Strych

Weszła na zakurzony strych i skierowała wzrok na brudne okno. Było jedynym źródłem światła w tym małym pomieszczeniu, a i tak zdawało się go wpadać do środka za dużo. Spojrzała na małą lalkę rzuconą w kąt i przypomniała sobie o tym, że obiecała jej kiedyś wieczne szczęście. Miały być nierozłączne jak przyjaciółki, siostry… Na zawsze.
Na twarzy szmacianki już dawno temu zastygł szeroki uśmiech, lecz dziewczyna miała wrażenie, że jest sztuczny i doklejony. Zanim ją tu przyniosła, obdarzała ją codziennie takim samym.
Przeniosła wzrok na książki, które miały towarzyszyć jej w każdych chwilach – tych lepszych i gorszych. Chciała przeżywać z nimi wszystkie przygody, zawierały ich w sobie wiele, lecz ona nigdy nie potrafiła do końca docenić ani jednej z nich. Zawsze znajdywała sobie wymówkę i odkładała nierealne światy na półkę. Od dawna sądziła, że nie zasługują nawet na to, by tam leżeć.
Przypomniała sobie o kąciku, w którym zawsze płakała. Zastanawiała się nad tym, czy jej łzy również są takie zakurzone i niechciane. Od zawsze sądziła, że nikogo nie obchodziło to, co czuła i nie myliła się. Większość ludzi, którzy ją otaczali, byli nieczuli na jakiekolwiek zachowanie lub gest z jej strony, zdawali się wręcz odtrącać dobre chęci dziewczyny. Nienawidziła siebie za słabość, którą zostawiła w kącie, żałowała, że nie może znów poczuć jej tak mocno, jak kiedyś.
Na końcu podeszła do okna i ujrzała postać siedzącą na parapecie. Spostrzegła, że to ona. Dziewczyna miała na twarzy szeroki, sztuczny uśmiech, jej całe ciało zdawało się być jedną, szarą plamą, a po policzkach spływały łzy.
Tak, o sobie zapomniała już dawno temu.
Chociaż… czy ona kiedykolwiek tak naprawdę istniała?

Mgła

Stałam na przystanku, jak co dzień rano. Czekałam na autobus, który miał bezpiecznie zabrać mnie i innych czekających oraz dowieźć na miejsce. Ludzie wokół zdawali się wystraszeni - na początku wydało mi się to dziwne i bezpodstawne, lecz po chwili zorientowałam się, że zaczyna otaczać nas mgła. Wyglądało to tak, jakby ktoś postawił gęstą zasłonę, odgradzając naszą grupkę od świata. Przez chwilę poczułam się trochę niezręcznie.
Mężczyzna obok mnie nerwowo rozglądał się na boki. Nie wiedziałam, czego mógłby szukać lub się bać. Po chwili usłyszałam jednak głośne krakanie i spojrzałam w górę. Stado kruków wzbiło się w powietrze z pola za nami i usiadło na długiej latarni obok przystanku. Obejrzałam się do tyłu i ujrzałam pustą, wyschniętą ziemię. Przypomniałam sobie, jak pięknie to pole wyglądało na wiosnę – żywe, przyjazne i ciepłe, z soczyście zieloną trawą i drobnymi kwiatami. Mgła jednak również i je zasłoniła, więc w odbiciu szyby przystanku ujrzałam ogromne drzewa znajdujące się po drugiej stronie ulicy. Nie miałam pojęcia jak - patrząc prosto na nie, ledwo mogłam ujrzeć kontury. W odbiciu wyglądały jednak dość słabo i smutno, jakby przygnębione przez otoczenie i ludzi, którzy nigdy nie zwracają na nie uwagi.
Spojrzałam ukradkiem w lewo na młodą kobietę i ujrzałam, że zbliża się do granicy gęstej mgły. Nie wiedzieć czemu, lekko wytrzeszczyłam oczy, a serce zaczęło mi bić w szaleńczym tempie. Odwróciłam się i zauważyłam, że każdy patrzy na kobietę z zaciekawieniem, ale także z przerażeniem.
