Nietypowy Dzień Matki

Kobietę ze snu wyrwały krzyki i piski. Zamrugała kilka razy i starała się przytomnie spojrzeć na otoczenie, lecz bezskutecznie. Nie miała ochoty wstawać z łóżka, więc tylko przewróciła się na plecy i szczelniej nakryła kołdrą, chociaż i tak było jej za ciepło. Odetchnęła ciężko i spróbowała z powrotem zasnąć, lecz wtem znów usłyszała jakiś pisk. Otworzyła oczy szeroko i odwróciła się w stronę drzwi.
Po chwili do pokoju wpadł syn i mąż, obydwoje przebrani za jej ulubione postacie. Chłopczyk miał na sobie cały czarny strój oraz pelerynę na plecach, a na piersi znak nietoperza w żółtym owalu. Połowę jego twarzy zakrywała równie czarna co strój maska ze szpiczastymi uszami tak, że widać było jedynie jego oczy i dolną część buzi.
Mąż miał na sobie zieloną perukę i fioletowy garnitur. Jego twarz była cała biała, a usta i przedłużenia ich linii krwisto czerwone, na kształt uśmiechu. Całe zagłębienia oczodołów ziały pustką niczym dwie czarne dziury, a w niektórych miejscach na twarzy dało się dostrzec dorysowane zmarszczki oraz specjalnie rozmazany makijaż. Mężczyzna uśmiechał się szeroko.
- Uważaj! – krzyknął chłopczyk i doskoczył do kobiety, zasłaniając ją swoim drobnym ciałem. Szybko podniosła się do siadu i udała przerażenie, po czym uśmiechnęła się rozbawiona.
- Tym razem jej nie obronisz! – krzyknął mężczyzna, po czym głośno i skrzekliwie się zaśmiał. Kobiecie po ciele aż przeszły ciarki, aczkolwiek nadal uśmiechała się ciepło.
- Przekonamy się! – odparł chłopczyk i wyciągnął zza pasa metalowe ostrze w kształcie nietoperza, które skierował w stronę mężczyzny. Tamten wyjął spod marynarki plastikowego kwiatka, z którego po chwili trysnęła woda prosto na twarz chłopca. Mały bohater jęknął cicho i zaczął się kulić, ostatecznie klękając na ziemi. Mężczyzna nachylił się nad nim i odkrył kołdrę, pod którą siedziała kobieta. Wziął ją na ręce, a ona cicho pisnęła i objęła go za szyję, by nie spaść.
- Ha, mówiłem! – krzyknął i pocałował kobietę prosto w usta, zostawiając na nich trochę szminki, którą pożyczył wcześniej z jej kosmetyczki.
- Batmanie, ratuj mnie! - krzyknęła, siląc się na powagę i przerażony głos, ale nadal uśmiechała się szeroko. Nie mogła się powstrzymać.
Wtem chłopczyk podniósł się z ziemi i delikatnie kopnął mężczyznę w kostkę. Tamten odstawił kobietę na ziemię i odwrócił się do syna z szerokim, zawziętym uśmiechem.
- Uciekaj do salonu! - krzyknął chłopiec, a kobieta wybiegła z sypialni. Gdy tylko przekroczyła próg pokoju, stanęła jak wryta, a na jej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech i zdziwienie. Nad stołem wisiała czarna flaga z logo Batmana, a pod nią kartka z napisem:
Dla najlepszej mamy

