Zgoda

Od momentu, gdy przypadkiem ujrzała go na półce sklepowej, nie była w stanie o nim zapomnieć. Nie była pewna, co dokładnie ją w nim zainteresowało, ale ciężko jej było oderwać wzrok. Choć był jej rozmiarów, i tak miała wrażenie, że góruje nad nią, patrząc prosto w jej oczy swoimi czekoladowymi, które zdawały się ją wręcz hipnotyzować. Nie miała pojęcia z czego były wykonane, ale wydawały się bardzo żywe, a jego biszkoptowe futerko przyjemne w dotyku jak nic innego, z czym miała do czynienia we wcześniejszych latach dzieciństwa. Z jednej strony chciała poprosić rodziców, by jej go kupili, ale z drugiej nie była pewna, czy okaże mu wystarczającą ilość uczuć, by nie poczuł się jak kolejny kaprys małej, wybrednej dziewczynki. Tyle że ona nie była wybredna. Była wystraszona. W jego oczach jednak ujrzała coś, co pozwoliło jej przełamać pewne bariery. Tamtego dnia dużo o nim rozmyślała, leżąc w łóżku przed snem. Wyobrażała go sobie siedzącego w kącie pokoju, a nawet leżącego na jej łóżku. Bała się, że gdy ponownie odwiedzą sklep, już go nie zastanie. Jakie więc było jej zdziwienie, gdy parę dni potem wciąż czekał na nią na półce. Tym razem nie zamierzała przepuścić tej okazji i wybłagała rodziców, by kupili jej nowego przyjaciela. Opiekunowie przystali na jej prośbę i od tego czasu dziewczynka dzieliła swój pokój z ogromnym, pluszowym misiem.
            Mówiła mu o wszystkim, co działo się w jej życiu. Zachowywała się tak, jak gdyby zabawka naprawdę ją słyszała. Potrafiła godzinami siedzieć wtulona w jego miękkie futerko, w którym niemalże tonęła, albo patrzeć w jego czekoladowe oczy, pochłaniające otoczenie i odbijające jej zafascynowaną twarzyczkę. Dzięki twardszym poduszkom w miejscach dłoni, dziewczynka była w stanie dotykać powierzchni i udawać, że miś ma prawdziwe dłonie. Czasem delikatnie jeździła po nich palcami, przez co po jej własnym ciele przechodziły ciarki i wywoływały uśmiech na twarzy. Zawsze po szkole rzucała plecak na podłogę i siadała obok swojego przyjaciela, by opowiedzieć mu, co miało miejsce danego dnia, a następnie odrobić lekcje z jego pomocą lub poczytać książkę. Wtedy zawsze chciała mieć poczucie, że znajduje się obok, bo przy nim czuła się bezpiecznie i miała wrażenie, że w jakiś sposób otacza opieką ją i pokój. Nie lubiła opuszczać tego pomieszczenia i zostawiać go samego, pragnęła zawsze mieć go przy sobie. Czasem w szkole brakowało jej miękkiego futerka i czekoladowych oczu, dzięki którym mogła zapomnieć o wszelkich trudnościach, jakie stawały jej na drodze.
Nadszedł jednak dzień, w którym dziewczynka poczuła, że nie potrzebuje już więcej jego obecności w swoim życiu. W jednym momencie miś wydał jej się czymś obcym, z czym nie chciała mieć do czynienia. Poprosiła więc rodziców, by coś z nim zrobili, ale tak, by nie miała o tym pojęcia. Gdy pewnego dnia wróciła ze szkoły, nie zastała go w kącie pokoju i poczuła ulgę, jak gdyby z serca spadł jej ciężki kamień. Nie odnosiła już wrażenia bycia obserwowanej ani nie czuła presji dzielenia się z nim każdym najmniejszym problemem. Najzwyczajniej w świecie opuściła ją potrzeba posiadania bliskiego przyjaciela i powiernika wszelkich sekretów. Cieszyła się, że będzie mogła wrócić do swojego wcześniejszego życia i korzystać z niego w całkiem inny sposób, poznać nowe możliwości, których wcześniej nie widziała. Nie przyszło jej to od razu, ale z czasem całkowicie zapomniała o jego istnieniu. Tak, jak gdyby nigdy nie zobaczyła go na tamtej półce i nie zaczęła opuszczać go myślami ani na sekundę. Z powrotem wtopiła się w życie, jakie wiodła przed jego wtargnięciem.
