Niesprawiedliwość


             Każdy z nas w trakcie życia jest zaskakiwany nie raz i nie dwa. Czy to przez ludzi, rzeczy, sytuacje, słowa, spojrzenia, gesty, wyobrażenia… i wymieniać można bez końca. Nie ma osoby, która nie doznałaby pewnego rodzaju niespodzianki podczas przygody, jaką jest nasza egzystencja, którą wielu nazywa życiem. Tych szczęśliwców, którzy mają więcej pozytywów, widujemy czasem na ulicy i po prostu wiemy, że dobrze im się układa. To czuć na kilometr, czasem wręcz śmierdzi – szczególnie dla tych, którzy nie dostrzegają zbyt wielu dobrych aspektów i raczej egzystują, aniżeli żyją.
            Kiedy człowiek zamiast nienawiści czy obojętności jest w stanie zdobyć się na uśmiech, objęcie i parę dobrych słów w naszą stronę, zastanawiamy się, czy aby na pewno jesteśmy odpowiednimi adresatami. Przerabialiśmy w głowie milion scenariuszy i żaden tak nie wyglądał – co więc właściwie miało miejsce zaledwie parę sekund temu? Nie wiemy i być może nigdy się nie dowiemy, ale pewni możemy być jednego – krótka chwila jest w stanie zmienić nasze zdanie na czyjś temat lub ogólną percepcję, co samo w sobie jest dosyć niezwykłym procesem. Dlatego tak ważne jest wspieranie ludzi, którzy wyraźnie tego potrzebują albo tych, do których wnętrza trzeba się jakoś dostać, by dostrzec brakujące elementy.
            Jak wielu dobrych i troskliwych ludzi w trakcie swojego życia usłyszy rzadko kiedy lub wcale, że są wspierającymi i podtrzymującymi na duchu istotami, których potrzebują inni ludzie? Jak często usłyszą podziękowania za obecność, wysłuchanie, szczerą rozmowę albo ciepłe spojrzenie? Niekiedy wcale, ponieważ z jakichś powodów ludzie omijają ich szerokim łukiem. Unikają aniołów stróżów, którzy mogą być zbyt nieśmiali, by otwarcie okazać wsparcie, ale po ofiarowaniu kawałka duszy są w stanie owinąć go w najgładszą tkaninę i przyłożyć do serca, byle tylko zachował ciepło, które miał w sobie dotychczas.
            Najgorzej jest się podnieść po sytuacjach, w których zawodzą ludzie będący najbliżej nas, albo przynajmniej za takowych postrzegani. Polegaliśmy na nich zawsze i wszędzie, aż w końcu dowiadujemy się, że to nie ma sensu, może nigdy nie miało, i zaczynamy wątpić, czy jeszcze kiedykolwiek go odzyska. Czy będziemy w stanie wyciągnąć rękę do tych osób albo odezwać się, ciszej lub głośniej? Czy dostrzeżemy w tym w ogóle jakikolwiek cel? Rzadko kiedy udaje nam się ponownie stanąć na nogi dostatecznie pewnie, by być w stanie odzyskać nić porozumienia tak dobrą, jaką pletliśmy przez pewien okres czasu.
            Jesteśmy w stanie pojąć wartość życia inaczej, dopiero gdy dźwigamy na sobie jego ciężar – swojego lub czyjegoś. Gdy inni ludzie polegają na nas bardziej niż na sobie, czujemy ich oddech na swoim karku, spojrzenie na swoich dłoniach i ustach oraz bijące serce, które niekiedy mogłoby stanąć, gdyby nie nasza interwencja lub jakakolwiek minimalna reakcja. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele żyć uratowaliśmy oraz czemu zapobiegły nasze słowa, gesty lub spojrzenia. Wystarczy niewiele, by zrobić bardzo wiele. Nie jest trudnym uczynić jedną dobrą rzecz zamiast dwóch złych, i znaleźć w sobie chęci oraz siłę do działania. Jeśli nie dla siebie, to przede wszystkim dla innych. To czasem też pomaga odnaleźć sens życia osobom, które w jakiś sposób go zatraciły albo zmierzają ku temu.
            Obserwując życie wokół jesteśmy w stanie uświadomić sobie, jak szybko mija nasze własne. Śledząc bacznie ruchy małych istotek uczących się podstawowych zachowań czy umiejętności, jak chociażby jazda na rowerze, przypomina nam o naszych własnych dziecięcych momentach, ale także o potknięciach, wszelkich próbach i błędach. Widząc wpadające w objęcia opiekunów kruche ludki, uśmiech sam ciśnie nam się na twarz, a niekiedy do oczu nawet łzy, które często wydostają się na zewnątrz i spływają po policzkach, dochodząc do charakterystycznie ułożonych ust i obojętnie je mijając.
            Nam również zdarza się obojętnie mijać w życiu chwile, które znikają bezpowrotnie i ich znaczenie dochodzi do nas po fakcie, gdy jest już za późno na jakiekolwiek działanie lub reakcję. Bywa, że docierają do nas w dalszych latach i nadal są w stanie przywołać konkretne wspomnienia – sceny, słowa, ton głosu, spojrzenia, a nawet ubiór osoby lub, dla innych, mało istotne elementy, które nam wyjątkowo mocno wrzynają się w umysł lub serce. Wszystko ma znaczenie, zawsze. Grunt, by go nie zatracić i być w stanie dostrzec nawet w najgorszych momentach. To one budują nas częściej niż rzeczywistość, której tak złudnie ufamy.