Przez lampę przewieszone były serpentyny w kolorze fioletowym i zielonym oraz balony w tych samych odcieniach. Na niektórych namalowany był portret ulubionego klauna kobiety z charakterystycznym dla niego wyrazem twarzy. Na łóżku ustawione były maskotki i figurki postaci z całego uniwersum Marvela - przynajmniej te, które mieli w domu, a było ich dużo. Obok leżały poduszki przedstawiające tarczę Kapitana Ameryki oraz generator Iron Mana, a zaraz przy nich lalki z uniwersum DC Comics - głównie Batmana i bliskich mu postaci, ale można było zauważyć również między innymi Supermana. Na stole leżały ciasteczka w kształcie bohaterów z Gwiezdnych Wojen, a właściwie ich głów, oraz Autobotów i Decepticonów - wszystko razem tworzyło coś, czym kobieta żyła od dawna. Świat, w którym zamierzała pozostać na zawsze, tym bardziej, że byli w nim jeszcze jej mąż i syn, których kochała ponad życie.
- Wszystkiego najlepszego, mamo! - głos chłopczyka wyrwał ją z zamyślenia. Mały wpadł do pokoju i rzucił jej się na szyję, a ona podniosła go i przytuliła do siebie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci bardzo, mój Mroczny Rycerzu - odpowiedziała, a on nachylił się do niej i delikatnie drapnął wystającym plastikowym nosem z maski, chcąc pocałować ją w policzek. Roześmiała się ciepło i mu ją zdjęła, a wtedy zrobił to ponownie, tym razem bezboleśnie. Poczuła, że ktoś położył jej dłoń na talii i odwróciła się.
- Tobie również dziękuję, mój Agencie Chaosu - oznajmiła i szybko się pocałowali. Mężczyzna objął ja ramionami, a ona przysunęła synka bliżej, by mąż przytulił ich oboje.
O takiej rodzinie marzyła od dawna, niemalże od najmłodszych lat.
No cóż, niektóre marzenia się spełniają, prawda?