Przez prawie pół roku nie wspominała go w żaden sposób, jak gdyby naprawdę był tylko wytworem jej wyobraźni albo wymyślonym przyjacielem, którego potrzebowała w tamtej chwili. Jednak któregoś dnia, robiąc z rodzicami porządki w piwnicy, zburzyła się góra kartonów, lecąc na ziemię z hukiem i wzbijając w górę tumany kurzu. Gdy powietrze znów się przerzedziło, dziewczynka ujrzała jasny kawałek materiału wystający z jednego z pudeł i podbiegła do niego w mgnieniu oka. Rodzice zawołali ją chwilę potem, ale nie chciała tak po prostu wyjść, zostawiając go w tym miejscu. Znów poczuła, że w jakiś sposób potrzebuje go przy sobie, a także, że chciałaby przytulić się do tego miękkiego futerka i spojrzeć w czekoladowe oczy. Zdenerwowane głosy z oddali przywróciły ją do rzeczywistości i pobiegła do wyjścia, rzucając misiowi jednak ostatnie spojrzenie. Gdy tylko weszli z powrotem do domu, udała się pospiesznie do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi, po czym skuliła się w kłębek na łóżku i zaczęła płakać. W tamtym momencie wróciły do niej po kolei wszystkie chwile, które wspólnie przeżyli. Każdy dobry dzień, w którym wszystko wokół cieszyło ją jeszcze bardziej z powodu jego obecności, każda chwila, w której czuła, że może na nim polegać jak na niejednym człowieku, którego miała obok siebie, każdy uśmiech na jej twarzy, który wywoływał. Pobiegła do rodziców i poprosiła ich o wyciągnięcie go z powrotem oraz umycie, by znów mogła spędzać z nim czas. Oni jednak byli zbyt pochłonięci pracą, by poświęcić jej odpowiednią ilość uwagi, a wiedziała, że ma zakaz samodzielnego wchodzenia do piwnicy. Od tamtego dnia zaczęły ją gryźć mocne wyrzuty sumienia, których nie czuła od bardzo dawna. Pojawiły się w momencie, gdy ujrzała pusty kąt w pokoju, ale wtedy zostały szybko zastąpione przez ulgę i równowagę – teraz jednak uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Kolejne dni były dla niej ciężkie i niezrozumiałe. Udawała, że wszystko jest w porządku, a gdy zostawała sama w pokoju i skupiała wzrok na pustym kącie, wybuchała płaczem i nie umiała przestać. Bywały wieczory, gdy próbowała zasnąć, a do głowy niespodziewanie napływały jej wspomnienia dotyczące rozmów, spacerów, podczas których ciągnęła go za sobą po ziemi udając, że dotrzymuje jej kroku, a nawet wspólnego odrabiania lekcji czy czytania. Brakowało jej go i wiedziała, że nigdy wcześniej nie było jej aż tak smutno jak wtedy.
