(Nie)pewność


Była już w stanie słuchać starych piosenek. Rozumiała, co ze sobą niosły, ale też zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie będą mieć dla niej tego samego znaczenia co kiedyś. Z jednej strony ją to cieszyło, ale z drugiej czuła pewnego rodzaju zawód. Czyżby to oznaczało, że straciła konkretne emocje, wyparła się ich, zapomniała? Czy tego naprawdę chciała? Czy gdy mówiła sobie, że nigdy się ich nie pozbędzie, wiedziała o swoim przyszłym kłamstwie? Nie do końca. Tak naprawdę nie wiedziała o niczym co miało się wydarzyć ani w jakim kierunku miało się potoczyć jej życie. Mimo tego nie bała się stawiać kolejnych kroków i żyła dalej, jak gdyby nigdy nic, choć w jej wnętrzu działo się coś całkiem innego niż „nic”.
Zdarzały się dni, gdy wspominała pewne sceny, słowa, spojrzenia i próbowała odtworzyć samopoczucie z danej chwili, wdając się w dialog z osobą, która już dla niej nie istniała. Może i byłaby w stanie, ale ta przekreśliła ją dawno temu – dlaczego więc ona miałaby się jakkolwiek przejmować faktem, że jest dla niej pustym bytem? Nie chciała marnować czasu na coś, co zostawiła za sobą i nigdy więcej nie powinna była do tego wracać. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Nie czuła niczego w rodzaju nadziei czy chęci, raczej czystą ciekawość, która rzeczywiście byłaby tylko i wyłącznie pierwszym stopniem do piekła.
Jej życie uległo zmianom w wielu aspektach, choć w większej ich ilości nie czuła najmniejszych, a przynajmniej  nie była w stanie sobie przypomnieć, by takowe nastąpiły. Czuła się dobrze o wiele częściej i dłużej niż kiedyś, dostrzegała więcej rzeczy, doceniała także. Może i była tą samą osobą, ale nie dla każdego. Dla paru osób zmieniła się diametralnie, w przeciągu ostatnich miesięcy. Bała się to przyznać, ale nie widziała po sobie niczego, co mogłoby na to wskazywać. Jeszcze bardziej przerażało ją to, że dostrzegli to ludzie, którzy nigdy w życiu nie powinni jej tego powiedzieć lub jakkolwiek przekazać. Powiedziała sobie, że nigdy ich nie zawiedzie, i zawiodła.
Szukała spokoju ducha przez dłuższy czas, ale ostatecznie udało jej się go odzyskać poprzez konwersację i rozwiązanie danych spraw wypowiadanymi oraz pisanymi na klawiaturze słowami. Słowa są kluczem, rozmowa jest wrotami. Jedno otwiera drugie, a to wskazuje drogę do kolejnych drzwi, które prowadzą tylko i wyłącznie do jasno określonego końca. Gdy do niego dotarła, zaczęła rozglądać się na boki i szukać kolejnego celu, ale nie dostrzegła nic w zasięgu wzroku. Zeszła z podestu i nie poczuła pod stopami żadnego podłoża – wręcz odwrotnie, zapadła się pod ziemię.
Po sekundzie jej ubranie i włosy zaczęły nasiąkać wodą, a ona zamknęła oczy i dała się ponieść prądowi wody, jak nigdy. Nie miała ochoty walczyć, ale także nie była na tyle silna, by się mu przeciwstawić. Poczuła, że coś zaciska się wokół jej szyi i ciągnie ją za włosy, ale nie protestowała, nie szarpała się. Głupio było jej przyznać przed samą sobą, ale cieszyła się, bo od dawna czuła potrzebę pewnego zadośćuczynienia. Nawiedzały ją wyrzuty sumienia przeróżnej natury i nie wiedziała, jak z nimi walczyć, ale wiedziała, że musi się im poddać, by były w stanie wytłumaczyć jej, na czym stoi, czemu i jak długo będzie to trwało.