Wybór

Szła w ciemności. Kroki stawiała z należytą ostrożnością. Czuła się kompletnie pusta
– wszystkie jej zmysły były całkowicie wyłączone. Nie wiedziała nawet, czy powinna ufać samej sobie – intuicja zazwyczaj prowadziła ją do nieszczęść i spychała na złe drogi.
Wtem ujrzała małe białe światełko. Zaczęła iść w jego stronę, pomimo wszystkich
wizji, które przysuwały do niej złe myśli. Wszyscy zawsze mówili, że nie wolno kierować się w stronę światła, będąc w ciemności, ale ona wolała stosować się do własnych zasad. Szła dzielnie w jego stronę, a ono zwiększało się coraz bardziej z każdą kolejną sekundą. Wpatrywała się w nie i łaknęła tak bardzo, jak gdyby było jej jedyną i ostatnią deską ratunku. Było, ale nie miała ochoty dopuszczać do siebie tej myśli. Nadzieja czaiła się wszędzie wokół, ale ona nie chciała zbyt szybko jej znaleźć. Wiedziała, że na najbardziej wartościowe rzeczy trzeba czekać najdłużej – przychodzą w momencie, w którym najmniej się ich spodziewamy.
Wtem zorientowała się, że mruży oczy i zobaczyła, że wchodzi do wielkiej kuli światła. Wkroczyła we wszechogarniającą biel. Zamknęła powieki, gdy zaczęły piec ją oczy. Nadal szła, teraz jednak szybciej stawiała kroki. Gdy z powrotem spojrzała na świat, miała wrażenie, że oślepła. Nie widziała kompletnie niczego. Znów szła w całkowitej ciemności, po świetle nie było najmniejszego śladu.
Coś ją tknęło i spojrzała w prawo. Mała lampka dawała światło na kawałek powierzchni. Ujrzała dziewczynę siedzącą na ziemi, która trzymała w dłoniach jakąś nitkę. Podeszła do niej i zobaczyła, że krótki odcinek uformowany jest w maleńką pętelkę. Zanim zdążyła zadać pytanie, nieznajoma odezwała się zmęczonym głosem.
- Nie byłam wystarczająco odważna, by się powiesić.
Dziewczyna poczuła ciarki, które przeszły po jej ciele i zamrugała szybko. Nigdy nie wpadłaby na pomysł, że ta cienka pętelka może być mniejszą wersją tej służącej do samobójstw. Spojrzała smutno na dziewczynę, lecz tamta na nią ani na chwilę. Cały czas wpatrywała się w nitkę znajdującą się pomiędzy jej palcami. Co chwilę zaciskała ją wokół jednego z nich i patrzyła na to, jak powoli stawał się biały.
- Też mogłabym tak pięknie wyglądać – oznajmiła cicho i westchnęła ciężko. – Gdybym tylko nie stchórzyła…
Dziewczyna odeszła od nieznajomej, gdy poczuła, że jej ręce zaczynają się trząść. Starała się uspokoić oddech i delikatnie stawiać kroki, ale miała dziwne wrażenie, że wszystko w jej ciele powoli się przesuwa jak mechanizmy jakiegoś urządzenia. Zaczęła po cichu liczyć, by oderwać myśli od tego, co właśnie zobaczyła i usłyszała.
Po chwili znów ujrzała maleńkie światełko, lecz tym razem po lewej stronie. Obróciła się w jego stronę i zobaczyła dziewczynę siedzącą na ziemi - lampka oświetlała jej drobne ciało. Trzymała na wystawionej dłoni kilka kolorowych pastylek i patrzyła na nie obojętnie.
- Chcesz? – spytała nieznajoma i podniosła wzrok na dziewczynę. Miała podkrążone oczy, które zdawały się błądzić od jednego miejsca w drugie, jak gdyby sama nie potrafiła się zdecydować na to, w którą stronę powinna patrzeć. – Może tobie pomogą.
Dziewczyna szybko pokręciła głową.
- Miałam je połknąć, ale nie byłam wystarczająco odważna – przyznała i pokręciła głową zawiedziona, wcześniej powoli ją spuszczając. – Te cukrowe mnie nie zabiją, słodkie nic mi nie zrobią.
Nieznajoma wyciągnęła w jej stronę otwartą dłoń z kolorowymi pastylkami. Uderzyła ją woń słodkiego aromatu i cukru, co spowodowało, że od razu się skrzywiła. Na powrót pokręciła głową i delikatnie odsunęła dłoń siedzącej przed nią dziewczyny, na co tamta pisnęła i rzuciła pastylki w bok. W ciszy dało się słyszeć, jak odbijają się od ziemi i rozkruszają na mniejsze kawałeczki. Dźwięk poniósł się echem po pustce i przez chwilę dudnił w ich głowach.
