Zieleń


W głębi lasu na małym wzniesieniu stał stary dom. Choć postawiony został parędziesiąt lat temu, nadal był zachowany w dobrym stanie. Hebanowe drewno, które było jego głównym elementem budulcowym, gdzieniegdzie popękało, ale cały budynek był bardzo stabilny. Wejście stanowiły niewielkie, skrzypiące drzwi, za którymi krył się rozciągnięty hol. Na poszczególne piętra prowadziły kręte schody, postawione w centrum budynku, które rozgałęziały się w konkretnych kierunkach. Na parterze znajdował się salon, wyposażony w obitą ciemną skórą kanapę i parę foteli do kompletu oraz mały, od dawna niedziałający telewizor, nadal stojący na niskiej szafce. Ściany zdobiły obrazy przedstawiające martwą naturę oraz trofea myśliwskie. Na pierwszym piętrze znajdowała się stara biblioteczka z milionami książek ustawionymi na wysokich, szerokich regałach oraz gablotka z podręcznymi przyborami, a także ciemne biurko, na którym nadal leżały stare papiery, kałamarz i nadgryzione przez ząb czasu szare pióro do pisania.
Zaś na drugim piętrze mieściła się sypialnia. Niewielka, niezbyt dobrze wyposażona. Zaledwie w jedno łoże małżeńskie, stolik nocny, stojącą lampę i komodę. W niej zawsze nocowali goście, lecz pewnego wieczora posłużyła za jedno z najbardziej magicznych miejsc, w jakim dane było znaleźć się dwóm młodym osobom, które przypadkiem natrafiły na dom pośrodku lasu, będąc na spacerze.
Do niewielkiego pomieszczenia wlewały się delikatne promienie słoneczne przez jedyne okno, jakie się w nim znajdowało. Nie było tu innego źródła światła, ale nikt nie odczuwał potrzeby, by do środka wpadały jego większe ilości. Dla młodej dwójki właściwie mogło go wcale nie być, ponieważ i tak się na nim nie skupiali. Zbyt byli pochłonięci sobą i skupieni na drgającym powietrzu, unoszącym się między nimi.
Dziewczyna miała na sobie cienką, ciemnozieloną sukienkę z rękawami za łokcie oraz małym, białym kołnierzykiem, oplatającym jej zgrabną szyję. Na stopach widniały czarne baletki - dodawały uroku i magicznej subtelności, na które dziewczyna nigdy wcześniej nie umiała się zdobyć. Tym razem jednak miała dziwne przeczucie, że nastąpi zderzenie dwóch różnych światów, i o wiele się nie pomyliła.
Chłopak miał na sobie czarny smoking i aksamitne buty w tym samym kolorze. Cały strój perfekcyjnie na nim leżał, podkreślając chudą sylwetkę oraz dodając szyku. Wystające spod marynarki rękawy oraz wykładany kołnierzyk odznaczały się śnieżną bielą na tle ciemnego ubrania, co świetnie ze sobą kontrastowało. Chłopak nie chciał za bardzo skupiać się na swoim wyglądzie, ale jednak zależało mu na tym, by odpowiednio prezentować się podczas spotkania.
Stojąc przed sobą, zaglądali głęboko w swoje oczy, chcąc doszukać się potwierdzenia czy zachęty do wykonania jakichkolwiek ruchów. Gdy kierowali spojrzenia na swoje usta, dostrzegali tam pustkę i chłód, jak gdyby na kształt obojętności i bierności, która kryła się w ich sercach. Pragnęli zaznać kontaktu fizycznego, ale żadne z nich nie umiało się na to zdobyć w zaistniałej sytuacji.