Znajdując się pod wodą, była w stanie dostrzec co pływa po powierzchni. Ujrzała twarze osób, które stanowiły w jej życiu najważniejsze jednostki. Te zaczęły się grupować, jak gdyby same ustalając kolejność i określając się według priorytetów ofiary. W jej głowie znajdowała się pustka, coś jak czarna dziura, która wessała wszelkie uczucia i myśli, a teraz pozwoliła sobie rozgościć się wewnątrz. Dziewczyna nie protestowała, wolała już więcej nie ufać sobie w kwestii uczuć czy myśli. Wiedziała, że pewnego dnia ktoś lub coś będzie musiało zdecydować za nią, i to była ta chwila.
Jej narządy ogłupiały, jej ciało się poddało, ona zgubiła sens. Nie chciała umierać, nie, nigdy. Chciała wiecznie istnieć, by być w stanie zapewnić komfort tym, których trzymała na dnie swojego serca i umysłu - przynajmniej tych zdrowych, które kiedyś posiadała. Dla nich chciała żyć przede wszystkim, bo nie postrzegała siebie samej jako ważnej jednostki. Wszyscy zawsze stali nad nią, i dla nich była w stanie robić ze sobą niestworzone rzeczy. Nie widziała w tym nic złego, dopóki…



Praca inspirowana piosenką  Slowdive - No Longer Making Time

Rozkwit


            Na początku stawiała ostrożne kroki, chodząc po trawie znajdującej się w ogrodzie między klombami kwiatów. Potem zaczęła podążać wydeptanymi kamiennymi ścieżkami, przeznaczonymi do kierowania w stronę odpowiednich pozycji roślinnych. Nie wiedziała, czy ogród tak naprawdę jej się podoba, czy przychodzi tam z przyzwyczajenia, by po prostu popatrzeć na wszystko, co ma do zaoferowania i wyjść, nie wynosząc z niego nic a nic. Próbowała rozmawiać z kwiatami, ale były równie zamknięte jak ona i nieczułe na jakiekolwiek słowa, dlatego też nie zaszczycały jej spojrzeniami czy odpowiedziami, więc dziewczyna szybko zrezygnowała.
            Jednak po pewnym czasie zaczęła dostrzegać zmiany w zachowaniu roślin, ale także i swoim. Były do niej nastawione inaczej – nadal nie do końca przyjaźnie, ale wyraźnie zmniejszyły dystans, jaki dzielił je od tej dziwnej postaci, która z odwiedzin w ogrodzie uczyniła swoją cotygodniową rutynę. Pozwoliły jej do siebie mówić i chętnie nastawiały płatki oraz liście, by usłyszeć wszystko, co ma im do przekazania. Z czasem nawet same zaczęły obdarzać ją spojrzeniami oraz wykonywać gesty w jej stronę, jak gdyby chcąc przekazać konkretną wiadomość, ale nie wiedząc, w jaki sposób się za to zabrać, by miało sens.
            Gdy relacja nabrała odpowiedniego tempa, dziewczyna czuła się o wiele swobodniej, przychodząc co parę dni na miejsce, które z każdym kolejnym spotkaniem zdawało się fascynować ją jeszcze bardziej. Zresztą nie tylko miejsce – rośliny też zaczęły się na nią otwierać, dzielić sekretami, ale także zachowywać jej własne tylko i wyłącznie dla siebie, każdy w osobnym pąku czy liściu. Nie miały już przed sobą żadnych niespodzianek, grały w otwarte karty, i obie strony były zadowolone z takiego obrotu sprawy. Nie przeszkadzała im wzajemna obecność ani kontakt – wręcz przeciwnie, łaknęły tego bardziej i bardziej.