Z powrotem spojrzałam na nią i zorientowałam się, że połowa jej sylwetki zniknęła już we mgle. Wyciągnęłam rękę w jej stronę, lecz po chwili szybko ją cofnęłam. Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, a usta zadrżały. Kruki znów wzbiły się w powietrze z głośnym krakaniem i poszybowały w jej stronę. Usłyszałam, jak jedna ze starszych kobiet wciąga nerwowo powietrze, a inna zaczyna szybko oddychać. Moje serce nadal się nie uspokoiło, w dodatku zaczęły okropnie pocić mi się ręce, pomimo tego, iż było bardzo chłodno. Z moich ust wydobył się obłok pary i poszybował leniwie w górę, po czym zniknął.
Usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach krzyk. Moje oczy na powrót się wytrzeszczyły, a dłoń powędrowała do drżących ust. Ujrzeliśmy plątaninę czarnych kształtów i usłyszeliśmy głośne jęki młodej kobiety, nic więcej.
Po chwili wszystko się uspokoiło i czekaliśmy w napięciu, co nastąpi. Z gęstej mgły wyleciał kruk, trzymając w zębach coś małego, okrągłego i białego. Po moim ciele przeszły ciarki, a serce na chwilę stanęło. Oko młodej kobiety spojrzało na mnie przelotnie - ujrzałam w nim czyste przerażenie.
Szybko podbiegliśmy do miejsca, z którego przed chwilą odleciała chmara kruków. Klęknęłam nad ciałem kobiety, a moim wstrząsnęły drgawki. Zaczęło zbierać mi się na wymioty – miałam  jednak dosyć wytrzymały organizm i psychikę, więc się powstrzymałam. Spokojnie przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech oraz wydech. Ujrzałam dziurę w miejscu, w którym powinno znajdować się serce kobiety, a obok kruka, który trzymał je w dziobie. Zamknął go i przepołowił narząd, który opadł z cichym plaskiem na gołą ziemię.
Wytrzeszczyłam oczy. Dopiero teraz spojrzałam na czarne otwory znajdujące się w miejscu oczodołów na twarzy kobiety. W moich oczach zebrały się łzy i wyobraziłam sobie, jak sama zostaję ich pozbawiona. Zapiekły mnie, więc lekko je przetarłam.
Zdałam sobie sprawę z tego, że mgła lekko się przerzedziła i podeszło do nas więcej osób. Wszyscy, którzy patrzyli na ciało, zamierali i stali krótką chwilę w bezruchu. Kobiety przykładały dłonie do klatek piersiowych lub zasłaniały nimi usta i nos, zostawiając na widoku tylko przerażony wzrok. Mężczyźni po prostu zatrzymywali się gwałtownie i patrzyli zdezorientowani na martwe ciało.
- Zadzwońcie po pomoc! – krzyknęłam, lecz nikt nie zareagował. Poderwałam się szybko na nogi i potrząsnęłam kobietą stojącą najbliżej. - Policja, pogotowie, ktokolwiek!
Dopiero gdy na nią spojrzałam, kiwnęła głową i odeszła kawałek dalej. Kątem oka ujrzałam, jak wyciąga telefon z torebki i przykłada go do ucha. Zaczęła szybko gestykulować, a podczas rozmowy usta nerwowo jej drżały.
Pobiegłam w stronę kruka i kopnęłam nogą, lecz on zamachał skrzydłami i lekko podniósł się do góry, po czym usiadł na ziemi kawałek dalej. Powtórzyłam czynność, on również.
- Niech ktoś przegoni te cholerne ptaki! – znów podniosłam głos. Pamiętałam z lekcji, że jedynie on działa na ludzi w takich sytuacjach. Niestety, trzeba się było również zwracać osobiście, więc podeszłam do mężczyzny i rozkazałam mu pozbyć się tych straszydeł.
- Dziecko, jedź do szkoły – polecił mi inny, który podszedł do mnie i spojrzał rozbawiony. - To nie jest już miejsce dla ciebie. Zajmiemy się tym.
