaczali, byli nieczuli na jakiekolwiek zachowanie lub gest z jej strony, zdawali się wręcz odtrącać dobre chęci dziewczyny. Nienawidziła siebie za słabość, którą zostawiła w kącie, żałowała, że nie może znów poczuć jej tak mocno, jak kiedyś.
Na końcu podeszła do okna i ujrzała postać siedzącą na parapecie. Spostrzegła, że to ona. Dziewczyna miała na twarzy szeroki, sztuczny uśmiech, jej całe ciało zdawało się być jedną, szarą plamą, a po policzkach spływały łzy.
Tak, o sobie zapomniała już dawno temu.
Chociaż… czy ona kiedykolwiek tak naprawdę istniała?

Mgła

Stałam na przystanku, jak co dzień rano. Czekałam na autobus, który miał bezpiecznie zabrać mnie i innych czekających oraz dowieźć na miejsce. Ludzie wokół zdawali się wystraszeni - na początku wydało mi się to dziwne i bezpodstawne, lecz po chwili zorientowałam się, że zaczyna otaczać nas mgła. Wyglądało to tak, jakby ktoś postawił gęstą zasłonę, odgradzając naszą grupkę od świata. Przez chwilę poczułam się trochę niezręcznie.
Mężczyzna obok mnie nerwowo rozglądał się na boki. Nie wiedziałam, czego mógłby szukać lub się bać. Po chwili usłyszałam jednak głośne krakanie i spojrzałam w górę. Stado kruków wzbiło się w powietrze z pola za nami i usiadło na długiej latarni obok przystanku. Obejrzałam się do tyłu i ujrzałam pustą, wyschniętą ziemię. Przypomniałam sobie, jak pięknie to pole wyglądało na wiosnę – żywe, przyjazne i ciepłe, z soczyście zieloną trawą i drobnymi kwiatami. Mgła jednak również i je zasłoniła, więc w odbiciu szyby przystanku ujrzałam ogromne drzewa znajdujące się po drugiej stronie ulicy. Nie miałam pojęcia jak - patrząc prosto na nie, ledwo mogłam ujrzeć kontury. W odbiciu wyglądały jednak dość słabo i smutno, jakby przygnębione przez otoczenie i ludzi, którzy nigdy nie zwracają na nie uwagi.
Spojrzałam ukradkiem w lewo na młodą kobietę i ujrzałam, że zbliża się do granicy gęstej mgły. Nie wiedzieć czemu, lekko wytrzeszczyłam oczy, a serce zaczęło mi bić w szaleńczym tempie. Odwróciłam się i zauważyłam, że każdy patrzy na kobietę z zaciekawieniem, ale także z przerażeniem.
Z powrotem spojrzałam na nią i zorientowałam się, że połowa jej sylwetki zniknęła już we mgle. Wyciągnęłam rękę w jej stronę, lecz po chwili szybko ją cofnęłam. Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, a usta zadrżały. Kruki znów wzbiły się w powietrze z głośnym krakaniem i poszybowały w jej stronę. Usłyszałam, jak jedna ze starszych kobiet wciąga nerwowo powietrze, a inna zaczyna szybko oddychać. Moje serce nadal się nie uspokoiło, w dodatku zaczęły okropnie pocić mi się ręce, pomimo tego, iż było bardzo chłodno. Z moich ust wydobył się obłok pary i poszybował leniwie w górę, po czym zniknął.
Usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach krzyk. Moje oczy na powrót się wytrzeszczyły, a dłoń powędrowała do drżących ust. Ujrzeliśmy plątaninę czarnych kształtów i usłyszeliśmy głośne jęki młodej kobiety, nic więcej.
Po chwili wszystko się uspokoiło i czekaliśmy w napięciu, co nastąpi. Z gęstej mgły wyleciał kruk, trzymając w zębach coś małego, okrągłego i białego. Po moim ciele przeszły ciarki, a serce na chwilę stanęło. Oko młodej kobiety spojrzało na mnie przelotnie - ujrzałam w nim czyste przerażenie.
Szybko podbiegliśmy do miejsca, z którego przed chwilą odleciała chmara kruków. Klęknęłam nad ciałem kobiety, a moim wstrząsnęły drgawki. Zaczęło zbierać mi się na wymioty – miałam  jednak dosyć wytrzymały organizm i psychikę, więc się powstrzymałam. Spokojnie przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech oraz wydech. Ujrzałam dziurę w miejscu, w którym powinno znajdować się serce kobiety, a obok kruka, który trzymał je w dziobie. Zamknął go i przepołowił narząd, który opadł z cichym plaskiem na gołą ziemię.