            Któregoś dnia dziewczynę złapało wahanie, czy aby na pewno postępuje odpowiednio, bratając się z roślinami i dając im nadzieję. Zaczęły dopadać ją wątpliwości dotyczące ich relacji i zaufania. Miała wrażenie, że z każdym kolejnym razem rośliny otaczają ją ze wszystkich możliwych stron, jak gdyby chcąc wyciągnąć esencję i pozostawić puste ciało, bez myśli i emocji. Nie chciała popadać w paranoję, ale na wszelki wypadek postanowiła jednak trzymać się na dystans. Udawało jej się to robić dyskretnie na tyle, że wszystko z pozoru prezentowało się jak dawniej, lecz jej wewnętrzne przeczucia ulegały nieustannym zmianom.
            Nie była w stanie pogodzić się z burzą, która panowała w jej organizmie i trzymała się jej duszy. Chciała delikatnie dać im do zrozumienia, że będzie musiała zniknąć z ich żyć, ale za każdym razem, gdy w jej głowie rodziła się myśl i formowała gotowa wypowiedź – gardło zaciskało się i dziewczyna przełykała gulę, dodatkowo uśmiechając się dla niepoznaki. Nadszedł jednak dzień, kiedy przekazała im bolesną wiadomość i odeszła. Wyjaśniła wszystko dokładnie, nie pomijając żadnej kwestii, a także cierpliwie odpowiedziała na wszelkie zadane jej pytania. Brakowało jej takiej szczerej rozmowy, ale nie chciała tego przed sobą przyznawać, przed nimi tym bardziej.
            Wróciła do normalnego życia, zostawiając ogród w przeszłości, robiąc z niego jedynie wspomnienia. Uświadomiła sobie, że rośliny tak naprawdę zabierały jej to, co ceniła najbardziej, chowały w sobie i ze spotkania na spotkanie stawały się coraz bardziej głuche na myśli i odczucia dziewczyny. Dostrzegła to dopiero po fakcie, ale i tak mocno ją zabolało. Nie chciała się jednak zbytnio na tym skupiać, ponieważ czekało na nią zbyt wiele spraw, by mogła zaprzątać sobie głowę takimi błahostkami jak rozmowy z roślinami. Kto w ogóle wpadł na taki pomysł? Czemu właściwie to zaczęła? Czy normalni ludzie powierzają roślinom swoje sekrety?
            Istniała jak gdyby poza sobą, kompletnie nie zwracając uwagi na znaki, które serwowało jej otoczenie i wszechświat. Gdy jednak uderzyły ją wspomnienia, sięgając w głąb jej duszy oraz serca, nie umiała dłużej pozostać obojętną na nic, co było związane ze światem, który przecież nie tak dawno opuściła. Wybrała się z powrotem do ogrodu, by upewnić się, że wszystko wciąż jest na miejscu i przekonać, czy rośliny kiedykolwiek jej wybaczą. Nie liczyła na wiele, ale nie chciała porzucać nadziei. Ujrzała liście i pąki, zza których obserwowały ją pojedyncze istoty, które do niedawna były jej tak bliskie. Zdobyła się na odwagę i przeprowadziła z nimi niezgrabną rozmowę. Nie była z niej zadowolona, ale nie była także zawiedziona. Odniosła wrażenie, że jedynie zrobiła z siebie pośmiewisko, ale było za późno, by cofnąć słowa i czyny.
            Kolejne tygodnie okazały się jeszcze bardziej chaotyczne niż poprzednie. Z jednej strony rośliny zapewniły ją, że jest w porządku, ale z drugiej nie zwracały na nią uwagi, gdy przychodziła je odwiedzić. Starała się inicjować rozmowy, ale nie umiała dać im przestrzeni, odpowiednio wyważyć nowego kontaktu i trzymać się na dystans. Zbyt pragnęła odnowienia relacji i dobrych stosunków, które znów mogłyby ich połączyć. Nie potrafiła myśleć jasno i konkretnie, nadinterpretowała i szukała wyjaśnień tam, gdzie ich nie było. Z każdym kolejnym razem wizyta była coraz bardziej męcząca i dziewczyna czuła się jak obcy w miejscu, które kiedyś było jej domem.