W tle dało się słyszeć płynącą leniwie z adaptera klimatyczną muzykę. Płyta winylowa sennymi ruchami obracała się wokół własnej osi, przytrzymywana delikatnie przez igłę, momentami zdając się niebezpiecznie przyspieszać tylko po to, by za sekundę z powrotem zwolnić. Jej zielony środek tworzył coś na kształt wiru, który pochłaniał wszelkie żywsze barwy otoczenia, pozostawiając przy życiu jedynie te stonowane. Muzyka płynąca z gramofonu emanowała spokojem i dziwną sennością, lecz jednocześnie wyzwalała w młodych ludziach prawdziwe i mocne emocje, które nie pozwoliły im zostać obojętnym na to, co miało się zdarzyć. Ostatecznie oboje poczuli coś, co pchnęło ich do działania.
Gdy melodia płynąca z adapteru uległa zmianie, chłopak powoli wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Ta spojrzała na niego zdziwiona, lecz po chwili jej serce zabiło w rytmie, który zawsze informował ją o bezpiecznej sytuacji, więc wykonała identyczny ruch. Złączyli dłonie w uścisku i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Gdy skierowali wzrok na usta, tym razem na ich twarzach zamajaczyły delikatne, skierowane ku górze łuki. Były odzwierciedleniem ich dusz, które w międzyczasie zdążyły się już przygotować na to, czego oboje od dawna wyczekiwali. Zaczęli penetrować powierzchnie swoich dłoni delikatnymi ruchami palców, których opuszki zdawały się tańczyć po skórze, jak gdyby wiedzione przez grającą melodię. Po paru chwilach ich ciała niebezpiecznie się do siebie zbliżyły, subtelnie pchnięte przez niewidzialną siłę. Z początku nie wiedzieli, co zrobić, ale szybko uświadomili sobie, w jakiej znajdują się pozycji. Chłopak położył więc dłoń na talii dziewczyny i delikatnie przyciągnął do siebie jej drobne ciało, podczas gdy ona ułożyła swoją dłoń na jego ramieniu, drugą nadal go trzymając.
Zaczęli leniwie dryfować po pokoju, przemieszczając się zgodnie z rytmem spokojnie płynącej z gramofonu muzyki. Ich ruchy były subtelne i przemyślane, nie działali gwałtownie, nie skupiali się na mocnych uczuciach. Chcieli wzajemnie wydobyć z siebie te najpiękniejsze, skrywane najgłębiej, na dnach dusz. Cały czas patrzyli sobie w oczy, nie chcąc przerwać mentalnego połączenia, podczas którego zdawali się jakby wymieniać myślami. Trwali w ciszy, nie odezwali się do siebie ani słowem. Żadne z nich jednak nie czuło takiej potrzeby, więc podobny stan rzeczy ich nie krępował, wręcz przeciwnie - zachęcał do dalszego kontaktu.
W jednym momencie cały pokój utonął w ciemnozielonej barwie. Dziewczyna zaczęła powoli wtapiać się w tło, które pochłaniało ją częściami, więc chłopak mocniej chwycił jej ciało czując, jak wymyka się z jego uścisku, ciągnięte przez niewidzialną siłę. Chciał ją zatrzymać przy sobie - bał się, że zniknie całkowicie. Jej postać powoli zaczęła blednąć, a oczy stały się niemalże puste, wyprane z emocji. Przedstawiały się jeszcze mroczniej niż przed ich wspólnym aktem – gdy oboje wpatrywali się w siebie obojętnie, jednak z jakimś wyraźnym oczekiwaniem. Chłopak nie chciał tracić czasu, więc w jednej sekundzie zamknął drobne ciało dziewczyny w mocnym uścisku, nie zważając na to, jak zareaguje na jego ruch. Bał się, że nie odpowie w sposób, jakiego od niej oczekiwał oraz że się spóźnił. Przede wszystkim tego.