- Jasne – odparłam pod nosem i poszłam z powrotem na swoje miejsce. Za kilka minut przyjechał autobus, więc wsiadłam do niego i czekałam, aż spokojnie dotrę do szkoły. Usadowiłam się wygodnie i wyciągnęłam z plecaka książkę, by jakoś umilić sobie tą krótką podróż. Już miałam zabrać się za czytanie, gdy nagle coś mnie tknęło i spojrzałam w lewo, na szybę. Równo z jadącym autobusem leciał kruk, który trzymał w dziobie połówkę serca kobiety i wpatrywał się we mnie swoim zimnym ślepiem.
Schowałam książkę i zaczęłam wpatrywać się w przerażające oko stwora. Gwałtownie podniosłam się z siedzenia, podczas gdy autobus się zatrzymywał. Chwyciłam plecak, założyłam go pośpiesznie, wyskoczyłam z pojazdu i popędziłam z powrotem. Minęliśmy na szczęście tylko jeden przystanek, więc biegłam niecałe dwie minuty. Mgła już prawie całkowicie zniknęła, zostały jakieś resztki rzadkich obłoczków unoszących się w powietrzu.
Już z daleka widziałam, że nie ma nikogo tam, gdzie powinna znajdować się grupa ludzi. Jakim cudem udało im się stamtąd zniknąć w kilka minut?
Dotarłam na miejsce i spostrzegłam, że ciała kobiety również nie było. Pokręciłam zdezorientowana głową.
- Szukasz kogoś? – usłyszałam za sobą mrożący krew w żyłach głos. Jakby na dworze nie było wystarczająco chłodno. Odwróciłam się gwałtownie i zamarłam. Przede mną stał mężczyzna, który miał spokojnie dwa metry wzrostu, a jego małe oczka przywodziły na myśl te, które kruki wydziobały kobiecie.
- Tak, ja… - zaczęłam i poczułam, jak drga mi głos. Zacisnęłam dłonie w pięści i uformowałam usta w cienką linię. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i na powrót je otworzyłam. Wypuściłam parę z ust i spojrzałam w jego przenikliwe oczy.
- Więc? – spytał rozbawiony. Co było takiego śmiesznego w tym, że starałam się cokolwiek mu przekazać, lecz nie wiedziałam jak? To było ciężkie, okropnie ciężkie.
- Szukam kobiety i grupy ludzi, którzy powinni tu być.
Kilka sekund później uświadomiłam sobie, jak absurdalnie to brzmi. Nic dziwnego, że mężczyzna był rozbawiony. Cicho się zaśmiał i kucnął – mój wzrok znalazł się na wysokości jego. Poczułam ciarki na ciele, gdy krucze ślepia zaczęły przewiercać mnie na wylot.
- Kochanie, oni są już dawno w lepszym miejscu – odparł ciepło mężczyzna i uśmiechnął się. Nie sprawił, że poczułam się lepiej w jego towarzystwie, a to, co powiedział, tym bardziej nie poprawiło sytuacji.
Po chwili jego nos zaczął się niebezpiecznie wydłużać, aż uformował się w dziób, a pióra zaczęły wyrastać z każdego kawałka ciała. Wkrótce stał przede mną dwumetrowy kruk.
Zrobiłam krok w tył i puściłam się biegiem. Usłyszałam, jak podnosi się z ziemi i leci za mną. Miałam wrażenie, że zaraz wypluję płuca, a przedmiot, który na sobie noszę, przygwoździ mnie do ziemi tak, że już nigdy nie wstanę. Szybko go zrzuciłam i sama poczułam się tak, jakbym wzbiła się w powietrze.
Spojrzałam w dół i ujrzałam, że moje stopy naprawdę oderwały się od ziemi. Poczułam ból w okolicach brzucha i dostrzegłam, że trzyma mnie wielki dziób. Krzyknęłam tak głośno, że zaschło mi w gardle. Kaszlnęłam i złapałam się mocno części ciała ptaka, która mnie trzymała. Poczułam, jak serce zaczyna niebezpiecznie łomotać mi w piersi i wystraszyłam się, że za niedługo wydostanie się na wolność.