            Postanowiła, że da sobie spokój, ale nie wytrwała w tym długo. Coś wyraźnie zmuszało ją do ponownych odwiedzin, nawet jeśli nie miałyby zaowocować w żaden sposób. I rzeczywiście – następna wizyta przyniosła ze sobą jedynie zawód i smutek, albowiem roślin już nie było na miejscu. Nie dostrzegła ani jednej z tych, które pamiętała, nie czuła także ich obecności. Siadła na ziemi i zastygła na dłuższy moment. Jej ciało zaczął porastać bluszcz, który zacisnął się wokół szyi i pasa, ale dziewczyna pozwoliła mu stać się kukiełką. Nie miała siły się bronić. W tamtym momencie poczuła, że jej serce naprawdę należy do tego miejsca, nigdzie indziej. W jednej chwili zapragnęła wykrzyczeć wszystkie możliwe przeprosiny i błagać o przebaczenie, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Pozwoliła bluszczowi zaciskać się coraz mocniej, tworząc z niego i swojego żalu coś na kształt jedności. Uświadomiła sobie, że to poprawna kolej rzeczy i jest w stanie całkowicie oddać się temu miejscu, poświęcić czas, serce, duszę i umysł na nowo, naprawić szkody.
            Nie zdała sobie sprawy z tego, że zamknęła oczy i pochłonęła ją ciemność. Trwała w niej dobre parę dni, ale ziemia dostarczała jej odpowiednich składników, przez co nie stała jej się krzywda. Po przebudzeniu zaczęła szeptać, głaszcząc źdźbła trawy, a nawet sam bluszcz. Stała się łagodna i odnalazła w sobie pokłady energii oraz ciepła, które zapragnęła oddać roślinom i ogrodowi. Jej dotyk stał się kojący, a słowa zdawały się tchnąć nadzieję w otaczające ją istoty. W końcu dotarło do niej, że to jedyny i odpowiedni sposób kontaktu po tym, do czego doprowadziła. Odnalazła właściwą drogę i postanowiła na niej pozostać. Po dłuższym szepcie została wypuszczona z objęć bluszczu i udała się do domu.
            Kolejnego dnia wpadła do ogrodu zadyszana, a na jej twarzy pojawiły się promienie słoneczne, gdy stanęła w odpowiednim punkcie. Poczuła, że miejsce znów posiada pozytywną aurę i niemalże zaczęła chłonąć ją całą sobą, fizycznie i psychicznie. Zwróciła się do roślin, starając trzymać się odpowiedni dystans, ale te same przybliżały się do jej umysłu i serca, znów ochoczo rozmawiając, dzieląc sekrety i ciesząc się samą obecnością dziewczyny. Dało się nawet dostrzec wyraźne zmiany w poszczególnych istotach, jak gdyby rozkwitały w trakcie coraz to głębszego kontaktu z dawną towarzyszką. Ich barwy nabrały żywszych odcieni, a ruchy stały się bardziej energiczne. Ogród zdawał się rozkwitać tak szybko, jak jeszcze nigdy. I nikt nie był w stanie określić, co tak naprawdę o tym zadecydowało.


Może i bajkowe oraz banalne, ale symboliczne.
Nie każdy człowiek egzystuje bowiem w ludzkiej powłoce.