Dziewczyna odwróciła się od nieznajomej i poszła przed siebie, by jak najszybciej się od niej oddalić. Wszelkie światło zniknęło i znów została sama we wszechogarniającej ciemności. Nie udało jej się nawet doliczyć do dwudziestu, a już po prawej zapaliła się kolejna lampka. Dziewczyna podeszła do niej z ciekawości, chociaż wiedziała, kogo tam zastanie. Siedząca po turecku dziewczyna trzymała w ręce papierowe nożyczki. Blond włosy sięgały jej trochę za uszy, na czubku głowy miała odrosty, a w niektórych miejscach jej fryzura była całkowicie poplątana. Na ziemi wokół niej leżały kosmyki, które wyglądały tak, jak gdyby były promieniami wychodzącymi od słońca. Końcówki obciętych włosów były czarne, przez co zarówno one, jak i całe kosmyki, wydawały się tonąć we wszechogarniającej ciemności.
- Miałam obciąć je całe, ale nie byłam wystarczająco odważna – oznajmiła cicho nieznajoma i podniosła wzrok na dziewczynę. Gdy ta zobaczyła szramy ciągnące się wzdłuż twarzy, poczuła serce bijące jej młotem w piersi. Dopiero potem zagłębiła się w obojętne oczy, które były jakby przesłonięte białą błoną. Zamrugała kilka razy i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Miałam przede wszystkim obciąć inne, całkowicie niepotrzebne linie, ale… - Nieznajoma opuściła głowę i pokręciła nią na boki. Dziewczyna spojrzała na jej przedramiona, które były skierowane wewnętrzną stroną do góry i przeszły ją ciarki, gdy na nich również ujrzała szramy. Już prawie się zabliźniły, ale jednak nadal były świetnie widoczne.
Odwróciła się od nieznajomej i pobiegła przed siebie. Wokół niej znów nastała ciemność. Po chwili coś ją tknęło i gwałtownie stanęła. Spojrzała przed siebie i znów zobaczyła to drobne światełko. Odwróciła się jednak w tył i ujrzała trzy nieznajome, które wcześniej minęła. Zdała sobie sprawę z tego, że nie miały ze sobą swoich rekwizytów.
- Na pewno nie chcesz z nami zostać? – zapytała blondynka z krótkimi włosami.
- Możesz odpocząć w dobrym towarzystwie – dodała jej towarzyszka i po tych słowach dziewczyna poczuła słodką woń. Już wiedziała, od czego ona pochodzi.
- Nie musisz tam iść, my ci pomożemy – dopowiedziała trzecia i zgięła białe palce, by dopłynęło jej do nich choć trochę krwi.
Dziewczyna energicznie pokręciła głową i zacisnęła dłonie w pięści. Poczuła, jak się trzęsą i chciała je jakoś uspokoić. Usta zaczęły jej drżeć, a wnętrzności na powrót tańczyć. Odwróciła się i zobaczyła, że biała kula niemalże do nich dotarła. Powiększała się z każdą chwilą, aż w końcu zajęła całe pole widzenia dziewczyny. Zrobiła krok w przód i straciła grunt pod nogami.
Zaczęła piszczeć i spadać w dół. Wszędzie wokół raziła ją biel, od której wkrótce zaczęły boleć ją oczy, więc je zamknęła. Nie przestała jednak wydawać z siebie wysokiego dźwięku. Poczuła jakiś dziwny podmuch, który zaczął pełznąć po jej ciele od góry w dół, odwrotnie do kierunku spadania. Po kilku chwilach miała wrażenie, że unosi się na czymś miękkim.
Otworzyła oczy i uświadomiła sobie, że siedzi na ławce w parku. Nogi miała założone na siebie, czytała książkę. Zasnęła podczas lektury. Wiatr wiał z ogromną siłą i szarpał jej ciemne blond włosy oraz wertował kartki powieści. Dziewczyna spojrzała na ziemię i ujrzała leżącą tam pętelkę, kolorowe pastylki oraz nożyczki z papieru.
Uśmiechnęła się spokojnie i wzniosła oczy ku niebu. Po chwili zaczął padać deszcz. Ciepłe krople wody zmoczyły ją od stóp do głów, książkę również. Rekwizyty jednak zniknęły z jej pola widzenia i nie zobaczyła ich już nigdy.