Lecieliśmy tak dobre kilka minut, a ja cały czas szarpałam się jak opętana i wrzeszczałam, gdy mogłam. W końcu dotarliśmy na jakieś wzgórze. Uświadomiłam sobie to dopiero wtedy, gdy wylądowaliśmy, ponieważ wokół nas znów znajdowała się gęsta mgła.
Lekko się nachylił i otworzył dziób, a ja upadłam na ziemię. Czułam się okropnie poobijana. Stanęłam bezradna, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Zaczęłam rozglądać się wokół, lecz wiedziałam, że nic mi to nie da. Poczułam i usłyszałam, jak kruk zaczyna gwałtownie machać skrzydłami. Odgonił mgłę. Szybko jednak zapragnęłam, by nigdy tego nie zrobił.
Moim oczom ukazała się góra martwych ciał. Każde z nich miało dziury w miejscach serc i oczu. Nogi się pode mną ugięły i upadłam na ziemię. Podniosłam się do klęczek, póki mogłam. Poczułam, jak coś wbija się we mnie i spojrzałam w dół.
Dziób.
Jęknęłam i upadłam na kolana. Usłyszałam, jak mój przerażony krzyk niesie się echem po okolicy i zamknęłam oczy. Póki jeszcze mogłam.
Wiedziałam jednak, że one za chwilę również zostaną mi odebrane.

Nigdy nie dorosnę

Nigdy nie chciałam być najlepsza. Nie udzielałam się za bardzo w konkursach i wydarzeniach, do których lgnęli moi znajomi. Wolałam siedzieć cicho i wykonywać swoją pracę.
Będąc jeszcze nastolatką, zaczęłam marzyć o tym, że zostanę kiedyś opiekunką do dzieci lub przedszkolanką. Nie miałam  również nic przeciwko pracy z książkami – co tydzień uczęszczałam do biblioteki w centrum miasta na zajęcia, na których spędzałam czas zarówno z maluchami, jak i cudownymi papierowymi duszami. Nigdy nie chciałam przestać, wpadłam w jakiś dziwny trans – podobało mi się to. Dzieci i książki dawały mi tak dużo szczęścia, jak nic innego.

Po kilku latach udało mi się otworzyć własne przedszkole, w którym głównymi dekoracjami były ogromne regały z książkami – od tych dla najmłodszych, po te dla starszych dzieci. Codziennie w każdej grupie siadałam i czytałam dzieciaczkom o wielu fantastycznych przygodach…
No właśnie. Nie wspomniałam o tym, że nie było to zwykłe przedszkole. Może miało zwyczajne cechy, lecz to, czego i jak uczyłam, było całkiem odmienne. Czytałam im o przygodach superbohaterów i osób, które sama do dzisiaj ubóstwiam. Obowiązkowe były historie postaci fantastycznych i science fiction, bez nich nie potrafiłam przetrwać choćby jednego dnia. Miałam ochotę podzielić się z nimi wiedzą, którą sama od dawna  posiadałam.
Najbardziej jednak lubiłam momenty, w których wszyscy wybieraliśmy, w jakim świecie chcielibyśmy się znaleźć i każdy z nas wcielał się w jedną postać, która do niego należała. Na pierwszy ogień poszła najstarsza grupa i Gwiezdne Wojny. Pamiętam to, jakby zdarzyło się wczoraj:

- Proszę pani, ja nie potrafię.
Jeden z chłopców zbyt często szybko się poddawał i nie potrafił w siebie uwierzyć, zawsze obstawiał najgorsze scenariusze. Byłam taka sama w jego wieku, więc świetnie go rozumiałam.
- Musisz użyć wyobraźni, kochanie. – Tłumaczyłam mu to kilkanaście razy dziennie, lecz nigdy mi się to nie znudziło. Wierzyłam, że pewnego dnia w końcu sam sobie to uświadomi. – Na niej się wszystko opiera. Pamiętasz o czym czytałam wczoraj?
Kiwnął głową, a ja ujrzałam w jego małych oczkach jakiś błysk.
- Przedstawicie tę scenkę ze mną, dobrze? Wcielisz się w postać tego pana, który powiedział…
- Luke, jestem twoim ojcem? – spytał z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową.
