Bez szansy


Czuła szybkie bicie swojego serca. Starała się skupić jedynie na tym, ale nie umiała. Nie chciała otwierać oczu, nie mogła. Nie teraz, nie po tym, co się stało. Nie miała siły. Chciała wytrzymać chwilę dłużej, ale ostatecznie i tak przeczuwała, że nie da rady.
Gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca i poczuła, że się dusi. Zakaszlała szybko, automatycznie otwierając oczy, w których kącikach zebrały się łzy. Podniosła się do siadu i omiotła wzrokiem otoczenie. Stwierdziła, że nie zmieniło się ani trochę od chwili, w której zamknęła oczy i odcięła się od świata. Drzewa nadal stały na swoich miejscach, oddalone od niewielkiego skrawka ziemi porośniętego trawą, na którym siedziała. Wiatr nieustannie szumiał w ich koronach, a rozgwieżdżone niebo zdawało się przybliżać do niej z każdą chwilą. Jak gdyby wszystko zastygło w bezruchu – tak jak jej towarzysz.
Spojrzała na miejsce obok siebie i ujrzała leżącego na plecach chłopaka. Miał ciemne włosy i stonowany ubiór, jak zawsze. Nigdy nie gustował w jaskrawych barwach. Kiedyś wyjaśnił jej, że pragnie, aby jego życie również nie rzucało się nikomu w oczy. Nie raz rozmawiali o tym, że oboje chcieliby wtopić się w tłum i zniknąć, ale nie potrafili zostawić wszystkich, którzy wiedzieli o ich istnieniu. Jemu jednak ostatecznie się udało.
Przyjrzała się pistoletowi, który trzymał w dłoniach i zamkniętym powiekom, pod którymi skrywały się czekoladowe oczy. Uwielbiała wpatrywać się w nie godzinami, podczas gdy on przewiercał jej ciało spojrzeniem, całkowicie pozwalając jej zatonąć w swoim. Teraz jednak nie miała już nigdy zaszczycić go choćby jednym przelotnym, wiedziała to. Czuła to całą sobą, ale nie umiała się z tym pogodzić.
Na dłoniach nadal widniała zaschnięta krew, która zostawiła również wyraźne ślady w jej pamięci. Jeszcze dosłownie chwilę temu głaskała go po głowie, czując ciepłą ciecz spływającą po jej drobnych palcach, a następnie łaskoczącą wnętrze dłoni. Trzymała jego głowę na kolanach i patrzyła, jak brunatny płyn barwi jego skroń. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie była wtedy w nastroju do radości. Teraz również, ale czuła się o wiele lepiej po tym, jak na chwilę odcięła się od wszystkiego wokół.
Uświadomiła sobie, że po jej policzkach ciekną łzy i szybko otarła je jednym sprawnym ruchem dłoni. Wiedziała, że zostawiła na twarzy czerwone ślady, ale nie dbała o to. Obiecała mu, że się nie złamie, nie będzie słaba. Przyrzekła, że cokolwiek by się nie stało, ona to wytrzyma i pomoże. Nie wiedziała tylko, komu teraz miałaby. Sobie?
Pociągnęła nosem i zamrugała szybko, wciąż wpatrując się w las znajdujący się przed nią. Spojrzała po sobie i otrzepała ubrania, po czym wstała i poczuła ból w kościach. Lekko ugięły się pod nią kolana, ale pochyliła się do przodu i odetchnęła głęboko, po czym na powrót podniosła się i opuściła ręce wzdłuż ciała. Nie miała ochoty zostawiać swojego chłopaka, ale w głowie wciąż kołatały jej słowa, które wypowiedział zaledwie kilkanaście minut temu. „Nie idź moją drogą ani nie zostawaj tutaj, o nic więcej cię nie proszę”.
Klęknęła przy nim i złożyła delikatny pocałunek na jego lodowatych ustach. Potem jeszcze po jednym na każdej powiece, a gdy znów poczuła łzy napływające jej do oczu, gwałtownie się podniosła i otarła je rękawem czarnej bluzy.
- Dziękuję – wyszeptała, rzuciła chłopakowi ostatnie spojrzenie i poszła przed siebie. Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać między gęsto rosnącymi drzewami, ale cieszył ją ten fakt. Przynajmniej miała szansę się przekonać. On już niestety nie.