Pewnego dnia, gdy siedziała w pokoju i pisała w pamiętniku, usłyszała pukanie do drzwi. Odwróciła się na krześle i ujrzała stojących w progu rodziców, którzy trzymali czystego misia w ramionach i patrzyli na nią uśmiechnięci. W jednej sekundzie rzuciła wszystko i podbiegła do nich, przytulając całą trójkę na raz. Z oczu popłynęły jej łzy, które od razu znikły w puszystym futerku misia. Rodzice zostawili ją samą ze starym przyjacielem, a ona od razu postawiła go w kącie, siadając przed nim po turecku i wpatrując się w tak dobrze jej znane, czekoladowe oczy. W jednej chwili stała się tą samą osobą, którą była kiedyś przy nim, a on po prostu dołączył do niej, wpasowując się w układankę niby brakujący element. Znów czuła się szczęśliwa i bezpieczna, znów mogła opowiedzieć mu o wszystkim, co działo się w jej życiu, znów chciała spędzać z nim każdą chwilę, jak za dawnych czasów. Zasypiała z uśmiechem na ustach i mocno bijącym serduszkiem oraz świadomością, że obserwuje ją z kąta pokoju i zostanie z nią na zawsze – na lepsze i gorsze chwile. Postanowiła, że już go nie porzuci, nie tym razem. Nie mogła mu znów tego zrobić, a też nie widziała takiej możliwości. Miała wrażenie, że pomimo iż jest tak samo, jest trochę inaczej. Może trochę lepiej, ale najważniejsze było to, że znów odnalazła spokój i potrafiła cieszyć się małymi rzeczami. Gdy pewnego razu zrobiła z nim piknik w ogrodzie, pod koniec dnia położyła się obok niego i oboje patrzyli w niebo. Dziewczynka była pewna, że robi to razem z nią, choć nie potrafiła tego udowodnić. Bywały dni, w których tak dobrze się z nim bawiła, że aż delikatnie rozpruwała mu futerko, ponieważ za dużo go przytulała, nosiła ze sobą po pokoju lub tarzała po trawie na dworze. Nie chciała jednak wyrzucać pluszu do kosza – wolała chować go w szufladzie. Dziewczynka nie potrafiła określić jego zapachu, ale był bardzo przyjemny i nie opuszczał jej ani na krok.
Sielanka jednak nie mogła trwać w nieskończoność. Któregoś dnia dziewczynka wybrała się z mamą na spacer, zabierając ze sobą misia, którego ciągnęła po chodniku, jako że był zbyt duży, by móc trzymać go w ramionach. W pewnym momencie obie ujrzały zbliżającą się do nich kobietę z dzieckiem na wózku, również dziewczynką. Dziecko utkwiło w misiu łagodne spojrzenie, które jednak zaczęło przeradzać się w smutną chęć posiadania, wyraźnie odbijającą się w szarych tęczówkach. Dziewczynka mocniej zacisnęła dłoń na łapce misia, nie chcąc nawet dopuszczać do siebie myśli, że mogłaby się z nim rozstać. Nie chciała, by ponownie ich rozdzielili. Puściła rękę mamy i kucnęła przed misiem, patrząc w jego czekoladowe oczy. Poczuła ukłucie w serduszku, gdy dostrzegła, że nie mają w sobie blasku, którym zawsze ją obdarzały – jak gdyby uczucie się z nich ulotniło, a tym samym z niego całego także. Wtuliła się mocno w jego futerko, ale doznała wrażenia, jak gdyby stało się… szorstkie. Z oczu popłynęły jej łzy, ale szybko otarła je rękawem bluzki i wstała, patrząc na mamę, która posłała jej wystraszone spojrzenie. Dziewczynka uświadomiła sobie, że jej czas z misiem dobiegł końca. Nie chciała również zachować się samolubnie – nie mogła przecież zatrzymać go na zawsze. Każdy powinien być w stanie zaznać ciepła i towarzystwa kogoś takiego jak on, kogoś dla niej wyjątkowego. Choć serduszko nadal ją bolało, chwyciła mocno łapkę misia i zaczęła ciągnąć w stronę dziewczynki na wózku. Objęła go mocno i podniosła, chcąc podać dziecku, a wtedy wiatr dostarczył do jej nozdrzy zapach jego pluszu, dochodzący z miejsca rozerwania, o którym zapomniała wspomnieć rodzicom. Właściwie nie zapomniała, a zrobiła to specjalnie, by móc dzielić z nim jeszcze inną tajemnicę, o której nie wiedziałby nikt inny. Dziecko nie wiedziało, co zrobić, ale odruchowo wyciągnęło przed siebie słabe ręce i chwyciło misia za uszy, po czym powoli położyło na swoich kolanach. Dziewczynki skrzyżowały spojrzenia i poczuły ciepło, które rozeszło się po ich ciałach. Nie wiedziały, co oznacza i nie rozumiały, co się stało, ale każda z nich czuła, że tak po prostu musiało być. Kobieta posłała dziewczynce uśmiech, przyjmując dziękczynny wyraz twarzy, a jej mama chwyciła ją za rękę. Wtedy mała istotka zrozumiała, że jest po prostu jedną z wielu, przez których ręce przejdzie to pluszowe szczęście. I nie czuła się z tym źle, bo zrozumiała, że taka jest kolej rzeczy.