- Tak, właśnie tego. Zacznijmy, proszę – powiedziałam i dzieci rozbiegły się po sali. Usłyszałam głośne ‘piu piu piu’, które miały oddawać odgłosy blasterów. Jeszcze inni wzięli w dłonie patyki, które przynieśliśmy z dworu. Ich powierzchnie były pomalowane na różne kolory – niebieski, zielony, czerwony, fioletowy – jednak nie całe, ponieważ miecz świetlny nie miał kolorowej rękojeści.
Ja byłam tego dnia Imperatorem, postanowiłam dobrze wczuć się w tę rolę. Lekko wyciągnęłam ręce w stronę chłopczyka, który grał Dartha Vadera.
- Poddaj się! Wiesz, że nie uda ci się mnie pokonać! – Zaczęłam lekko ruszać palcami udając, że wysyłam w jego stronę prąd. On niebezpiecznie się zatrząsł, ale nie upadł. Podeszłam do niego szybko, a on zamachnął się swoim patykiem. Opadłam na kolana.
- Jak mogłeś zrezygnować z Ciemnej Strony Mocy? Widziałem twoją wielką przyszłość, a teraz stoczysz się na dno. – Starałam się naśladować głos starszego mężczyzny, ale dosyć kiepsko mi szło. Chłopczyk się zaśmiał.
- Proszę pani, on nie chce dać mi wygrać.
Podbiegła do nas jedna z dziewczynek. Spojrzałam w kierunku, w którym pokazywała i ujrzałam chłopaka z łobuzerskim uśmiechem – od razu skojarzył mi się z Hanem Solo. Ona miała na sobie białe prześcieradło zawiązane sznurkiem w pasie. Według mnie bardziej przypominała Leię, ale ta nie mogła walczyć ze swoim ukochanym - stała więc pewnie po stronie Imperium, starając się odwzorować strój Szturmowca.
- Rebelianci zawsze wygrywają – odkrzyknął chłopak grający Hana.
- Nie bądź dla niej zbyt brutalny, dobrze? – poprosiłam z uśmiechem, a on niechętnie kiwnął głową. – Wszyscy powinniśmy miło spędzić czas.
Dziewczyna przytuliła się do mnie, a następnie pobiegła w stronę chłopaka, krzycząc ‘piu piu piu’ i celując w niego palcami ułożonymi w blaster. Roześmiałam się i po chwili spojrzałam na mojego przeciwnika. Szybko spoważniałam, a on stanął dumnie.
- Jedynie tobie się nie uda – odparł śmiało i dotknął początkiem patyka mojej piersi. Upadłam na plecy i znieruchomiałam. Cała klasa wrzasnęła radośnie, a ja sama wybuchłam śmiechem. Wszyscy podbiegli do mnie i rzucili się na moje ciało, a ja objęłam ich swoimi ramionami, które miały zdecydowanie za mały zasięg. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że kocham ich z całego serca.

To jednak ja

Usłyszała odgłos otwieranych, a po chwili huk zamykanych, drzwi.
- Max, to ty? – spytała i poszła w stronę wejścia. Ujrzała, jak chłopak stał tyłem i zamykał je na zamek. – Halo?
Odwrócił się i zauważyła w jego oczach strach, który ostatnimi czasy towarzyszył mu za każdym razem, gdy wracał z pracy.
- Coś się stało? – spytała wyraźnie zaniepokojona. Max zaczął wpatrywać się w nią beznamiętnie. Ponowiła pytanie i podeszła bliżej. Położyła mu dłoń na ramieniu.
- Odpowiesz mi?
Starała się zachować spokój. On jednak wciąż milczał, co zaczęło ją drażnić.
- Max, do cholery – rzuciła stanowczo.
- Znów ją widziałem – wyszeptał. Serce dziewczyny lekko podskoczyło. Spodziewała się wszystkiego, lecz nie tego.
- Jak?
- Wyszedłem z piekarni, kupiłem twoją ulubioną babeczkę – zaczął i uświadomił sobie, że zostawił ją na miejscu. – Przepraszam.