Jednak po chwili poczuł jej gładkie dłonie na swoich plecach, skąd po ciele rozeszła mu się ogromna fala ciepła. Na twarz wyszedł błogi uśmiech, który nie znikł stamtąd do czasu, aż poczuł drżenie ciała dziewczyny pod swoim dłońmi. Delikatnie ją od siebie odsunął i ujrzał mokre smugi na jej policzkach. Miała zamknięte powieki, lecz usta wygięte w mały łuk, skierowany ku górze. Po sekundzie powoli otworzyła oczy i wbiła w chłopaka przenikliwe spojrzenie, którym wywołała ciarki na jego ciele. Nadal trzymał ją za ramiona, jak gdyby bojąc się, że w każdej chwili może ponownie zacząć rozmywać się w powietrzu. Ona jednak wciąż stała w miejscu, przeszywając mocnym spojrzeniem jego oczekujące w spokoju ciało, gotowe chronić ją w razie niebezpieczeństwa.
W jednej chwili melodia niebezpiecznie przyspieszyła, a razem z nią ich oddechy. Oboje znów poczuli coś na kształt powinności zatracenia się w tańcu, lecz żadne z nich nie wykonało najmniejszego ruchu. Spletli palce swoich dłoni, które zachłannie pragnęły kontaktu, po czym zgodnie zamknęli oczy i zaczęli przedzierać się w głąb własnych umysłów. Chłopak początkowo nie mógł przedostać się do wnętrza dziewczyny, lecz szybko uświadomił sobie, że to ona zablokowała mu przejście. Po chwili jednak uspokoiła swoje myśli i wtedy mógł już przekroczyć ogromne, szklane drzwi - zmaterializowały się przed jego mentalną wersją, w którą się zmienił.
Pochłonęła go wszechogarniająca biel. Zaczął kroczyć przed siebie, chcąc odkryć niezbadany teren. Wtem ktoś chwycił jego dłoń, wsuwając palce w przestrzenie między jego. Obrócił się w stronę źródła dotyku i ujrzał odzianą w zwiewną sukienkę dziewczynę, która ledwo odznaczała się na tle otoczenia. Wyraźnie widać było jedynie jej ciemne, falujące włosy, gdy wybiegła do przodu, automatycznie ciągnąc za sobą chłopaka. Usłyszał jej cichy śmiech, który przyjemnie połaskotał mu podniebienie, po czym chwycił powietrze, uświadamiając sobie, że dziewczyna znów się w nim rozmyła. Został sam pośrodku białej przestrzeni, lecz gdy parę razy zamrugał oczami, chcąc wybudzić się ze świadomego snu, z powrotem znalazł się w pokoju na poddaszu.
Tym razem przez okno wpadała pojedyncza smuga zielonego światła, skierowana wprost w miejsce jego serca. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał małą kieszeń oraz wystającą z niej ciemnozieloną różę.

Opowiadanie inspirowane piosenką The Smiths – There Is A Light That Never Goes Out

Gotowość



Leżała w kompletnych ciemnościach. Przynajmniej tak jej się wydawało. Nie pamiętała już, jak się tu znalazła - przez kogo ani po co również. Jedynym, czego mogła być pewna to to, że nadal żyła. Czuła wybijające konkretny rytm serce, niezmienny od tylu lat. Za każdym razem uspokajał ją w gorszych chwilach, tylko przy nim całkowicie czuła się sobą. Nie wiedziała, jak mogłaby podzielić się skrywanymi w jej wnętrzu uczuciami ze światem czy chociażby ludźmi. Nie umiała się komunikować, ale równocześnie nie chciała, więc nie czuła się z tym źle. Można było spokojnie stwierdzić, że to właśnie dzięki temu było jej prościej - gdy nie musiała wchodzić z niczym ani nikim w jakąkolwiek interakcję. Nie nadawała się do kontaktów międzyludzkich, co uświadomiła sobie już dawno temu. Nie potrzebowała ich jednak do szczęścia ani po to, by czuć się spełnioną. Samotność w pełni jej wystarczała.