Ona


Nie umiała zajmować się kwiatami, ale umiała doceniać ich piękno. Rozmawiała z nimi i pielęgnowała myślami, tchnąc w liście i pąki fale pozytywnej energii. Nie lubiła słońca, ale znosiła jego obecność i tolerowała jego istnienie. Nie zgadzała się z ludźmi, gdy wychwalali jego istotność i cieszyli jego przyjściem. Nie nosiła sukienek ani spódnic, chyba że została zmuszona przez sytuację. Nie postrzegała siebie jako osoby kobiecej ani delikatnej, nie nazywała i nie myślała o sobie w kontekście damy czy momentami nawet kobiety. Nie przepadała za przyjęciami i uroczystościami, odbywającymi się z powodu większych lub mniejszych ważnych wydarzeń, na które połowa osób przychodziła z obowiązku lub powodu obecności pożywienia. Nie umiała śmiać się cicho i łagodnie, ponieważ emocje wybuchały w niej jak wulkan i nie była w stanie ich zatrzymać. Nie rzucała dyskretnych spojrzeń, ponieważ patrząc starała się zajrzeć w głąb duszy obserwowanej istoty i zrozumieć przenikliwy wzrok spoczywający na jej osobie. Nie umiała dbać o siebie w odpowiedni sposób, zawsze znajdując wymówki i przedstawiając prawdę w sposób, który mógłby wydawać się kłamstwem. Nie wiedziała i nie rozumiała czym jest odpoczynek dla duszy i ciała, ponieważ uwielbiała poświęcać się wszystkiemu i wszystkim, byle tylko nie ograniczać się do swojej osoby. Nie lubiła kolorowych barw, choć była w stanie dostrzec w nich zalążki piękna, gdy patrzyła pod odpowiednim kątem. Nie wiedziała za wiele o świecie, który ją otaczał, ponieważ żyła w alternatywnych rzeczywistościach. Nie oglądała wiadomości, nie słuchała radia, nie czytała gazet. Nie miała pojęcia co rozgrywa się poza jej ciałem ani umysłem, gdy była na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Nie panowała nad swoim gniewem, gdy ten osiągał punkt kulminacyjny. Nie lubiła powstrzymywać łez, gdy zbierały się w jej oczach, a następnie same podążały policzkami w dół. Nie znała się na modzie ani żadnych innych trendach, które mogłyby przyporządkować ją do konkretnej grupy osobników. Nienawidziła tracić ludzi ze swojego życia i zrywać więzi z tymi, których pragnęła zatrzymać, ale nie mogła z wyższych, nie zawsze zależnych od niej powodów. Nie była gotowa na kłody rzucane jej pod nogi, choć wiele już przeskoczyła i o wiele się potknęła. Robiła wszystko automatycznie, brakowało jej spontaniczności.
Lubiła jednak słuchać muzyki, dzięki której była w stanie perfekcyjnie oddać panujące w jej wnętrzu emocje. Doceniała starania osób, które wyraźnie pragnęły zmian w jej życiu, relacjach oraz ich wzajemnych stosunkach. Uwielbiała jesienne poranki oraz deszczowe dni, kiedy świat spowijała szara smuga, a z nieba padały wielkie krople wody. Lubiła tańczyć po domu, wyobrażając sobie pomieszczenia jako sale i przechodząc z jednego do drugiego wysublimowanymi ruchami, zamykając oczy i tonąc w muzyce, którą chłonęła z słuchawek wciśniętych w uszy. Uwielbiała spacery na łonie natury, gdy mogła oglądać otoczenie i płynące własnym rytmem życie istot, kompletnie nie zwracających uwagi na nic, co znajdowało się wokół nich. Marzyła o spędzeniu nocy poza domem, by móc przyjrzeć się dokładniej gwiazdom na niebie niemalże w nagiej postaci, nie oddzielonych szybą ani żadną inną powierzchnią. Starała się dostrzegać w ludziach dobre cechy nawet wtedy, gdy zaznała cierpienia z ich strony i wiedziała, że ich stosunki uległy zmianie. Dawała z siebie więcej niż mogła, byle tylko zapewnić komfort psychiczny innym i udzielić pomocy, gdy zajdzie potrzeba. Była w stanie zapomnieć o wszelkich nieprzyjemnościach