Beauty

I look at you and feel something
It’s hard to say what it really is
But at least I know that I’ve got a feeling
Isn’t this beautiful itself?

Taniec

Weszła do sali balowej i od razu spojrzała na wielki żyrandol zwisający z sufitu. Znajdował się kilka metrów od niej i ciężko było dostrzec szczegóły, ale wydawał się zbyt cienki, jakby ledwo istniał. Starała przyjrzeć mu się dokładniej i udało jej się spostrzec, że był zbudowany z kości. Gwałtownie przeniosła wzrok na niższy poziom i dostrzegła tańczące szkielety. Wszystkie wirowały w tańcu, samotnie. Każdy zdawał się trzymać jakiegoś partnera, ale nikogo oprócz nich tak naprawdę tam nie było.
Ruszyła przed siebie i wpadła w błędny wir. Zaczęła tańczyć z każdym po kolei, wybijając rytm swoimi ruchami. Nie grała żadna muzyka, dźwięk nie dochodził znikąd. Dziewczyna poruszała się z gracją i lekkością, a postać ją prowadząca zdawała się dobrze dotrzymywać jej tempa. Kościste palce jedynie muskały zdrową dłoń, czuć było jednak pewny chwyt.
Wtem poczuła, że partner ją puszcza i przed jej oczami stanął kelner – zbudowany identycznie jak poprzednia postać. Trzymał w dłoni tacę, na której stały kieliszki ze szkarłatnym napojem w środku. Jeden z nich został szybko wepchnięty w jej dłoń, lecz nie zdążyła go złapać i szkło upadło na ziemię. Rozprysło się po podłodze, a napój zaczął rozlewać się i tworzyć kształt. Po chwili powstało z niego serce i dziewczyna poczuła, że coś delikatnie ukłuło ją w jej własne. Spojrzała szybko przed siebie i zobaczyła, że kelner dawno znikł jej z oczu.
Ktoś z tyłu chwycił jej dłoń i znów porwał do tańca. Kościste palce ledwo trzymały jej zdrowe ciało – skóra zdawała się pomału ciążyć na delikatnej powłoce części ciała partnera. Szybko więc wypuścił ją z objęć, ale inny zdążył się już nią zaopiekować. Wirowała w tańcu, a jej długa, czarna suknia przypominała rozłożone skrzydła wrony lub płaszcz samej śmierci. Peleryna o tym samym kolorze dodawała dziewczynie powagi i zakrywała ciało, gdy ta zbyt szybko się obróciła. Pokazywała innym tylko to, co chciała.
Partner zakręcił nią z całej siły tak, że obróciła się wokół własnej osi kilka razy. W jednej chwili opadła na kolana i rozłożyła ręce na boki. Czarna suknia oraz peleryna spłynęły po niej na ziemię i utworzyły wokół czarną przestrzeń, która zdawała się powiększać z każdą chwilą.
Dziewczyna zamknęła oczy i spuściła głowę. Poczuła serce, które biło jej młotem w piersi i gwałtownie wstała. Pobiegła przed siebie i wspięła się na samą górę białych schodów, które przed nią wyrosły. Na końcu jednak znajdowała się nicość. Spojrzała na nią, po czym odpięła pelerynę, która pofrunęła i została wessana przez pustkę. Wzięła leżący obok na szafce nóż i rozcięła sukienkę, z pozostałymi częściami ubioru zrobiła to samo. Wszystko znikło w nicości znajdującej się zaledwie o krok od niej.
Przejechała nożem po skórze, od stóp do głów, nie odrywając go ani na chwilę. Zrzuciła swoją zniszczoną powłokę i spojrzała na nowe ciało. Stwierdziła, że jej szkielet jest najlepszym, w co kiedykolwiek się przyodziała.