Jej humor podniósł się odrobinę bardziej, gdy parę minut potem ujrzała kobietę z córką wchodzące do domu niedaleko ich. Uświadomiła sobie, że będzie w stanie widywać misia, a może nawet z nim rozmawiać, gdy będzie tego potrzebowała. Świadomość, że nie straciła go na zawsze stała się czymś, dzięki czemu nie było jej aż tak smutno po jego odejściu. Dotarło do niej, że tak naprawdę go nie straciła i miała nadzieję, że nigdy tak się nie stanie. Bywały dni, gdy płakała, patrząc w pusty kąt pokoju i wspominając wspólne chwile, lecz zdarzały się też takie, gdy cieszyła się i dziękowała, że mogła znów być szczęśliwą tak, jak nigdy wcześniej. Jednak każdego kolejnego rozumiała i akceptowała coraz więcej – małymi kroczkami do przodu.

Iluzja


Zabawa trwała w najlepsze już od paru dobrych godzin. Ludzi nie było wielu, jako że Gospodarz ograniczył się do grona najbliższych mu osób. To jednak nie zmieniało faktu, iż łatwo można się było zgubić w minimalnym tłumie, jaki tworzyli goście, tańcząc na trawniku do muzyki lecącej z głośników. Nikt nie siedział przy stole. Nikt, oprócz dwóch osób.
Ci niespecjalnie mieli ochotę na zabawę. Woleli stonowane klimaty i liczyli na to, że w tym aspekcie zrozumieją zamiary Gospodarza. On jednak w ostatnim momencie całkiem zmienił plan, obracając wszelkie wcześniejsze ustalenia do góry nogami i robiąc coś spontanicznego, na co nigdy, jak sądzili, nie byłoby go stać. Zaskoczył tym nie tylko ich, ale niemal każdego, kto tego wieczora zawitał w jego skromne progi. Ludzie nastawili się na coś całkiem innego i ostatecznie musieli dostosować się do zaistniałej sytuacji.
Dziewczyna i chłopak siedzieli metr od siebie i obserwowali energicznie poruszające się po trawie osoby. Robiła w tym miejscu za parkiet, którego najwyraźniej brakowało każdemu z gości. Wszyscy zdawali się dobrze bawić i w pełni korzystać z wszelkich atrakcji. Muzyka leciała z dużych głośników ustawionych niedaleko wejścia do domu, a na stole leżały wykwintne dania i bogato zdobiona zastawa. Całe przyjęcie odbywało się na dworze, ponieważ dom odgrywał rolę oazy, do której nikt nie miał wstępu. Nie zaglądano tam, nie pytano o to miejsce, nawet na nie nie patrzono. Niektórzy zapewne twierdzili, że może nawet nie istnieje, jest jedynie wytworem ich wyobraźni, skoro stanowi aż taką tajemnicę.