i wybaczyć winy tym, którzy w mniemaniu jej bliskich na to nie zasługiwali. Zawsze przybierała optymistyczną postawę, jeśli chodziło o ważnych dla niej ludzi, by dać im nadzieję i wesprzeć wszelkimi możliwymi sposobami. Uwielbiała smak herbaty i parzyła ją w zawsze wtedy, gdy czuła się gorzej lub miała zmarznięte wnętrze. Doceniała szczere rozmowy z ludźmi, w trakcie  których mogła podzielić się najgłębszymi sekretami, a także najbardziej błahymi sprawami wiedząc, że zostanie wysłuchana, ale także obdarzona identycznym zaufaniem, by odciążyć drugą osobę. Była w stanie poświęcić się dla sprawy, nawet jeśli do końca nie rozumiała, na czym będzie polegać ani czy przyniesie jej więcej korzyści czy szkód. Lubiła mieć jasno postawione sprawy i wyjaśniać niejasne sytuacje tam, gdzie nie była dłużej w stanie sama analizować wszystkich słów, gestów lub spojrzeń. Pragnęła równowagi we wszechświecie i szczęścia wszystkich otaczających ją istot, świadomie lub nieświadomie. Miała wysoki poziom empatii i niekiedy reagowała zbyt mocno na coś, co w ogóle nie powinno jej obejść. Czuła za dużo.



Jeśli wydaje Ci się, że teraz już ją znasz, to jesteś w błędzie.

Pętla

            Zdarzały się dni, kiedy wirowała w tańcu po domu, odbijając się od ścian i mebli. Ściskała w dłoni białą chustkę i unosiła w powietrzu, pozwalając jej wykonywać taneczne ruchy. Stąpała boso po łące, czując wszelkie nierówności terenu pod stopami, ale także miękką jak puch trawę, która przyjemnie łaskotała ją w łydki, gdy dziewczyna zapuszczała się na gęstsze obszary. Biszkoptowa suknia wirowała wokół niej, dotrzymując jej kroku w  tańcu lepiej niż niejeden partner, z którym miała okazję bawić się w trakcie ostatnich lat. We włosy miała wpięty wianek utworzony ze zbóż, przez co czasami pojedyncze ziarna odczepiały się gdzieniegdzie i tworzyły własne zdobienia na ciemnych włosach.
            W deszczu także potrafiła znaleźć pociechę. Niekiedy wybiegała w największą ulewę i pędziła prosto przed siebie, do najbliższego lasu. Na szczęście w pobliżu jej domu był jeden, któremu ufała najbardziej, i do niego najczęściej kierowała swoje kroki. Uwielbiała znikać między koronami drzew i biec, nie zatrzymując się i nie zważając na przeszkody czyhające po drodze. Miała dziwny dar rozpoznawania pogody, zanim ta dobrze sama się nie określiła, dzięki czemu na dni takie jak ten była przygotowana. Biegnąc, powiewały za nią poły czarnego płaszcza, a nogi delikatnie muskał materiał sukienki, która z każdą kolejną sekundą coraz bardziej nasiąkała deszczem. Dziewczyna wciągała w nozdrza zapach kojącej wszelkie bóle ulewy, przy czym na jej twarz automatycznie wychodził szeroki uśmiech.
            Nie wszystkie dni była jednak w stanie celebrować w zgodzie z naturą. Czasem pragnęła zostać sama dla siebie, swoich myśli i wewnętrznego głosu, którego nigdy nie udało jej się rozpoznać ani określić. Na początku myślała, że kierując się nim, podąży zgodnie z wolą rozumu, lecz bywały chwile, gdy czuła mocne ukłucia serca i była święcie przekonana o tym, iż to właśnie ono podpowiada jej, którą ścieżkę powinna wybrać. Dziewczyna prowadziła dosyć chaotyczne życie, w którym jasne określenie sytuacji graniczyło z cudem - gdy była w stanie stwierdzić, co dzieje się w jej wnętrzu, a co tak naprawdę okazuje poprzez swoją zewnętrzną powłokę.  Nigdy jednak nie czuła, by wyrażała emocje wystarczająco mocno i bała się, że może tym zranić innych ludzi, nie będących w stanie odczytać jej intencji ani szczególnych spojrzeń, jakie im posyłała, świadomie lub nie.