Dźwięki ze sceny

W uszach bez przerwy jej dudniło.
Muzyka grała głośno, ale nie za głośno.
Dla niej w sam raz.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że trzyma w dłoniach mikrofon. Z jej ust wydobywał się donośny głos. Trochę za niski, jak na drobne ciało dziewczyny, ale podobało jej się jego brzmienie. Spojrzała przed siebie i ujrzała grupę ludzi. Nie potrafiła ich policzyć, ale na oko stwierdziła, że było ich ponad stu. Nie wiedziała, czemu skakali jak wściekli i kiwali głowami. Dziewczyny zataczały wielkie koła włosami i szybko bujały się w rytmie muzyki.
Chciała uśmiechnąć się pod nosem, ale nie mogła. Z jej gardła ciągle wydobywał się niski głos, który niósł się echem po sali.
Dopiero wtedy do jej uszu dotarł dźwięk gitary basowej. Odwróciła się w jego kierunku i ujrzała chłopaka, którego kasztanowe włosy spływały gładko na ramiona. Falowały lekko z każdym ruchem basisty, a on starał się odrzucać je w tył. Chłopak nie mógł powstrzymać ich własnego rytmu. Nie miało to jednak znaczenia, ponieważ tak czy inaczej był zatopiony w swoim świecie. Zależało mu na tym, by dobrze się prezentować i wychodziło mu świetnie.
Usłyszała inny dźwięk i odwróciła się w jego kierunku. Ujrzała chłopaka na gitarze solowej, którego jasne włosy ledwo sięgały ramion. Ten przynajmniej nie miał problemu z tym, że leciały mu do przodu, co nie oznaczało, że ich nie widział. Co chwilę zarzucał głową w tył, a one podskakiwały w rytmie dźwięków jego gitary. Mogło się wydawać, że chłopak jedynie utrzymywał melodię, ale widać było, że wyśmienicie radził sobie z tym, by pozostać jednością z elektrycznym urządzeniem, które trzymał z ogromną siłą. Jego lekki zarost dodawał mu grozy i ostrości, ale nie odstraszał.
W pewnym momencie ponad inne dźwięki wybiła się gitara rytmiczna. Dziewczyna szybko odwróciła się w jej kierunku, ciągle śpiewając. Nie przestała ani na chwilę. Ujrzała chłopaka, którego długie, falowane włosy leniwie poruszały się w rytmie muzyki. Co chwilę przez ich burzę przebijały się oprawki okularów, które po chwili z powrotem chowały się za wodospadem ciemnych fal. Uśmiechnęła się pod nosem,  gdy uświadomiła sobie, że sama ma podobne na nosie. Poprawiła je jednym ruchem dłoni i mocniej chwyciła mikrofon. Przysunęła go bliżej ust i wtem z jej gardła wydobył się niski ryk. Nie potrafiła uwierzyć w to, że wyjdzie z niej coś takiego, ale dała radę. W końcu ćwiczyła to cholernie długo, nie mogło się nie udać.
Przyjrzała się dokładniej minie chłopaka i zobaczyła, że patrzy lekko zasmucony na swój sprzęt. Po chwili dopiero zacisnął usta i stworzył z nich cienką linię. Spojrzał uważniej na gitarę, a następnie zamknął oczy. Grał na niej, nie patrząc na to, co robi. Jakby we śnie.
Nie mogła odwrócić się całkowicie do tyłu, by spojrzeć na perkusistę, ale obiecała sobie, że zrobi to po występie.
Już wiedziała, że śpiewa na koncercie. Uświadomiła to sobie w momencie, w którym ludzie zaczęli wyrzucać w górę charakterystycznie ułożone dłonie. Wtedy poczuła jakiegoś mocnego kopa, który nakazał jej dać z siebie więcej. I rzeczywiście, wydobyła z wnętrza kolejną bestię, której ryk poniósł się echem po małej sali. Ledwo było go słychać, ale ona specjalnie zamknęła oczy, by poczuć na skórze choć drobne ciarki.
Skończyli grać ostatni kawałek. Ludzie klaskali, krzyczeli i piszczeli. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na boki – pozostali członkowie kapeli zaczęli do niej podchodzić. Po chwili na swoich ramionach miała jeszcze dwa inne, a swoimi obejmowała osoby z boków.
Wszyscy spojrzeli na publiczność i wrzasnęli. Ludzie odkrzyknęli jeszcze głośniej, na co każdy z nich po kolei wyrzucił w górę charakterystycznie uformowane dłonie i wydobył z siebie groźny okrzyk.
Po koncercie podeszło do nich kilka osób, które gratulowały udanego występu i rozmawiały z członkami kapeli. W tym czasie dziewczyna spojrzała na perkusistę, który stał przy swoich rzeczach i pił wodę. Gdy tylko lekko odchylił głowę w tył, ujrzała krople potu na jego skroniach. Płynęły leniwie w dół, w końcu docierając do szyi, lecz na moment stawały, gdy chłopak przełykał wodę. Kilka w końcu kapnęło na jego ramiona i znikło w czarnym materiale koszulki.
Dziewczyna gwałtownie zamrugała oczami i odetchnęła głęboko. Spojrzała na jego kasztanowe loki i łańcuch przypięty do spodni. Nie wiedziała, czemu z nich wszystkich akurat on zainteresował ją najbardziej. Może przez tajemniczą aurę, którą wokół siebie roztaczał. Może przez to, że zawsze zdawał się być niedostępny i zamknięty w swoim świecie. Potrafił jednak odkryć kawałek duszy, gdy wymagała tego sytuacja, ale nie było takich za często. Mimo wszystko, dziewczyna zawsze chętnie obserwowała jego ruchy i to, jak się zachowywał.
Pamiętała, jak dopiero co była na miejscu widowni i obserwowała go przez cały czas, prawie w ogóle nie zwracając uwagi na muzykę i inne osoby z zespołu. Właściwie widziała tylko kasztanowe loki niebezpiecznie skaczące w rytm muzyki i dłonie łapczywie ściskające pałki, które uderzały w poszczególne elementy zestawu perkusyjnego. Dźwięki, które wydawały, zdawały się perfekcyjnie współgrać z pozostałymi wydobywającymi się z poszczególnych gitar. Ona jednak zawsze skupiała się na perkusiście.