Gospodarz poprosił gości, by ubrali się odświętnie, ponieważ pragnął nadać temu wydarzeniu patetyczny klimat. W pierwotnym zamyśle wszystko miało wyglądać całkiem inaczej, a atmosfera miała być o wiele bardziej luźna. Jego strój stanowił czarny golf z długim rękawem, spodnie w tym samym kolorze niedbale podwinięte na wysokości kostek oraz biały krawat, wyróżniający się na tle czarnego ubioru. Chciał nim zaprezentować kompletną swobodę i odbiec jak najdalej od elegancji. Jednak w ostatnim momencie zmienił zamiary, które przekazał jedynie gościom, zapominając o sobie. Dlatego też na trawniku tańczyły pary wyjęte jakby żywcem z książęcych dworów lub pałaców wysoko postawionych w społeczeństwie ludzi. Szerokie suknie kobiet szeleściły na wietrze, rozkładając się w wachlarz barw i kształtów, a smokingi mężczyzn zdawały się opatulać ich od stóp do głów, nie zostawiając ani milimetra skóry na jakikolwiek płytki oddech czy niegodny ruch. Wszystkie chwyty i spojrzenia były wyszukane i dystyngowane, żadne oko nie spoczęło na kimś bez przyczyny, a żadne muśnięcie dłoni nie było jedynie kapryśnym zalotem. Każdy z tańczących sprawiał wrażenie obeznanego w sytuacji i panujących warunkach, choć tak naprawdę nikt nie był w stanie w pełni pojąć tego, czemu takie rzeczy miały miejsce i kto kierował nimi jak kukiełkami w teatrze.
Oni dwoje nie rozumieli tych zasad i nie chcieli udawać, że jest inaczej, ku uciesze ogółu. Pragnęli po prostu siedzieć w ciszy i przyglądać się panującemu wokół chaosowi, sprawiającemu wrażenie zamkniętego w ramy ładu i harmonii. Upchniętego między delikatne ściany równowagi i spokoju, które jednak drżały w posadach, gdy spojrzało się z odpowiedniej strony lub patrzyło wystarczająco długo. Z jednej strony współczuli Gospodarzowi, lecz z drugiej - czego mógł oczekiwać po nagłej zmianie planów? Ludzie nie są w stanie spontanicznie przystosować się do nowych warunków, ponieważ działają na określonych zasadach. Jeśli te się nie sprawdzają, starają się zmienić własną pozycję i myślenie tak, by móc wcielić je w życie - z innej perspektywy lub z innym podejściem, jednak z tym samym mechanizmem działania. Niezmiennie, od początku do końca, każdy z nas ma zapisany w sobie specjalny schemat, dzięki któremu jest w stanie odnaleźć się w losowych sytuacjach, jakie życie rzuca nam pod nogi jak kłody.
Sam Gospodarz momentami jawił się dwóm młodym osobom jako zjawa, iluzja, wałęsającą się z miejsca na miejsce, jedynie udająca egzystencję. Przesiedział na ławce schowanej za niewielkimi krzakami niemalże cały wieczór, patrząc w ekran telefonu, który rozświetlał mu bladą twarz i uwydatniał wyraźne już kości policzkowe. Efekt potęgowały również znajdujące się pod jego oczami wory, które nie uszły uwadze młodych ludzi. Tańczącym i bawiącym się w najlepsze może i tak, ponieważ niewielu zwracało uwagę na to, co działo się wokół, ale ta dwójka widziała wszystko. Każde przetarcie twarzy dłonią, na powierzchni której zostawały resztki siły czy jakiejkolwiek odwagi, każde niezdarne założenie włosów za uszy, mające zapewnić coś na kształt komfortu i bezpieczeństwa z własnymi myślami oraz zamiarami, a także oczy rzucające pozbawione wesołości spojrzenia na ludzi, gdy udało im się oderwać od jasnego ekranu na parę sekund. Jego palce zdawały się tańczyć po płaskiej klawiaturze, jak gdyby chaotycznie dobierając słowa, które przekazywał osobie po drugiej stronie.
