Oczy

Szłam przez ciemny korytarz - widziałam jedynie zarys swoich stóp i dłoni, gdy podniosłam je na wysokość oczu. Miałam wrażenie, że idę już dobre kilka godzin, czas dłużył się niemiłosiernie. Zamrugałam i nagle przede mną pojawiła się rozległa, pusta powierzchnia. Nadal jednak powoli posuwałam się do przodu.
Wtem oślepiło mnie zimne, białe światło reflektora i szybko zamknęłam oczy. Przetarłam je, a gdy znów zamrugałam, na powrót znalazłam się w ciemnościach. Tym razem jednak, po bokach ujrzałam mnóstwo par oczu, wpatrujących się w moją żałosną osobę. Ich spojrzenia zdawały się palić moje ciało, wwiercać w nie. Poczułam, jak moje wnętrzności zaczynają tańczyć. Po plecach przeszły mnie ciarki. Przyjrzałam się dokładniej parom oczu, starając się nie zwariować. Jedne z nich były żółte, inne niebieskie, kilka zielonych i czerwonych również się tam znalazło.
Nagle z żółtych zaczęły we mnie świecić promienie słoneczne. Poczułam, że piecze mnie cała skóra, więc szybko się odwróciłam. Spojrzałam w czerwone i ujrzałam, jak wokół nich zaczyna płonąć ogień. Rozprzestrzeniał się coraz szybciej, kierując w moją stronę. Po chwili dotarł do celu i poczułam okropny ból. Spojrzałam w dół i zauważyłam zwęglone kończyny. Zamknęłam oczy i ból ustał jak za dotknięciem magicznej różdżki. Zaczęłam głęboko oddychać.
Po dłuższej chwili zerknęłam w stronę zielonych. Miałam wrażenie, że nic się nie stanie, lecz już po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że grube pnącza oplatają się wokół mojego ciała. Zaczęłam przesuwać się w dół, wciągały mnie pod ziemię. Szarpałam się z całych sił, lecz zacieśniały się coraz bardziej. Już prawie mnie udusiły, zrezygnowałam więc z oporu i dałam im się uśpić na zawsze. Zamknęłam oczy i wyciszyłam umysł. Zaczęły puszczać, jakby uznały, że jestem za łatwym przeciwnikiem.
Tym lepiej dla mnie, pomyślałam. Nie chciałam jednak zbyt szybko nabierać pewności, że jestem wolna. Odczekałam chwilę i gdy z powrotem stanęłam na twardym gruncie, otworzyłam je.
Zerknęłam szybko w stronę niebieskich i poczułam krople spadające na moją twarz. Dały przyjemne orzeźwienie. Głęboko wciągnęłam powietrze do płuc i poczułam świeżość, której mi brakowało. Uśmiechnęłam się na myśl, może ona ukoi na chwilę moje chaotyczne myśli.
Nic z tych rzeczy.
Uderzyła we mnie ogromna fala i usunęła grunt spod nóg. Zaczęła mną miotać jak lalką. Poczułam się słaba, jak jeszcze nigdy. Zaczynało brakować mi powietrza, ruszałam bez sensu rękami i nogami, by jakoś wydostać się na powierzchnię. Nie potrafiłam. Odpłynęłam.

Podniosłam się do siadu i zachłannie wciągnęłam powietrze w płuca. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w szaleńczym tempie, serce waliło mi młotem w piersi.
Poczułam pot spływający po plecach. Odkryłam kołdrę, spojrzałam w dół i zauważyłam zaczerwienione miejsce na udzie. No tak, przecież wczoraj spaliłam się na słońcu. Odwróciłam się w stronę kaloryfera i zdałam sobie sprawę z tego, iż jest odkręcony na maksimum.
Coś zaczęło uwierać mnie w szyję – słuchawki. Nie zdjęłam ich przed snem, zasnęłam w objęciach moich ulubionych kawałków. Wciągnęłam spokojnie powietrze i poczułam świeży zapach deszczu, który wpadał do mojego pokoju przez otwarte okno.
Opadłam na plecy i westchnęłam ciężko.