Deszcz

Dziewczyna szła chodnikiem i patrzyła pod nogi. Wszędzie wokół szalała ulewa, ale ona zdawała się nie zwracać na nią uwagi. Ręce miała wsadzone w kieszenie czarnego płaszcza, a na głowie kaptur bluzy w tym samym kolorze, spod którego łagodnie opadały jej na klatkę piersiową ciemne blond włosy.
Mimo iż w uszach rozbrzmiewała głośna muzyka, wyraźnie słyszała brzęk swojego łańcucha przyczepionego do spodni oraz ciężkie kroki, które stawiała na chodniku. Wszystko wokół wydawało się być szare i nijakie, ale jej taka pogoda odpowiadała najbardziej ze wszystkich. Uwielbiała wtapiać się w tłum swoim ciemnym strojem - czasami tylko przeszkadzał jej jasny odcień słuchawek dousznych oraz włosy, które również nie umiały zniknąć na tle czarnego odzienia, ale zazwyczaj po prostu to ignorowała.
Co chwilę ukradkiem zerkała na przechodniów. Ujrzała parę stojącą pod dachem jednej z mniejszych kawiarni, obejmującą się i patrzącą z przerażeniem na spadające z nieba krople deszczu. Po drugiej stronie ulicy jej wzrok przykuł mały chłopiec, który wesoło skakał po kałużach w niebieskich kaloszach. Miał na sobie granatowy przeciwdeszczowy płaszcz z kapturem oraz zielony plecak. Dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że dziecko jest jedną z bardziej kolorowych i odznaczających się osób w promieniu kilkuset metrów i lekko uśmiechnęła się pod nosem. Szybko jednak spoważniała – nie przepadała za okazywaniem jakichkolwiek uczuć ani wyrażania siebie tak, by inni mogli cokolwiek zauważyć.
Już miała odwrócić wzrok od chłopca, lecz wtem przejeżdżające auto ochlapało połowę jego ciała, a także kobietę, która zdążyła do niego podbiec – zapewne matkę. Szybko odwróciła wzrok – nie miała ochoty na oglądanie kolejnego teatrzyku, podczas którego ludzie obrażali się na cały świat i przeklinali niebiosa. Reagowała na takie sytuacje przewracaniem oczami, ciągle idąc przed siebie.
W końcu dotarła do miejsca docelowego, które obrała na początku swojego spaceru. Kroczyła teraz dróżką wyłożoną małymi kamieniami, mijając ławki i drzewa. Park opustoszał, wszyscy ludzie poszli szukać schronienia. Ona jednak zdecydowanie wolała otwarte przestrzenie, więc została na dworze. Wybrała jedną, losową ławkę i usiadła na niej. Założyła nogę na nogę i zamknęła oczy, wsłuchując się w muzykę rozbrzmiewającą w słuchawkach. Czuła na całym ciele impet uderzeń kropli deszczu, dzięki którym potrafiła całkowicie się odprężyć. Na chwilę uśmiechnęła się pod nosem, lecz szybko spoważniała.
Wtem coś ją tknęło. Wyczuła obecność innej osoby, kogoś niedaleko niej i otworzyła oczy. Dyskretnie spojrzała w prawo i ujrzała czarną postać siedzącą na drugim końcu ławki. Poza włosami i płcią niczym się od siebie nie różnili. Dziewczyna znała go aż za dobrze. Jego kasztanowe loki, wystające spod kaptura bluzy, przyprawiały ją o ciarki. Od chwili, gdy uświadomiła sobie, kim jest, nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Nie chciała.
Gdy jednak chłopak obrócił się w lewo i ich spojrzenia skrzyżowały się na kilka chwil, dziewczyna poczuła falę zimna, która zaczęła rozlewać się po jej ciele. Deszcz nie sprawił, że dostała dreszczy, nie. To właśnie on był powodem. Nie chciała jednak odwracać wzroku, nie mogła. Miała wrażenie, że trzyma ją jakaś siła, której nie potrafiła się sprzeciwić. Już prawie udało jej się utonąć w jego dziko zielonych tęczówkach, lecz wtem chłopak wyraźnie zacisnął szczękę, jak gdyby zirytowany, po czym gwałtownie wstał z ławki.
Zaczął iść w stronę, z której przyszła dziewczyna, lecz ona nadal siedziała i czekała. Patrzyła przed siebie przez kilka dłuższych chwil, podczas których podziwiała spadające z nieba krople i ich bezgłośne pluski, gdy dotykały powierzchni kałuż.
W końcu podniosła się z ławki i poszła w tę samą stronę, co on. Po kilku sekundach przyspieszyła, uparcie trzymając się myśli, że uda jej się go wypatrzeć pośród ludzi. Gdy doszła z powrotem do centrum miasta, rozejrzała się nerwowo wokół, lecz nigdzie nie udało jej się dostrzec postaci, której niemalże była sobowtórem. Westchnęła cicho i poszła przed siebie, patrząc tylko i wyłącznie pod nogi.