W pewnym momencie siedzący przy stole spojrzeli na siebie i od razu odwrócili wzrok, gdy tylko dostrzegli swoje źrenice w przyciemnionym świetle, rozjaśnionym małymi błyskami z otoczenia. Woleli być niewidoczni, ale jednocześnie pragnęli wymieniać spojrzenia bez jakiegokolwiek zażenowania. Nie chcieli oglądać siebie, choć w pewnym sensie na to czekali cały wieczór, niechętnie skupiając wzrok na otoczeniu i innych ludziach. Może nadszedł w końcu czas, by przyjrzeć się najbliższym osobom? Przez ich głowy przewinęły się podobne myśli, które jednak wkrótce zostały stłamszone przez tę wybijającą się na szczyt.
Przenieśli spojrzenia na Gospodarza, który już nie siedział na ławce, a szedł w ich stronę. Nie wiedzieli, czego się spodziewać, więc zastygli w bezruchu i obserwowali jego kościstą sylwetkę, zbliżającą się w powolnym tempie. Gdy w końcu stanął za nimi, położył dłonie na ich głowach i zamknął oczy. Westchnął cicho, ale słyszalnie, po czym skierował kroki do oazy, w której znikł parę sekund potem i nie pojawił się do końca trwania wydarzenia.



Najlepiej tworzy się w chaosie. Świadomość trzymania go w ryzach rozmywa się w powietrzu szybciej niż oddech.

Obawa


Wciągał w nozdrza przyjemny zapach jej ciepłego ciała, starając się ignorować te napływające z otoczenia, które zdawały się psuć cały klimat. Próbował się wyciszyć i skupić na oddechu dziewczyny, ale grająca wokół głośna muzyka niemalże całkowicie zagłuszała wszelkie odgłosy, jakie mogły zarejestrować jego uszy. Zamykał oczy, by dokładniej skupić się na wszelkich doznaniach, ale z tyłu głowy wciąż miał obraz miejsca, w jakim się znajdowali i wybicie go z umysłu graniczyło z cudem.
- Nie przestawaj - poprosiła dziewczyna, biorąc zaraz po tym głęboki wdech.
- Próbuję... - przyznał, po czym rozejrzał się na boki, by upewnić się, że niczyj wzrok nie jest skupiony na ich zamkniętych w tańcu ciałach.
Wtem usłyszeli wystrzał pistoletu i zamarli, nie chcąc zrobić jakiegokolwiek zbędnego czy gwałtownego ruchu. Spojrzeli sobie w oczy, by upewnić się, że oboje nadal kontaktują, po czym na ciała oceniając, czy są cali i zdrowi. Żadne z nich nie miało na sobie najmniejszego zadrapania, co nie zmieniało faktu, że niedaleko nich coś się wydarzyło. W pośpiechu zarzucili na siebie ubrania i wybiegli jak burza z pokoju, przekręcając wcześniej klucz w zamku, by móc wydostać się do jeszcze bardziej dusznego holu.
Ujrzeli biegających w popłochu ludzi - niektórych w ich poprzednim stanie, a innych w odświętnym niemalże od stóp do głów. Prawie każdy trzymał coś w dłoni - jak nie szklankę lub butelkę, to papierosa albo telefon. Istna mieszanka zainteresowań. W powietrzu nadal unosił się mdlący zapach, w którym mieszały się ze sobą alkohol, tytoń oraz wiele więcej. Ludzie zbiegali w dół po schodach, zachłannie chwytając się poręczy, jak gdyby była ich ostatnią deską ratunku. W pewnym sensie mogło się to zgadzać. Niektórzy ześlizgiwali się ze stopni, ale wtedy osoby towarzyszące od razu podnosiły je do pionu, by móc ułatwić dalszy bieg. W uszach ciągle dudniła głośna muzyka, nie pozwalając skupić myśli.