- Nic się nie stało, przestań. Kontynuuj.
- Stanąłem na chodniku i nagle pojawiła się znikąd. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła do parku. – Zapatrzył się pustym wzrokiem w ścianę za nią.
- Mówiła coś?
- Tak. Pytała, kiedy do niej wrócę i czy nadal z tobą jestem. Dumnie odparłem, że tak – Lekko się uśmiechnął. Ona również. – Dodałem, że nie wrócę do niej, ponieważ jesteś jedyną, na której mi zależy. Po chwili w jej oczach pojawiły się łzy, lecz nie chciałem znów na to patrzeć.
- Znów? Jak to, znów? Mówiłeś, że nie widujesz jej często – przypomniała sobie, lekko zbita z tropu.
- Ja, widzisz… - zaczął i nerwowo potarł kark. – Widujemy się codziennie.
Zdjęła dłoń z jego ramienia i spojrzała na niego urażona.
- Kłamałeś. Czemu?
- Sądzę, iż to wystarczająca odpowiedź – przyznał szczerze i spojrzał jej głęboko w oczy. – Zrozum, że ona mnie w końcu zabije lub sprawi, bym sam to zrobił.
- Czemu?
- Była dla mnie równie ważna, jak ty. Tylko… coś się stało i odeszła – wyjaśnił i spuścił głowę.
- Nieważne, nie wspominaj. Powiedz mi lepiej, co robicie za każdym razem, jak ci się objawia.
- Ostatnio poszliśmy do starej fabryki, tej poza miastem. O mało wtedy nie zginąłem. Uratowała mnie.
Dziewczyna spojrzała na niego zbita z tropu.
- Jak to… uratowała? Nie mówiłeś, że jest duchem, czy coś w tym rodzaju?
- No, tak. Jest wspomnieniem. Nie powinna mieć możliwości, by mnie dotykać, a jednak się to dzieje.
Kiwnęła pomału głową i przyjrzała mu się uważnie.
- Mówi coś innego, gdy codziennie jesteście razem?
- Nie zdąży zadać pytania, a ja już jej odpowiadam, ponieważ wiem, jakie ono będzie – odparł pewny siebie chłopak. – Takie jak każdego kolejnego i poprzedniego dnia.
- Jakie?
- Czy się zabiję i do niej dołączę. Codziennie za każdym razem, zanim otworzy usta, odpowiadam, że nie. Widzę, jak zaczynają szklić się jej martwe oczy, lecz nie czuję się winny. Mówię prawdę, nic więcej.
- Wiem, że nie masz ochoty o tym opowiadać, lecz ja muszę mieć pewność… - zaczęła niepewnie i przełknęła ślinę. – Jak ona zginęła?
- Zabiłem  ją – odparł beznamiętnie chłopak. Oczy dziewczyny wytrzeszczyły się niemalże do granic możliwości.
- Czemu?
- Była puszczalska, nielojalna, fałszywa. Zaczęła mnie doceniać po śmierci, niedawno to  zrozumiałem.
- Jak możesz mówić o niej takie okropne rzeczy, skoro ona ciągle cię widzi i słyszy?
- Mam taką nadzieję. Powinna wiedzieć, jak się czuję. Po prostu w ostatnich dniach naszego związku wracałem późno do domu i w środku zastawałem ją z obcym mężczyzną. W naszej sypialni, na naszym łóżku. Za każdym razem byli prawie nadzy, miałem świetne wyczucie chwili. Nigdy mnie nie przeprosiła, nigdy nie widziałem zażenowania w jej oczach, nigdy nie czułem, by było jej choć trochę przykro. Pewnej nocy obudziłem się dręczony przez koszmary i wyżyłem się na niej – wyjaśnił obojętnie, co najmniej jakby nie opowiadał o tym, jak pozbawił kogoś życia.
- Wyżyłeś się na niej? Co chcesz przez to powiedzieć?
- Udusiłem ją, cicho. Obudziła się dopiero pod koniec.
- Kim ty właściwie jesteś? – spytała po dłuższej chwili wystraszona. Czuła, jak mocno zaczyna bić jej serce.