Wytrzeszczyłam oczy. Dopiero teraz spojrzałam na czarne otwory znajdujące się w miejscu oczodołów na twarzy kobiety. W moich oczach zebrały się łzy i wyobraziłam sobie, jak sama zostaję ich pozbawiona. Zapiekły mnie, więc lekko je przetarłam.
Zdałam sobie sprawę z tego, że mgła lekko się przerzedziła i podeszło do nas więcej osób. Wszyscy, którzy patrzyli na ciało, zamierali i stali krótką chwilę w bezruchu. Kobiety przykładały dłonie do klatek piersiowych lub zasłaniały nimi usta i nos, zostawiając na widoku tylko przerażony wzrok. Mężczyźni po prostu zatrzymywali się gwałtownie i patrzyli zdezorientowani na martwe ciało.
- Zadzwońcie po pomoc! – krzyknęłam, lecz nikt nie zareagował. Poderwałam się szybko na nogi i potrząsnęłam kobietą stojącą najbliżej. - Policja, pogotowie, ktokolwiek!
Dopiero gdy na nią spojrzałam, kiwnęła głową i odeszła kawałek dalej. Kątem oka ujrzałam, jak wyciąga telefon z torebki i przykłada go do ucha. Zaczęła szybko gestykulować, a podczas rozmowy usta nerwowo jej drżały.
Pobiegłam w stronę kruka i kopnęłam nogą, lecz on zamachał skrzydłami i lekko podniósł się do góry, po czym usiadł na ziemi kawałek dalej. Powtórzyłam czynność, on również.
- Niech ktoś przegoni te cholerne ptaki! – znów podniosłam głos. Pamiętałam z lekcji, że jedynie on działa na ludzi w takich sytuacjach. Niestety, trzeba się było również zwracać osobiście, więc podeszłam do mężczyzny i rozkazałam mu pozbyć się tych straszydeł.
- Dziecko, jedź do szkoły – polecił mi inny, który podszedł do mnie i spojrzał rozbawiony. - To nie jest już miejsce dla ciebie. Zajmiemy się tym.
- Jasne – odparłam pod nosem i poszłam z powrotem na swoje miejsce. Za kilka minut przyjechał autobus, więc wsiadłam do niego i czekałam, aż spokojnie dotrę do szkoły. Usadowiłam się wygodnie i wyciągnęłam z plecaka książkę, by jakoś umilić sobie tą krótką podróż. Już miałam zabrać się za czytanie, gdy nagle coś mnie tknęło i spojrzałam w lewo, na szybę. Równo z jadącym autobusem leciał kruk, który trzymał w dziobie połówkę serca kobiety i wpatrywał się we mnie swoim zimnym ślepiem.
Schowałam książkę i zaczęłam wpatrywać się w przerażające oko stwora. Gwałtownie podniosłam się z siedzenia, podczas gdy autobus się zatrzymywał. Chwyciłam plecak, założyłam go pośpiesznie, wyskoczyłam z pojazdu i popędziłam z powrotem. Minęliśmy na szczęście tylko jeden przystanek, więc biegłam niecałe dwie minuty. Mgła już prawie całkowicie zniknęła, zostały jakieś resztki rzadkich obłoczków unoszących się w powietrzu.
Już z daleka widziałam, że nie ma nikogo tam, gdzie powinna znajdować się grupa ludzi. Jakim cudem udało im się stamtąd zniknąć w kilka minut?
Dotarłam na miejsce i spostrzegłam, że ciała kobiety również nie było. Pokręciłam zdezorientowana głową.
- Szukasz kogoś? – usłyszałam za sobą mrożący krew w żyłach głos. Jakby na dworze nie było wystarczająco chłodno. Odwróciłam się gwałtownie i zamarłam. Przede mną stał mężczyzna, który miał spokojnie dwa metry wzrostu, a jego małe oczka przywodziły na myśl te, które kruki wydziobały kobiecie.
- Tak, ja… - zaczęłam i poczułam, jak drga mi głos. Zacisnęłam dłonie w pięści i uformowałam usta w cienką linię. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i na powrót je otworzyłam. Wypuściłam parę z ust i spojrzałam w jego przenikliwe oczy.
- Więc? – spytał rozbawiony. Co było takiego śmiesznego w tym, że starałam się cokolwiek mu przekazać, lecz nie wiedziałam jak? To było ciężkie, okropnie ciężkie.
