Zamek

Dziewczyna otworzyła oczy i ujrzała perłowo białe niebo. Podniosła się do siadu, a po chwili wstała. Zrobiła krok do przodu i spostrzegła, że pojawił się przed nią kawałek kamiennej ścieżki. Była wystarczająco szeroka, by dziewczyna mogła się na niej zmieścić. Postawiła drugą stopę trochę dalej i ukazał jej się kolejny skrawek drogi. Podążyła więc nią powoli.
Z każdym kolejnym krokiem pojawiały się następne elementy otoczenia. Dziewczyna szła i rozglądała się dookoła, nie mogąc się nadziwić temu, co widzą jej oczy. Wszystko wydawało się czymś zwyczajnym, ale ona miała wrażenie, że widzi to po raz pierwszy w życiu. Jak gdyby znalazła się w jakiejś wymyślonej krainie, ale jednocześnie realnej.
Ścieżka prowadziła do wielkiego zamku, przy którym znajdował się piękny ogród z kolorowymi drzewami i krzakami. W oddali widziała zarysy wzgórz i starych domów.
Spojrzała w dół i poczuła lekki ucisk - buty powoli zaczęły formować się na jej stopach. Zwykłe, czarne trzewiczki zdawały się pasować perfekcyjnie do sukienki o stonowanych barwach, którą miała na sobie. Świetnie odznaczała się na tle jej bladej jak kreda skórze. Wiatr lekko szarpał jej ciemne blond włosy, które zdawały się latać bez opamiętania. Kroczyła ciągle przed siebie, kierując się do tajemniczego zamku.
W końcu doszła do ogromnego gmachu i spojrzała w górę. Prezentował się nadzwyczaj okazale, jakby wyjęty wprost z jakiejś baśni. Jego ściany pokryte były bluszczem, który zaczął pełznąć w górę, gdy tylko dziewczyna zaszczyciła go wzrokiem. Patrzyła, jak piął się po szerokiej budowli, aż w końcu zniknął wewnątrz zamku.
Dziewczyna zrobiła krok w przód i stanęła na twardej powierzchni. Gdy tylko jej stopa dotknęła podłoża, wszędzie zapanowała całkowita ciemność. Rozejrzała się wokół wystraszona, ale nie miała na czym zawiesić oczu, więc zaczęła błądzić wzrokiem bez celu. Po chwili jednak zapłonęły świeczki i ukazały szerokie schody prowadzące na górę.
Jej uwagę przykuły ozdoby znajdujące się w przedsionku – obrazy na ścianach i rzeźby przedstawiające istoty zza światów. Chciała przyjrzeć im się dokładniej, lecz coś pchało ją naprzód. Zrobiła kilka kroków przed siebie i usłyszała, jak wrota zamykają się z głośnym hukiem. Echo poniosło się po całym zamku, takiego przynajmniej doznała wrażenia.
Doszła do początku schodów i zauważyła, że na ich końcu znajduje się lustro. Ujrzała w nich odbicie czegoś, co wisiało naprzeciw tafli szkła, nad wejściem. Weszła po stopniach na samą górę i przyjrzała się kształtowi, który próbowała rozpoznać z dołu. Zaczął formować się w ciało jakiejś postaci, którą dobrze znała. Nie zdążyła jednak dokładniej określić, czym to było, ponieważ rozpłynęło się zarówno odbicie, jak i sam kształt znajdujący się na ścianie.
Po chwili usłyszała trzask i spojrzała w górę. Ujrzała nad sobą dwie poprzecznie ze sobą złączone belki, z których końców zwisały linki. Poczuła, że coś wbija jej się w nadgarstki i kostki u stóp, a po chwili poszybowała w górę.
Spojrzała przed siebie i ujrzała odbicie swojej postaci w lustrze. Była marionetką. Na ziemi, przy tafli szkła, stała jakaś dziewczyna. Ubrana była w ciemną sukienkę i trzewiczki, wszystko świetnie kontrastowało z jej białą jak kreda skórą. Odwróciła się, a ciemno blond włosy zatańczyły wokół niej, gdy wytrzeszczyła oczy i krzyknęła.

Opowiadanie inspirowane piosenką The Cure - Charlotte Sometimes