Zamrugała oczami i zaczęła zastanawiać się nad tym, czy oślepła, czy po prostu została zamknięta w ciemnicy. Nie zamierzała panikować - chciała w pełni wykorzystać dany jej czas do spędzenia go we własnym towarzystwie. Nienawidziła, gdy ktoś marnował cenne chwile, które poświęcała samej sobie. Nie trawiła intruzów ani wszelkich osób zakłócających jej komunikację z kimś, kogo w pełni rozumiała. Nigdy nikt nie przemówił do niej w równie odpowiedni sposób, co ona. Między innymi dlatego nie zamierzała wchodzić w relacje międzyludzkie - ponieważ nie rozumiała ludzi. W drugą stronę działało to równie sprawnie - nikt tak naprawdę nigdy nie starał się jej zrozumieć. Podczas gdy powinna zachodzić jakaś równowaga, nie było jej wcale, oznak również brak. Jedyną harmonię, jaką osiągała, była ta wewnętrzna - gdy żyła w zgodzie z samą sobą.
Krzyknęła i umilkła. Nie usłyszała echa, więc ponownie wydobyła z siebie wysoki dźwięk. Tym razem również nic nie doszło do jej uszu, lecz zrobiła to jeszcze parę razy. Z każdym kolejnym czuła uciekającą z niej energię, a w jej umyśle panował totalny chaos. Starała się poukładać zbłąkane myśli i wyprane z uczuć wizje. Nie chciała doświadczać kompletnie niczego, tym bardziej rozpamiętywać. Miała ochotę zapomnieć, zerwać wszelkie więzi z przeszłością, która zdawała się dopadać ją na każdym kroku. Nie wiedziała, jak poradzić sobie z wszystkim, co powoli zaczynało ją przygniatać. Krzyknęła więc ponownie i wydobyła z siebie ciężkie emocje, skryte głęboko na dnie jej duszy. Poczuła coś na kształt ulgi, jak gdyby jej serce zostało uwolnione od oplatającego go ciasno ciernia.
Upadła gładko na ziemię, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Jej zwiewna sukienka przygotowała dla niej podłoże, zanim dziewczyna zdążyła go dotknąć. Podczas kontaktu z ziemią, nie odczuła kompletnie niczego. Doznała wrażenia, jak gdyby wpadła w ułożoną z puchu zaspę i niemalże całkowicie w niej utonęła. Poczuła, jak jej oddech przyspiesza i skupiła się na rytmie bicia serca, by jakoś się wyciszyć. Po sekundzie jednak po ciele przemknęły jej ciarki, wywołując impuls, który pobudził ją do działania. Nie mogła biernie obserwować, musiała coś zrobić. Przekręciła się na plecy i szybko uniosła ręce w górę, po czym je opuściła. Ponowiła ruch, a następnie zmieniła pozycję, obracając się na brzuch. Podkurczyła nogi i kucnęła, by wykonać przewrót w przód, po czym stanęła na rękach i znów gładko opadła na ziemię - najpierw dotykając podłoża jedną stopą i badając grunt, a następnie drugą. Poczuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiega pojedyncza ciarka, na co wzdrygnęła się i skuliła ramiona, gdy stanęła już w pozycji wyprostowanej.
Wykonała nogą duży wymach przed siebie, jak gdyby chcąc zadać komuś bolesny cios. Nie było tam jednak nikogo oprócz niej. Drugą nogą zrobiła to samo, ponownie obejmując nią duży zakres obszaru. Po krótkiej chwili wyrzuciła jedną z nich w bok, unosząc się przy tym lekko do góry jak baletnica, po czym klęknęła na ziemi i zaczęła turlać się w bok. Nie wpadła ciałem na nic, co mogłoby ją w jakikolwiek sposób spowolnić lub zatrzymać. Po paru sekundach sama nie była już pewna, czy stanęła, czy nadal się przemieszcza. Jedynym, co wiedziała, było to, że w głowie znów zapanował chaos. Przez moment miała wrażenie, że wszystkie głosy, które słyszała, ucichły. Teraz jednak wróciły, i to ze zdwojoną siłą. Dziewczyna próbowała je wyłączyć, ale bezskutecznie. Dwa jednak wybiły się ponad ogólny szmer, usłyszała je bardzo wyraźnie. Dialog między mężczyzną a kobietą.
- Gotowa?
- Na co?
- Życie.