Nigdy nie jest za późno, by działać. Możesz zacząć już dziś.

(Nie)pewność


Była już w stanie słuchać starych piosenek. Rozumiała, co ze sobą niosły, ale też zdawała sobie sprawę z tego, że nigdy nie będą mieć dla niej tego samego znaczenia co kiedyś. Z jednej strony ją to cieszyło, ale z drugiej czuła pewnego rodzaju zawód. Czyżby to oznaczało, że straciła konkretne emocje, wyparła się ich, zapomniała? Czy tego naprawdę chciała? Czy gdy mówiła sobie, że nigdy się ich nie pozbędzie, wiedziała o swoim przyszłym kłamstwie? Nie do końca. Tak naprawdę nie wiedziała o niczym co miało się wydarzyć ani w jakim kierunku miało się potoczyć jej życie. Mimo tego nie bała się stawiać kolejnych kroków i żyła dalej, jak gdyby nigdy nic, choć w jej wnętrzu działo się coś całkiem innego niż „nic”.
Zdarzały się dni, gdy wspominała pewne sceny, słowa, spojrzenia i próbowała odtworzyć samopoczucie z danej chwili, wdając się w dialog z osobą, która już dla niej nie istniała. Może i byłaby w stanie, ale ta przekreśliła ją dawno temu – dlaczego więc ona miałaby się jakkolwiek przejmować faktem, że jest dla niej pustym bytem? Nie chciała marnować czasu na coś, co zostawiła za sobą i nigdy więcej nie powinna była do tego wracać. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Nie czuła niczego w rodzaju nadziei czy chęci, raczej czystą ciekawość, która rzeczywiście byłaby tylko i wyłącznie pierwszym stopniem do piekła.
Jej życie uległo zmianom w wielu aspektach, choć w większej ich ilości nie czuła najmniejszych, a przynajmniej  nie była w stanie sobie przypomnieć, by takowe nastąpiły. Czuła się dobrze o wiele częściej i dłużej niż kiedyś, dostrzegała więcej rzeczy, doceniała także. Może i była tą samą osobą, ale nie dla każdego. Dla paru osób zmieniła się diametralnie, w przeciągu ostatnich miesięcy. Bała się to przyznać, ale nie widziała po sobie niczego, co mogłoby na to wskazywać. Jeszcze bardziej przerażało ją to, że dostrzegli to ludzie, którzy nigdy w życiu nie powinni jej tego powiedzieć lub jakkolwiek przekazać. Powiedziała sobie, że nigdy ich nie zawiedzie, i zawiodła.
Szukała spokoju ducha przez dłuższy czas, ale ostatecznie udało jej się go odzyskać poprzez konwersację i rozwiązanie danych spraw wypowiadanymi oraz pisanymi na klawiaturze słowami. Słowa są kluczem, rozmowa jest wrotami. Jedno otwiera drugie, a to wskazuje drogę do kolejnych drzwi, które prowadzą tylko i wyłącznie do jasno określonego końca. Gdy do niego dotarła, zaczęła rozglądać się na boki i szukać kolejnego celu, ale nie dostrzegła nic w zasięgu wzroku. Zeszła z podestu i nie poczuła pod stopami żadnego podłoża – wręcz odwrotnie, zapadła się pod ziemię.
Po sekundzie jej ubranie i włosy zaczęły nasiąkać wodą, a ona zamknęła oczy i dała się ponieść prądowi wody, jak nigdy. Nie miała ochoty walczyć, ale także nie była na tyle silna, by się mu przeciwstawić. Poczuła, że coś zaciska się wokół jej szyi i ciągnie ją za włosy, ale nie protestowała, nie szarpała się. Głupio było jej przyznać przed samą sobą, ale cieszyła się, bo od dawna czuła potrzebę pewnego zadośćuczynienia. Nawiedzały ją wyrzuty sumienia przeróżnej natury i nie wiedziała, jak z nimi walczyć, ale wiedziała, że musi się im poddać, by były w stanie wytłumaczyć jej, na czym stoi, czemu i jak długo będzie to trwało.
Znajdując się pod wodą, była w stanie dostrzec co pływa po powierzchni. Ujrzała twarze osób, które stanowiły w jej życiu najważniejsze jednostki. Te zaczęły się grupować, jak gdyby same ustalając kolejność i określając się według priorytetów ofiary. W jej głowie znajdowała się pustka, coś jak czarna dziura, która wessała wszelkie uczucia i myśli, a teraz pozwoliła sobie rozgościć się wewnątrz. Dziewczyna nie protestowała, wolała już więcej nie ufać sobie w kwestii uczuć czy myśli. Wiedziała, że pewnego dnia ktoś lub coś będzie musiało zdecydować za nią, i to była ta chwila.
Jej narządy ogłupiały, jej ciało się poddało, ona zgubiła sens. Nie chciała umierać, nie, nigdy. Chciała wiecznie istnieć, by być w stanie zapewnić komfort tym, których trzymała na dnie swojego serca i umysłu - przynajmniej tych zdrowych, które kiedyś posiadała. Dla nich chciała żyć przede wszystkim, bo nie postrzegała siebie samej jako ważnej jednostki. Wszyscy zawsze stali nad nią, i dla nich była w stanie robić ze sobą niestworzone rzeczy. Nie widziała w tym nic złego, dopóki…



Praca inspirowana piosenką  Slowdive - No Longer Making Time