Prezent

Czemu większość ludzi patrzy tylko na naszą okładkę? Nieliczni czytają wstęp, mniej osób poznaje treść. Jeszcze inni wierzą wyłącznie krytykom, bez większego zainteresowania nami samymi.

Leżę w tym miejscu od nie wiem jak dawna, przestałam liczyć dni. Mogę patrzeć tylko i wyłącznie przed siebie, to jednak nie zmienia kompletnie niczego. Widzę wielką, ciemną plamę - jedyny obraz, jaki znam od dłuższego czasu. Czuję się coraz bardziej słaba - koleżanka, która mnie przygniata, chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dużo waży. Wiem, że to nie jej wina – po prostu ktoś miał większy pomysł do rozbudowania jej historii niż mój autor. Mam niecałe trzysta stron, ona może mieć nawet dwa razy więcej. Dźwigam ją od dawna i odnoszę wrażenie, że dłużej już nie pociągnę. Staram się jak mogę, ale czuję się tak, jakbym w każdej chwili miała zapaść się do własnego wnętrza.
Co jakiś czas słyszę krzyki dzieci spoza księgarni, które oznajmiają całemu światu, jak bardzo nas nie lubią i jakie bezużyteczne jesteśmy. Niektórzy nawet mają tupet, by chwalić się tym, jak wiele owadów rozpłaszczyli nami na ścianach lub jak bardzo przydatne jesteśmy do przepisywania prac z Internetu, służąc za twardą podstawkę. Czuję się wtedy kompletnie zawiedziona ludźmi, zaczynam coraz mniej w nich wierzyć.
Gdy słyszę głośne kroki na posadzce i podniecone głosy - to napawa mnie ogromną radością. Za każdym razem mam nadzieję, że ktoś w końcu po mnie sięgnie. Gdy jednak znów księgarnia zostaje zamknięta, a ja nie potrafię odróżnić dnia od nocy, jeśli chodzi o otoczenie, zaczyna mnie to coraz bardziej smucić.
Czasami widzę światło po bokach, gdy ludzie podnoszą moje koleżanki. Niektórzy nigdy nie odkładają ich z powrotem, tylko kierują się z nimi prosto do kasy, a na ich miejsca kładzione są inne, które – jak ich poprzedniczki – zamykają mi drogę do światła i ludzi. Ogromnie im tego zazdroszczę, nigdy nie chciałam być gorsza. Wierzyłam, że też mam w sobie coś więcej – ładną okładkę, ciekawy opis i przyjemny wygląd – coś, co mogłoby ich zachęcić. Nie mam przecież pozaginanych rogów czy plam na sobie. Jednak z każdym kolejnym dniem przekonuję się, że moje oczekiwania znów pozostaną tylko i wyłącznie snami na jawie.
Najbardziej współczuję tym, które są podnoszone i oczyszczane z kurzu, a następnie odkładane z powrotem. Rozumiem, że człowiek nie musi od razu być czymś zauroczony, lecz robi ogromną nadzieję, a to strasznie boli. Jeszcze bardziej niż to, co czuję ja.
Zawsze chciałam zostać podarowana komuś na urodziny, miałam ochotę zobaczyć tą uśmiechniętą twarz i roześmiane oczy – znak, że ktoś jednak mnie docenił, że ktoś potrafi poprawić mną humor komuś innemu. Taki podarunek ma w sobie jeszcze więcej magii niż gdyby kupione zostało coś innego. Od bardzo dawna tak sądzę. I czekam na ten moment.
Pewnego dnia ktoś podniósł moją ciężką koleżankę i ujrzałam światło, które całkowicie mnie oślepiło. Od razu zachciałam, by ktoś lekko mnie przysłonił lub wziął, przytulił i nie oddał. Nigdy.

Nadszedł jednak kolejny dzień. Gdy otworzyłam oczy, znów ujrzałam ciemność. Westchnęłam cicho i zignorowałam szczęście, które ogarnęło mnie poprzedniego dnia.
W pewnym momencie usłyszałam czyjeś podniecone głosy i ktoś znów dał mi dostęp do światła. Po chwili zostałam podniesiona. Poczułam, jak trzyma mnie ciepła dłoń i ujrzałam uśmiech dziewczyny, która wpatrywała się we mnie urzeczona.
- Myślisz, że jej się spodoba? – spytała towarzyszkę stojącą obok.
- Tak, od dawna mi o niej opowiadała. Mówiła, że zawsze chciała ją kupić, lecz nigdzie nie potrafiła jej znaleźć.
Moje serce lekko podskoczyło. Ktoś… ktoś mnie szukał?
Zaczęłyśmy się przemieszczać w stronę kasy. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Zostałam oddana w ręce dziewczyn. Schowały mnie delikatnie do ozdobnej torebki, którą trzymała jedna z nich i poszły przed siebie. Skręcały gdzieś kilka razy, lecz nie miałam pojęcia, gdzie szłyśmy.
Wtem jedna z nich włożyła koło mnie coś długiego, płaskiego, w fioletowym opakowaniu. Po dłuższej chwili do moich okładek doszły śmiechy. Serce zaczęło mi szybciej bić. Ta chwila nadchodziła wielkimi krokami, czułam to na stronach.
- Wszystkiego najlepszego, Kath! – usłyszałam ciepły głos dziewczyny, która podniosła mnie ze stanowiska z przecenami. Poczułam, jak przesunięto mnie do przodu i ujrzałam w górze twarz innej, nieznanej mi dziewczyny. Sięgnęła ręką w moją stronę, chwyciła za grzbiet i wyciągnęła. Torebkę postawiła na ziemi i zaczęła się we mnie wpatrywać. Ujrzałam, jak w jej oczach zbierają się łzy, a na ustach pojawia się szeroki uśmiech. Przytuliła mnie do siebie, poczułam bicie jej serca i uświadomiłam sobie, jak warto było przeboleć tamte gorsze chwile. Na taką, jak ta, czekałam całe moje życie.

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę Ci tego, że potrafisz pisać w metaforze. Piękny rozdział który ukazuje prawdziwą ludzkość. Takie rozdziały są najlepsze ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego, trening czyni mistrza :) Dziękuję, właśnie na tym mi zależało. Chciałam ukazać takie ludzkie cechy, by jakoś dały do myślenia :3 Naprawdę dziękuję!

      Usuń