Pustka

Stała i patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Było nędzne - tak jak ona cała. Jej potargane włosy i zmęczony wzrok świadczyły o tym, że nie miała wystarczająco dużo czasu, by doprowadzić się do porządku. Nigdy tak naprawdę szczególnie jej na tym nie zależało. Zawsze stwarzała pozory dobrej i uporządkowanej, a tak naprawdę czuła się całkowicie inaczej.
Nie miała również problemów z tym, że inni omijali ją łukiem. To jeszcze o niczym nie świadczyło. Nikt po prostu nie miał zamiaru poznać tej duszy, pustego wnętrza. Potrzebowała kogoś, kto mógłby je wypełnić, a tymczasem wszyscy zdawali się jej unikać, jak gdyby w ogóle nie istniała. Przez to pustka powiększała się i rosła z każdym dniem.
Wszystko zaczęło się od małej dziurki, której nigdy nie chciała się pozbyć. Pojawiła się, mogłoby się zdawać, znikąd – po prostu nagle zawładnęła dziewczyną i zaczęła rozprzestrzeniać się po jej psychice i wewnętrznym duchu. Ta miała wrażenie, że nigdy jej nie opuści, więc zaczęła się nią opiekować i ją pielęgnować. Dziura ciągle rosła i rozprzestrzeniała się coraz bardziej.
Na początku czuła efekty wewnątrz, ale w końcu ujawniły się na ciele – było widoczne praktycznie wszystko, co powinno zostać ukryte. Dziewczyna jednak zbytnio się tym nie przejmowała i nadal dbała o swoją małą pustkę, która była jej jedyną towarzyszką i prawdziwą przyjaciółką. Rozumiała ją i pomagała w wielu rzeczach, ale też przeszkadzała wtedy, gdy nikt jej o to nie prosił. Była mała i kapryśna.
Kochała jednak słabą osobę, którą odwiedziła, i nigdy nie zamierzała jej zostawiać.

Pusty wzrok patrzący beznamiętnie w podkrążone oczy i sucha warga z pęknięciami oraz strużkami krwi świetnie wpasowały się w ciemne tło w umyśle dziewczyny. Miała wrażenie, że zawładnęło nią coś, co od dawna tam było. Dopiero teraz znalazło odwagę, by wyjść, ujawnić się i pokazać światu, że żyje i potrzebuje miłości.
Dziewczyna pomogła mu ją znaleźć i dobrze się tym zaopiekowała. Dbała lepiej niż o samą siebie. To zaczęło powoli całkowicie ją wyniszczać. Od wewnątrz i na zewnątrz.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona tego chciała. Pragnęła od dawna pomóc osobie, którą się stała, ale nigdy takiej nie znalazła. Gdy pustka stanęła na jej drodze – stała się nią i trwała do samego końca. Końca życia swojego i dziewczyny. Pustka ogarnęła je obie.