            Czasami nawiedzały ją widma przeszłości, z którymi nie zawsze była w stanie sobie poradzić. Rozmawiała zarówno z nimi, jak i ze sobą – w sferze widzialnej oraz niewidzialnej – lecz nie dostrzegała efektów, choć takowe powinny się pojawić już dawno temu. Im więcej obowiązków i zmartwień miała na głowie, tym mniej męczących wspomnień i mniej czasu na ich analizowanie. Dlatego tak łapczywie chwytała się wszystkiego, co mogłaby robić i jakkolwiek odciążyć swoje myśli, choć na krótką chwilę. Momentami była społeczna i pragnęła otaczać się ludźmi, by następnym razem uciekać od nich najdalej jak tylko mogła, z myślą, by nigdy nie wrócić. Odnosiła wrażenie, że żyją w niej dwie osoby, czasem nawet więcej. Jedyna kwestia, której była pewna, to ta, że żadna z osobowości nigdy nie przejmie nad nią kontroli do tego stopnia, by wyciszyć inne lub stanowić dla nich jakiekolwiek zagrożenie. Wszystkie z nich żyły w jakiejś dziwnej symbiozie, dzięki której dziewczyna rozumiała swoje życie i otaczający ją świat na parę różnych, czasem całkowicie od siebie odległych, sposobów.
            W końcu jednak przychodził ten dzień, który zapętlał wszystko i wydarzenia następowały po sobie w identycznej kolejności i odstępie czasowym. Z jednej strony nie było w tym nic dziwnego, bo dziewczyna wiedziała, że ten moment musi nadejść, ale z drugiej nigdy do końca nie wiedziała, kiedy to się stanie i co właściwie jest tego powodem. Nie raz zastanawiała się, z czego wynika ta pętla, przez którą wszystko, czego doświadczyła i o czym myślała, wraca do punktu wyjścia, by następnie odbyć identyczną wędrówkę jak wcześniej, kończącą się czymś… co nie miało końca, a także początku.

Szczerość


Wpatrywała się wystraszona w sylwetkę mężczyzny siedzącego zaledwie paręnaście centymetrów od niej. W ciągu pięciu minut zdołał zadać jej dziesięć pytań, na które nie była w stanie odpowiedzieć. Szperała w swojej głowie, lecz nadaremno – za każdym razem napotykała tam jedynie pustkę, którą chciała wypełnić czymś sensownym, ale nawet to wymykało jej się spod kontroli. Myśli zaczynały żyć własnym życiem, gdy chciała zbudować z nich coś, co miałoby konkretny kształt. Starała się zaciskać powieki tak, by znajdujące się pod nimi łzy nie były w stanie wypłynąć, i jak dotąd udawało jej się.
Gdy otworzyła oczy, przez pierwszych parę sekund próbowała rozeznać się w tym, gdzie się znajduje. Po chwili była już pewna, że leży we własnym łóżku, przykryta kołdrą i zdezorientowana po dziwnym śnie, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej. Bardziej zdziwiły ją jednak łzy, które wydostały się spod jej powiek, gdy zamknęła oczy i pozwoliła im moczyć swoją twarz i poduszkę. Jak gdyby  te czekały, aż wybudzi się ze snu i dopiero wtedy się ujawniły. Słyszała o przypadkach, gdy ludzie płakali przez sen, i jej zdarzyło się to nie raz, lecz z „przeniesieniem” snu do jawy spotkała się po raz pierwszy.