- Szukam kobiety i grupy ludzi, którzy powinni tu być.
Kilka sekund później uświadomiłam sobie, jak absurdalnie to brzmi. Nic dziwnego, że mężczyzna był rozbawiony. Cicho się zaśmiał i kucnął – mój wzrok znalazł się na wysokości jego. Poczułam ciarki na ciele, gdy krucze ślepia zaczęły przewiercać mnie na wylot.
- Kochanie, oni są już dawno w lepszym miejscu – odparł ciepło mężczyzna i uśmiechnął się. Nie sprawił, że poczułam się lepiej w jego towarzystwie, a to, co powiedział, tym bardziej nie poprawiło sytuacji.
Po chwili jego nos zaczął się niebezpiecznie wydłużać, aż uformował się w dziób, a pióra zaczęły wyrastać z każdego kawałka ciała. Wkrótce stał przede mną dwumetrowy kruk.
Zrobiłam krok w tył i puściłam się biegiem. Usłyszałam, jak podnosi się z ziemi i leci za mną. Miałam wrażenie, że zaraz wypluję płuca, a przedmiot, który na sobie noszę, przygwoździ mnie do ziemi tak, że już nigdy nie wstanę. Szybko go zrzuciłam i sama poczułam się tak, jakbym wzbiła się w powietrze.
Spojrzałam w dół i ujrzałam, że moje stopy naprawdę oderwały się od ziemi. Poczułam ból w okolicach brzucha i dostrzegłam, że trzyma mnie wielki dziób. Krzyknęłam tak głośno, że zaschło mi w gardle. Kaszlnęłam i złapałam się mocno części ciała ptaka, która mnie trzymała. Poczułam, jak serce zaczyna niebezpiecznie łomotać mi w piersi i wystraszyłam się, że za niedługo wydostanie się na wolność.
Lecieliśmy tak dobre kilka minut, a ja cały czas szarpałam się jak opętana i wrzeszczałam, gdy mogłam. W końcu dotarliśmy na jakieś wzgórze. Uświadomiłam sobie to dopiero wtedy, gdy wylądowaliśmy, ponieważ wokół nas znów znajdowała się gęsta mgła.
Lekko się nachylił i otworzył dziób, a ja upadłam na ziemię. Czułam się okropnie poobijana. Stanęłam bezradna, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Zaczęłam rozglądać się wokół, lecz wiedziałam, że nic mi to nie da. Poczułam i usłyszałam, jak kruk zaczyna gwałtownie machać skrzydłami. Odgonił mgłę. Szybko jednak zapragnęłam, by nigdy tego nie zrobił.
Moim oczom ukazała się góra martwych ciał. Każde z nich miało dziury w miejscach serc i oczu. Nogi się pode mną ugięły i upadłam na ziemię. Podniosłam się do klęczek, póki mogłam. Poczułam, jak coś wbija się we mnie i spojrzałam w dół.
Dziób.
Jęknęłam i upadłam na kolana. Usłyszałam, jak mój przerażony krzyk niesie się echem po okolicy i zamknęłam oczy. Póki jeszcze mogłam.
Wiedziałam jednak, że one za chwilę również zostaną mi odebrane.

Nigdy nie dorosnę

Nigdy nie chciałam być najlepsza. Nie udzielałam się za bardzo w konkursach i wydarzeniach, do których lgnęli moi znajomi. Wolałam siedzieć cicho i wykonywać swoją pracę.
Będąc jeszcze nastolatką, zaczęłam marzyć o tym, że zostanę kiedyś opiekunką do dzieci lub przedszkolanką. Nie miałam  również nic przeciwko pracy z książkami – co tydzień uczęszczałam do biblioteki w centrum miasta na zajęcia, na których spędzałam czas zarówno z maluchami, jak i cudownymi papierowymi duszami. Nigdy nie chciałam przestać, wpadłam w jakiś dziwny trans – podobało mi się to. Dzieci i książki dawały mi tak dużo szczęścia, jak nic innego.

Po kilku latach udało mi się otworzyć własne przedszkole, w którym głównymi dekoracjami były ogromne regały z książkami – od tych dla najmłodszych, po te dla starszych dzieci. Codziennie w każdej grupie siadałam i czytałam dzieciaczkom o wielu fantastycznych przygodach…
No właśnie. Nie wspomniałam o tym, że nie było to zwykłe przedszkole. Może miało zwyczajne cechy, lecz to, czego i jak uczyłam, było całkiem odmienne. Czytałam im o przygodach superbohaterów i osób, które sama do dzisiaj ubóstwiam. Obowiązkowe były historie postaci fantastycznych i science fiction, bez nich nie potrafiłam przetrwać choćby jednego dnia. Miałam ochotę podzielić się z nimi wiedzą, którą sama od dawna  posiadałam.