Chłopak chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę ludzi, którzy porwali ich swoim prądem. Pokonali schody w tak zawrotnym tempie, że osoby przyglądające się temu z boku mogłyby spokojnie stwierdzić, że po prostu spłynęli z góry na dół. Po chwili jednak wpadli na ścianę stworzoną z ludzkich ciał, albowiem wszyscy, którzy znaleźli się przed nimi, stali zapatrzeni w rozgrywającą się scenę. Na ziemi leżała młoda dziewczyna, a w jej klatce piersiowej ziała dziura, z której strumieniem wypływała krew. Wsiąkała w biały jak puch dywan, tworząc kolorem coś przypominającego watę cukrową. Ledwo obecne oczy przeskakiwały z osoby na osobę, niemo wołając o pomoc. Usta były lekko rozwarte, próbując wydać z siebie ostatnie tchnienie, ale nie będąc w stanie. Wszyscy stali zapatrzeni w scenę jak obrazek, nikt nie był w stanie się poruszyć ani jakkolwiek udzielić pomocy umierającej dziewczynie. Żadna z osób jednak również nie czuła takiej potrzeby, z wewnątrz czy zewnątrz. Ludzie odnosili wrażenie, że odgrywa się między nimi coś, co powinno mieć miejsce, jak gdyby naturalna kolej rzeczy. Pozwalali dziać się temu, co nigdy tak naprawdę nie powinno było się wydarzyć.
Dziewczyna mocno zgięła palce, by chwycić chłopaka za rękę, a tym samym dodać sobie otuchy, ale nie napotkała w tamtym miejscu gładkiej skóry, a twardy spust pistoletu, na którym zacisnęła palec wskazujący. Sekundę potem uniosła broń przed siebie i zaczęła mierzyć w każdą stojącą na piętrze osobę. Poczuła strach, a zaraz potem żądzę mordu. Te dwa skrajne uczucia mieszały się w niej, przechodząc gwałtownie z jednego w drugie, a ona nie była w stanie ich w żaden sposób okiełznać. Udało jej się jednak wypuścić broń z ręki, która z hukiem uderzyła w ziemię i wypaliła w stronę martwej już dziewczyny. Jak się jednak okazało, kula dopiero wtedy przeszyła ją na wylot, przez co bezwładne ciało upadło na miękki, puszysty dywan i zaczęło barwić go na różowo. Dziewczyna doznała déjà vu. A co, gdyby była na jej miejscu - za to sprawczynią zbrodni stała się niewinna istota, leżąca na dywanie? Nie umiała pozbyć się z głowy myśli, że coś tu wyraźnie nie gra. Nie panowała nad sobą i nie potrafiła zaakceptować myśli, że to mogło wydarzyć się naprawdę. Dopiero gdy zaczęła się nad tym głębiej zastanawiać, uświadomiła sobie, że dziewczyna leżąca na ziemi jest jej totalnym przeciwieństwem. Nie była w stanie dokładniej tego wyjaśnić, ale czuła wewnątrz siebie, że to całkiem inna osoba, jak gdyby jej odbicie w krzywym zwierciadle, ale w pewnym sensie lepsze - poza tym, że nieżywe.
Zamrugała parę razy i uświadomiła sobie, że znalazła się z powrotem pod chłopakiem. Spojrzała w jego oczy, które zdawały się przeszywać ją na wylot - niemalże jak kula z wystrzału. Wiedziała, że są blisko kulminacyjnego momentu, ale nie czuła się gotowa. Chciał to wyczytać z jej oczu i zobaczyć, że nie może zwlekać. Nie miał zamiaru zadać jej bólu, ale wiedział, że sam musi podjąć tę decyzję.
- Gotowa?
Pokręciła szybko głową i zacisnęła wargi, po czym uciekła wzrokiem, nie chcąc się bardziej przed nim obnażać. Wyczytał już z jej twarzy wystarczająco.
Jedynym, co zdążyła zarejestrować, zanim zamknęła oczy, był chłodny palec przyciśnięty do jej skroni, przywodzący na myśl lufę pistoletu, a po tym wystrzał. Nie potrafiła jednak do końca określić, czy to właśnie on przeszył jej ciało bólem.


Opowiadanie inspirowane piosenką Gorillaz – Sex Murder Party