- Wspomnieniem, chwilą, złudzeniem. W ciele człowieka.
- W takim razie… skąd ten cały kontakt fizyczny? Skoro, tak jak ona, jesteś duchem, zjawą… To niemożliwe – zauważyła zbita z tropu i położyła dłoń na klatce piersiowej.
- Możliwe. Jesteśmy tym samym – odparł tonem, jakby to była oczywistość.
- Co masz na myśli?
- Ty jesteś Nią.
W jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Usta zaczęły drżeć, a serce bić coraz szybciej.
- Nie, nie jestem. Nie mogę być. – Pokręciła głową na boki. – Nigdy wcześniej cię nie spotkałam.
- Spotkałaś. To ty mnie zabiłaś. Nie pamiętasz, że sama już od dawna nie żyjesz?

Najlepszy z nich wszystkich

- Mamo! – zawołał chłopiec, siedząc pod kołdrą.
Kobieta wparowała do pokoju z przerażoną miną.
- Gdzie jest moja koszulka z Kapitanem Ameryką?
- Dałam ją do prania, skarbie – odparła, po czym uśmiechnęła się ciepło. – Nie widziałeś, jak bardzo była brudna?
- Czułem, ale to właśnie dzięki niej mam codziennie takie sny! Ona nie może się wyprać, straci swoją magię. Mamo, naprawdę – powiedział chłopiec i wlepił w nią bolejący wzrok.
- Kochanie, już dzisiaj wieczorem dostaniesz ją z powrotem. Obiecuję – powiedziała kobieta i pocałowała go w czoło. – Chodź, spóźnisz się do szkoły.
- Ech… No dobrze – odpowiedział grzecznie i zwlókł się z łóżka. Gdy włożył na stopy kapcie z Gwiezdnych Wojen, na jego twarz od razu wyskoczył uśmiech. Pobiegł przed siebie, udając strzelające blastery, po czym krzyknął coś niezrozumiale.
- Co mówiłeś? – spytała rozbawiona.
- Nic, mamo. Porozumiewam się tylko z Imperium – odparł szybko i pobiegł do łazienki. Kobieta pokręciła głową z szerokim uśmiechem i poszła do kuchni, by zrobić mu śniadanie. Spakowała dwie kanapki do szkoły, a jajecznicę na talerzu postawiła w salonie. Parująca herbata spoczęła obok, a ona usadowiła się naprzeciwko miejsca chłopca. Gdy w końcu zasiadł do jedzenia, spytała:
- Czyli mówisz, że jesteś po stronie Imperium? – Jej podejrzliwy wzrok wywołał u synka malutki uśmiech.
- Nie wiem, nie potrafię się zdecydować – przyznał szczerze i zaczął pałaszować śniadanie. Poczochrała mu włosy, a on szybko je poprawił.
- Mamo, superbohaterowie nie mają takich włosów – powiedział z pełnymi ustami i obydwoje się roześmiali.
Gdy po chwili kobieta wstała i skierowała się w stronę sypialni, uśmiech zaczął powoli znikać z jej twarzy. Weszła do pokoju i jej wzrok od razu powędrował na ścianę, na której wisiały zdjęcia jej męża. Na każdym z nich miał na sobie kostium jakiejś postaci, którą uwielbia do dzisiaj.
Nigdy nie potrafili wybrać ulubionej – kochała zarówno te z komiksów, filmów, jak i książek. Wszyscy uwielbiali to, na czego punkcie kobieta od dawna miała obsesję. Udało jej się nią „zarazić” dziecko i chłopaka, który w końcu stał się mężem. Pamiętała, że modliła się o to każdego wieczora, gdy te wszystkie postacie nią zawładnęły. Chciała stworzyć rodzinę, w której wszyscy mieliby zainteresowania podobne do niej, lub takie same.
Udało jej się. Spełniła swoje marzenie. Tak jak jej mąż, który odszedł z tego świata już dawno temu, ale w jej sercu na zawsze pozostał najdzielniejszym superbohaterem, jakiego kiedykolwiek znała.