Najbardziej jednak lubiłam momenty, w których wszyscy wybieraliśmy, w jakim świecie chcielibyśmy się znaleźć i każdy z nas wcielał się w jedną postać, która do niego należała. Na pierwszy ogień poszła najstarsza grupa i Gwiezdne Wojny. Pamiętam to, jakby zdarzyło się wczoraj:

- Proszę pani, ja nie potrafię.
Jeden z chłopców zbyt często szybko się poddawał i nie potrafił w siebie uwierzyć, zawsze obstawiał najgorsze scenariusze. Byłam taka sama w jego wieku, więc świetnie go rozumiałam.
- Musisz użyć wyobraźni, kochanie. – Tłumaczyłam mu to kilkanaście razy dziennie, lecz nigdy mi się to nie znudziło. Wierzyłam, że pewnego dnia w końcu sam sobie to uświadomi. – Na niej się wszystko opiera. Pamiętasz o czym czytałam wczoraj?
Kiwnął głową, a ja ujrzałam w jego małych oczkach jakiś błysk.
- Przedstawicie tę scenkę ze mną, dobrze? Wcielisz się w postać tego pana, który powiedział…
- Luke, jestem twoim ojcem? – spytał z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
- Tak, właśnie tego. Zacznijmy, proszę – powiedziałam i dzieci rozbiegły się po sali. Usłyszałam głośne ‘piu piu piu’, które miały oddawać odgłosy blasterów. Jeszcze inni wzięli w dłonie patyki, które przynieśliśmy z dworu. Ich powierzchnie były pomalowane na różne kolory – niebieski, zielony, czerwony, fioletowy – jednak nie całe, ponieważ miecz świetlny nie miał kolorowej rękojeści.
Ja byłam tego dnia Imperatorem, postanowiłam dobrze wczuć się w tę rolę. Lekko wyciągnęłam ręce w stronę chłopczyka, który grał Dartha Vadera.
- Poddaj się! Wiesz, że nie uda ci się mnie pokonać! – Zaczęłam lekko ruszać palcami udając, że wysyłam w jego stronę prąd. On niebezpiecznie się zatrząsł, ale nie upadł. Podeszłam do niego szybko, a on zamachnął się swoim patykiem. Opadłam na kolana.
- Jak mogłeś zrezygnować z Ciemnej Strony Mocy? Widziałem twoją wielką przyszłość, a teraz stoczysz się na dno. – Starałam się naśladować głos starszego mężczyzny, ale dosyć kiepsko mi szło. Chłopczyk się zaśmiał.
- Proszę pani, on nie chce dać mi wygrać.
Podbiegła do nas jedna z dziewczynek. Spojrzałam w kierunku, w którym pokazywała i ujrzałam chłopaka z łobuzerskim uśmiechem – od razu skojarzył mi się z Hanem Solo. Ona miała na sobie białe prześcieradło zawiązane sznurkiem w pasie. Według mnie bardziej przypominała Leię, ale ta nie mogła walczyć ze swoim ukochanym - stała więc pewnie po stronie Imperium, starając się odwzorować strój Szturmowca.
- Rebelianci zawsze wygrywają – odkrzyknął chłopak grający Hana.
- Nie bądź dla niej zbyt brutalny, dobrze? – poprosiłam z uśmiechem, a on niechętnie kiwnął głową. – Wszyscy powinniśmy miło spędzić czas.
Dziewczyna przytuliła się do mnie, a następnie pobiegła w stronę chłopaka, krzycząc ‘piu piu piu’ i celując w niego palcami ułożonymi w blaster. Roześmiałam się i po chwili spojrzałam na mojego przeciwnika. Szybko spoważniałam, a on stanął dumnie.
- Jedynie tobie się nie uda – odparł śmiało i dotknął początkiem patyka mojej piersi. Upadłam na plecy i znieruchomiałam. Cała klasa wrzasnęła radośnie, a ja sama wybuchłam śmiechem. Wszyscy podbiegli do mnie i rzucili się na moje ciało, a ja objęłam ich swoimi ramionami, które miały zdecydowanie za mały zasięg. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham ich z całego serca.