W następnej chwili kroczyła chodnikiem, próbując wymijać ludzi pędzących wprost na nią. Pech chciał, że nie mogła całkowicie wyłączyć się z życia, jako że jedna z jej słuchawek nie działała i polegała tylko na drugiej. Do niedawna widziałaby tylko negatywy tej sytuacji, lecz teraz była w stanie dostrzec także pozytywne aspekty – jak chociażby to, że w ogóle jest w stanie słyszeć muzykę i spędzać z nią każdą możliwą chwilę. Nie wyobrażała sobie życia w ciszy, codziennego funkcjonowania, w którym musiałaby polegać na swoim słuchu w sposób standardowy dla każdego – odgłosów miasta, aut, krzyczących dzieci, narzekających dorosłych i innych wyprowadzających z równowagi hałasów.
Paradoksalnie, w prawym uchu miała działającą słuchawkę, a w lewej kieszeni płaszcza pięć pojedynczych złotych groszy, które znalazła w ostatnim czasie, i ciągle dodawała nowe do kolekcji. Nazywała je „złudnym szczęściem”, choć na każdy dmuchała ciepłym powietrzem przed umieszczeniem w kieszeni. Traktowała je jak swego rodzaju tarczę, obronę przed przeciwnościami losu i coś, co faktycznie jest w stanie zdziałać cuda. Sama nie była pewna, czy w nie wierzy, ale z każdym razem ściskała je w garści coraz mocniej, dodatkowo licząc palcami, czy ich ilość nie uległa zmniejszeniu. Pamiętała, jak kiedyś przypadkiem zgubiła jeden z nich i poczuła przeszywający jej ciało chłód, gdy to odkryła. Pomimo iż same w sobie nie miały jako takiej wartości, ona traktowała je jak skarby, będące w stanie zapewnić jej wszystko, czego potrzebowała.
Nie była pewna, czego oczekuje od tego konkretnego dnia, choć z tyłu głowy wciąż miała sen, o którym nie była w stanie i nie chciała zapomnieć. Nie wiedziała, czy powinna nastawić się na poprawę przebiegu dalszych losów czy zostawić wszystko, aby żyło własnym rytmem, bez jakiejkolwiek ingerencji. Polegała na przeznaczeniu, ale wiedziała, że zbyt często jest w stanie pokrzyżować najlepsze plany, dlatego lubiła brać sprawy w swoje ręce. Jednak tym razem czuła się bezradna i obojętna wobec wszystkiego, co ją otaczało i czego chciała, momentami nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Wieczór przyniósł jednak miłe zaskoczenie. Widząc kolorowe światła, ludzi biegających po scenie i zmieniające wysokość platformy z przeróżnymi wykładzinami, znów odniosła wrażenie, jak gdyby znalazła się wewnątrz złożonego i długiego snu. Tym razem nie miała ochoty się budzić, a uczestniczyć w nim całą sobą, choć nie odgrywała wielkiej roli. Zderzając się z chłodem nocy, doszło do niej, że wszystkie emocje jakie czuje ostatnimi czasy są szczere. Przynajmniej wszystkie te, które okazuje, świadomie lub nie. Pomyślała o wydarzeniach z dnia dzisiejszego i wczorajszego i zaśmiała się w głos, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy, które popłynęły po policzkach, gdy zbliżyła się do pasów na drodze. Przeszła przez nie i uświadomiła sobie, że tak szczerze, jak w przeciągu ostatnich paru miesięcy, nie była w stanie cieszyć się nigdy w swoim życiu. Odkryła w sobie pokłady emocji i siły, które umożliwiły jej rozwój emocjonalny i przejście na inny poziom wrażliwości. Nie wiedziała, komu powinna dziękować, ale była pewna, że nie chciałaby już nigdy wrócić do stanu, w którym trwała przez długą część swojego życia. W końcu ta dłuższa dopiero czekała na wypełnienie i wszystko stało przed nią otworem.